Rozdział 33

1.9K 181 18
                                    

13 lutego, 2004: piątek

Harry opadł na krzesło za swoim biurkiem i przycisnął palce do skroni. Ból głowy narastał przez całe popołudnie i Potter do tej pory jeszcze nie miał okazji wypić eliksiru. Zerknął na zegar. Biorąc pod uwagę dziewięciogodzinną różnicę czasu w San Francisco była teraz ósma rano — nie aż tak wcześnie, aby nie zadzwonić do Manny’ego. Wyciągnął z kieszeni kawałek papieru, na którym Manny nabazgrał mu numer swojej komórki i sięgnął po telefon.
To dzięki naleganiom Hermiony, kilka lat temu, w każdym gabinecie zainstalowano aparaty telefoniczne. Gdy tylko awansowała na szefa Działu Komunikacji, zdenerwowała całkiem sporą ilość ludzi swoimi naleganiami, aby zintegrować technologię mugolską z procedurami operacyjnymi Biura Śledczego. Sesje szkoleniowe, które organizowała, okazały się wyjątkowo zabawne, gdyż niektórzy z czarodziejów w całym swoim życiu nie widzieli telefonu czy komputera.
Teraz ciągle jeszcze starała się o to, aby podłączono Internet.
Harry rzucił wokół pokoju szybkie zaklęcie wyciszające i dodatkowo sprawdził, czy nikt nie podłożył mu żadnych urządzeń monitorujących. Zapytał siebie w myślach, czy czasem nie stał się paranoidalny. Ziewnął, wykręcając numer Manny’ego. Jak to możliwe, że obudził się zaledwie dwadzieścia cztery godziny temu? Do trzeciej nad ranem rozmawiał z Fallinem i Bassem, a potem udało mu się zdrzemnąć na biurku. Kolejna seria spotkań miała rozpocząć się o dziewiątej.
— Słucham?
— To ja... Harry.
Manny głośno wypuścił powietrze do słuchawki.
— Dobrze cię słyszeć. Właściwie miałem nadzieję, że zadzwonisz wcześniej.
Harry uśmiechnął się.
— Martwiłeś się o mnie?
— Oczywiście! Jak diabli! — W jago głosie obok frustracji pobrzmiewała nutka humoru. — Jak poszło?
— Tak, jak mogłem oczekiwać — odparł Potter i usiadł z powrotem na krześle.
— Cały dzień spędziłem na spotkaniach z szefami wszystkich działów, a potem z grupą wyższych rangą pracowników. Doszło do kilku sprzeczek, ale to nie było nic, z czym nie mógłbym sobie poradzić. Nie sądzę, aby większość z nich wierzyła, że groźba naprawdę istnieje.
— Szczerze mówiąc, nie jestem zaskoczony.
— Najwyraźniej myślą, że zwariowałem albo niewątpliwie zły Draco Malfoy, Amerykanie czy jeszcze ktoś inny urządzili mi pranie mózgu. W najlepszym wypadku uważają, że mam paranoję. — Manny na drugim końcu linii parsknął, co Harry skwitował westchnieniem. — Kilku z nich otwarcie oskarżyło mnie o myślenie kutasem.
— Żartujesz. — W głosie Manny’ego zabrzmiała dziwna mieszanka wesołości i urazy.
— Chciałbym. Po raz pierwszy publicznie przyznałem się, że jestem biseksualny. Okazało się to trudniejsze, niż sądziłem.
— Było aż tak źle?
— Tak, nie miałem pojęcia, że niektórzy są takimi homofobami — odparł Harry i zsunął się nieznacznie z krzesła. — Albo że będą tak cholernie zadowoleni, słysząc to, co im powiedziałem! Czuję, jakby ktoś zdjął mi z oczu zasłonę i nagle wszystko widzę wyraźnie. Nie sądzę, aby także chcieli to zobaczyć.
— Bo może naprawdę nie widzą — wtrącił Manny.
Harry kiwnął głową i zamknął oczy.
— Sądzę jednak, że kilku z nich udało mi się poruszyć. W tym śledztwie nasza praca dobiegła jednak końca.
— Nie oczekiwałem, że to będzie łatwe. Mam nadzieję, Harry, że wiesz, w jakiej jesteś sytuacji.
