Rozdział 15

2.2K 206 4
                                    

8 lutego, 2004: niedziela

Harry'ego obudziły dźwięki krzątaniny w kuchni. Podniósł się i przetarł oczy, zauważając, że zegar na urządzeniu do kablówki wskazuje dziesiątą rano.
- Jasna cholera, niech to wszystko szlag trafi - mamrotał Malfoy.
Potter wstał, rozciągnął się i spojrzał w stronę kuchni.
- Draco?
Ujrzał Ślizgona, który w swoich ciemnozielonych spodniach od piżamy wyglądał wyjątkowo blado.
- Czuję się jak gówno - oznajmił. Poprawił zsuwające się okulary i pociągnął nosem.
- Nie jestem zaskoczony - odparł Harry. Wskazał na kanapę.
- Usiądź. Czegokolwiek szukałeś, znajdę to dla ciebie.
Malfoy jęknął i podszedł bliżej.
- Nie kłopocz się. Miałem tylko nadzieję, że został jeszcze jakiś eliksir na kaca. - Wzruszył ramionami i opadł na kanapę, chowając twarz w dłoniach.
Harry przywołał dla niego szklankę wody.
- Będziesz musiał poradzić sobie w mugolski sposób.
- Ile to trwa?
- Czasami kilka dni - wyjaśnił Harry, niezdolny do powstrzymania uśmiechu. Wręczył Ślizgonowi szklankę. Malfoy napił się i wykrzywił usta.
- Och, Boże. Prawdopodobnie nie dam rady przetrwać dnia w tym stanie.
- Masz aspirynę? - spytał Potter. - Na pewno pomoże. I musisz jeść.
- Nie jestem głodny - odparł Malfoy, zamykając oczy. Zaraz je jednak otworzył. Mruknął w rozdrażnieniu.
- Pokój wiruje. Niedobrze mi.
- Najlepiej coś tłustego - kontynuował Harry.
- Nie - jęknął Ślizgon. - Nie chcę jeść. Chcę zwinąć się w kłębek i spać.
Jak się okazało, Malfoy nie miał aspiryny, więc Harry musiał wyjść na zakupy. Wrócił po półgodzinie, niosąc także jajka i kiełbasę. Draco, przykryty kocem, spał na kanapie. Nie zdjął nawet okularów.
Harry zrobił kawę i przygotował śniadanie. Kiedy wrócił do salonu, aby nakryć do stołu, Ślizgona nie było, ale wkrótce pojawił się, jeszcze bledszy niż wcześniej.
- Wymiotowałem - odezwał się piskliwym głosem. - To normalne?
- Nigdy nie miałeś kaca? - zapytał Harry z niedowierzaniem.
Malfoy potrząsnął głową.
- Zawsze trzymałem pod ręką eliksir. I wierz mi lub nie, zeszła noc nie była typowa. Zwykle tyle nie piję.
- Nie sądzę, żeby to była wina alkoholu - wymamrotał Potter, prowadząc go do stołu.
- Racja - przyznał Draco, wzdrygając się. - Narkotyków zazwyczaj unikam. Nie mam zielonego pojęcia, co we mnie wczoraj wstąpiło.
- Zrobiło to co najmniej dwóch facetów - parsknął Harry, nalewając kawy.
Malfoy spojrzał na niego, ale nie odezwał się. Potter postanowił, że następnym razem ugryzie się w język.
- Chyba powinienem wziąć dzisiaj wolne - powiedział Draco, kiedy skończyli jeść.
- Gdzie moja różdżka? - Przeszedł chwiejnym krokiem do kuchni i zajrzał do kredensu pod mikrofalówką, ale wrócił z pustymi rękami. Myślał przez chwilę, po czym ruszył, przez przedpokój w stronę łazienki. Pojawił się po kilku sekundach, niosąc zgubę.
- To może trwać przez kilka dni? - wyjęczał. Harry kiwnął głową.
- A ty dobrze się czujesz?
- Nie do końca - odparł Potter, myśląc, że najlepiej nie wspominać, iż wspomógł się magią. - Ale przeżyję.
- Ja chyba nie. Chociaż jedzenie trochę pomogło. - Malfoy usiadł ciężko na kanapie i stamtąd próbował rzucić zaklęcie czyszczące talerze, ale te jedynie zatrzęsły się i nic więcej się nie wydarzyło. - Do cholery, nie mogę się skoncentrować - jęknął.
- Zajmę się tym - powiedział Harry, wyjmując z kurtki własną różdżkę. Odwrócił się w stronę Ślizgona.
- Skoro już zjadłeś, weź teraz aspirynę.