— Byłoby lepiej, gdybym nic nie robił — westchnął Potter. — Jeżeli mam rację i śmierciożercy rzeczywiście posiadają wpływy w Biurze Śledczym, zrobią wszystko, co mogą, aby mnie zdyskredytować.
— Jeśli nie będziesz ostrożny, przekształci się to w polowanie na czarownice. Eee... tak się mówi. — Harry zachichotał w odpowiedzi. — Czyli zgodzili się na większość punktów porozumienia, tak?
— Jedyne, z czym nie chcą iść na kompromis, to sprawa zaopatrzenia was w tymczasową siedzibę.
— Nie szkodzi, gra i tak była warta świeczki. Jeśli znajdziemy coś odpowiedniego, zorganizujemy biuro bardzo szybko.
— W związku z tym naprawdę zgodzili się zapewnić pomoc naszych pracowników. Cała reszta także została mniej więcej zaakceptowana. Jeśli dasz mi numer faksu, wyślemy ci skorygowaną umowę. Hermiona ma pomysł, jak ją zakodować. Wygląda na to, że zna metodę szyfrowania, o której wspomniałeś.
— Jestem pewien, że zna — odparł Manny. W jego głosie słychać było podziw. Podyktował numer faksu, który Harry zapisał w magicznym notatniku.
— Zakładając, że ze wszystkim się zgodzimy, chcielibyśmy przetransportować nasz zespół w poniedziałek, spotkać się z twoimi ludźmi i zacząć działać.
— Kto przyjedzie? — zapytał Harry, czując, że jego żołądek lekko się skręca.
— Ja, Cecelia i kilka osób, których nie znasz. — Manny przerwał i w tym momencie serce Harry’ego zatrzymało się. Nie, żeby oczekiwał, że Draco przyjedzie, naprawdę, ale... — Rozmawiałem z nim zeszłej nocy. Dałem mu rozszyfrowane dokumenty i powiedziałem o śledztwie, które planujesz.
Harry znieruchomiał, czując kolejny skurcz żołądka.
— I... co on na to?
— Z jedną rzeczą na pewno mu ulżyło. Nie chciał myśleć, że pracowałeś przeciwko niemu. I wyglądało na to, że w innych sprawach także uznał, iż postępowałeś właściwie.
— Więc... — Harry zazgrzytał zębami. Gdyby Draco chciał mu dać drugą szansę, pewnie Manny powiedziałby o tym od razu. — Nadal się na mnie wścieka?
— Nie, Harry, oczywiście, że nie, ale... Nie będę ci robił nadziei. On teraz przybrał pozycję obronną. Naprawdę został zraniony i nie chce przeżywać tego po raz kolejny.
— Ale to wszystko było nieporozumieniem — jęknął Harry, z frustracji zaciskając pięść na swoich włosach. — Nie zamierzałem niczego przed nim ukrywać.
— Wiem, wiem — westchnął Manny. — Rozmawialiśmy bardzo długo i... Harry, on się boi. Naprawdę jesteś dla niego ważny i myślę, że przeraża go, że ty nie czujesz w ten sam sposób.
— Ależ tak, czuję — odparł Harry. — Na Boga, to prawda. Nigdy wcześniej do nikogo tego nie czułem, nawet do byłej żony.
Na drugim końcu linii na chwilę zapadła cisza.
— To wiele wyjaśnia.
— Nie jestem tobą, Manny. I bez urazy.
— Ale on o tym nie wie, prawda? Nie znasz go, Harry. Przez ostatnie dwa tygodnie obaj udawaliście kogoś, kim nie jesteście. Jak możesz myśleć, że się zakochałeś?
— Nie, tak nie uważam. — Harry westchnął. — Ale on nawet nie dał temu szansy.
— Dla ścisłości, wszystko jest bardziej skomplikowane niż tylko to, co wasza dwójka chciała lub chce. — Głos Manny’ego pobrzmiewał zmęczeniem i defensywnym rozdrażnieniem.
— Przepraszam — powiedział Harry, naciskając koniuszkami palców na pulsującą żyłkę pod okiem i próbując w ten sposób stłumić ból głowy.
— Wiem, że miałeś nadzieję, że on przyjedzie i pomoże ci, ale Draco jeszcze nie jest gotowy do powrotu. Powiedział mi, że jeśli będzie mógł, dostarczy ci informacje.
— Dziękuję, że z nim porozmawiałeś. — Harry ponownie westchnął. — Dasz mu numer mojego telefonu? Może dzwonić, kiedy tylko zechce, linia jest bezpieczna.
— Jasne. — Manny zamilkł i Harry skrzywił się, rozumiejąc, jak bardzo był samolubny.
— Czekam na ciebie w poniedziałek — powiedział. — Jack może omówić szczegóły podróży z asystentką Hermiony, Peggy. Myślisz, że przybędziesz świstoklikiem w poniedziałek rano?
— Raczej w niedzielę wieczór. Wiesz, u nas będzie wtedy rano.
Harry uśmiechnął się do słuchawki.
— Mam nadzieję, że przed podróżą porządnie się wyśpisz. Ta zmiana czasu jest wyjątkowo nieprzyjemna.
— Będę niecierpliwie czekał na spotkanie z tobą. I przykro mi w związku z Draco. — W głosie Manny’ego słychać było szczerość, co sprawiło, że Harry poczuł się lepiej.
— Przyjedziesz w niedzielę na Heathrow?
— Prawdę mówiąc, nie dam rady... mam coś do zrobienia tego wieczoru. Myślę, że przywita cię Hermiona. I pewnie także dyrektor wydziału. Pamiętasz, jak wygląda Hermiona, prawda?
Manny wydał z siebie dźwięk podobny do kaszlu.
— Tak, w zasadzie tak.
Harry uśmiechnął się tak naprawdę pierwszy raz tego dnia.
— Dziękuję, Manny. Za wszystko.
Kiedy się rozłączył, oparł na moment czoło o blat biurka. Był wyczerpany, bolała go głowa, a jeszcze nie skończył. Ponownie wziął do ręki telefon i wybrał numer przyjaciółki.
Trzy minuty później Hermiona weszła do jego pokoju.
— Gotowy do wyjścia?
— Tak — odparł Harry, wyciągając poprawioną wersję umowy. — A tu masz numer. — Wsunął małą, żółtą kartkę za pierwszą stronę.
— Zaraz to zakoduję, żeby Peggy mogła wysłać, zanim wyjdzie z pracy. Dobrze się czujesz?
Harry uniósł wzrok i zobaczył, że przyjaciółka przygląda mu się ze zmarszczonymi brwiami.
— Boli mnie głowa — odparł gderliwie. — Coraz mocniej.
— Wziąłeś coś? — Wyciągnęła różdżkę, jak gdyby w gotowości na rzucenie zaklęcia przeciwbólowego bądź przywołanie eliksiru z własnego biura.
— Nie — odpowiedział Harry. — Myślę, że to z powodu braku kofeiny. Nic, czego nie załatwi kilka filiżanek herbaty. — W końcu przez ostatnie tygodnie wypijał spore ilości kawy.
Hermiona, ze sceptycznym wyrazem twarzy, zamknęła za sobą drzwi i pochyliła się w jego stronę.
— Naprawdę wierzysz, że zaproszono nas do współpracy w jakiejś poważnej sprawie? — zapytała, siadając na krześle przy biurku.
Harry skinął głową.
— Nie mogę tego wyjaśnić, ale po wyjeździe wszystko było inne. To tak, jak gdyby tutaj trudniej mi się myślało, jakbym cały czas był śpiący.
— Pewnie nie chodzi ci o opóźnioną reakcję na podróż świstoklikiem? — uśmiechnęła się.
— Nie — westchnął. — Ale warto to zbadać, nie sądzisz?
Hermiona wstała i przejrzała trzymaną w rękach umowę.
— Jeśli to rzeczywiście robota śmierciożerców, jeśli oni naprawdę mają wpływ na naszą pracę, musimy się dowiedzieć. Mam wrażenie, że niedługo zrobi się tu całkiem fascynujące zamieszanie. — Uniosła brew i spojrzała na Harry’ego, który uśmiechnął się do niej najładniej, jak potrafił. — A poza tym, masz jakieś plany na jutrzejszy wieczór?
Harry potrząsnął głową i prawie się roześmiał.
— Raczej nie. Mógłbym spać. A dlaczego pytasz?
— Masz ochotę zjeść kolację ze mną i dziećmi? W Walentynki nie powinieneś być sam.
Harry poczuł nagłe ukłucie samotności.
— Nie, sądzę, że raczej nie. O której godzinie?

🌟

ZAGUBIONE SERCE / DrarryWhere stories live. Discover now