Draco kiwnął głową i opadł na poduszki kanapy. Harry przyniósł mu dwie pigułki oraz trochę wody i zmusił go do przełknięcia tabletek.
Siedzieli przez chwilę, a potem Malfoy wręczył mu swój telefon, aby wybrał numer kawiarni, w której pracował. Wymyślił historyjkę, jak to obudził się z bólem gardła, co ktoś po drugiej stronie słuchawki zdawał się przyjąć jako coś normalnego. Harry oparł się pragnieniu, aby zażartować, dlaczego gardło może Malfoya tak boleć.
- Nie ma innego wyjścia - powiedział Draco, gdy się już rozłączył. Odwrócił się w stronę Harry'ego. - Musisz jechać na Jarmark i kupić mi eliksir na kaca.
- Kurwa, nie ma mowy! - roześmiał się Potter.
- Dam ci pieniądze - dodał Ślizgon.
- Nie pójdę tam załatwiać twoich spraw - odciął się Harry i uśmiechnął się, gdy Draco wydął wargi.
- Ale jeśli chcesz, z przyjemnością będę ci towarzyszył.
- Och, daj spokój - wyjęczał Malfoy.
- Poza tym, to ty tak bardzo chciałeś tam pójść. Mógłbyś trochę pozwiedzać, kupić mi eliksir i wrócić.
Harry potrząsnął głową.
- Przykro mi, ale nie zgadzam się. Będziesz musiał jakoś to znieść. - Malfoy pisnął i zamknął oczy.
- A tak w ogóle, zasłużyłeś na to.
- Nikt nie zasługuje na coś takiego - lamentował Draco, opadając na ramię Harry'ego.
- Proszę. - Jego głos został stłumiony przez koszulę Pottera.
- Nie.
- Proszę.
- Nie.
Malfoy westchnął dramatycznie, po czym obaj zamilkli. Wszystko, co Harry mógł zrobić, to nie roześmiać się.
- Świetnie - warknął wreszcie Ślizgon, prostując się.
- Pójdziemy. - Zerknął na Harry'ego.
- Naprawdę? - Potter był autentycznie zaskoczony.
Draco skinął głową.
- Czuję się okropnie, Harry. Ledwie mogę rzucać zaklęcia. Nie przeżyję tego dnia.
Potter uśmiechnął się.
- Kiedy wychodzimy?
- Jak weźmiemy prysznic - odparł Malfoy, wąchając się.
- My?
- Oddzielnie - dodał Ślizgon, ignorując uśmieszek Pottera.
Harry nie dostał pozwolenia na wejście do sypialni, dopóki Draco nie był gotowy. Wykąpał się i wtedy dotarło do niego, że będzie musiał założyć wczorajsze ubranie. Malfoy z pewnością nie był w stanie rzucić na niego czyszczącego zaklęcia. Otworzył drzwi i zerknął do salonu, ale pokój okazał się pusty.
- Draco?
Usłyszał lecącą wodę, a potem Malfoy, bardzo blady, ukazał się w wejściu do ubikacji.
- Teraz znowu muszę umyć zęby - powiedział Ślizgon, przykładając dłoń do czoła.
Harry musiał przygryźć wargę, aby powstrzymać się od zbyt szerokiego uśmiechu.
- Mogę pożyczyć koszulę? - zapytał. - I jakąś bieliznę?
Na dźwięk słowa „bielizna" oczy Malfoya powędrowały prosto na podbrzusze Harry'ego, który, dla wygody, zostawił ręcznik w łazience. Ślizgon szybko odwrócił wzrok.
- Tak. Bokserki są w najwyższej szufladzie. Koszulę wybierz sobie z szafy - wyjaśnił, wyglądając na zakłopotanego.
Harry wyjął pierwszą koszulę, która wpadła mu w oko - szarą, z długim rękawem, ozdobioną logo nowojorskiego College'u Queen. Kiedy pojawił się, w pełni ubrany, Malfoy zdawał się nie zauważać, co Harry miał na sobie. W swoim puszystym, zielonym swetrze i z rozwichrzonymi włosami wyglądał na całkowicie przygnębionego.
- Biedactwo - powiedział Potter, nieco zmartwiony. Draco uśmiechnął się.
- Lubię cię w okularach - dodał i wyciągnął rękę, aby przesunąć oprawki trochę wyżej.
Malfoy wciągnął na głowę czarną, dzianinową czapkę, która niemal całkowicie przykrywała mu włosy.
- W tej chwili nie mam innej możliwości. - Sięgnął po płaszcz i kiwnął w stronę drzwi. - Chodźmy

ZAGUBIONE SERCE / DrarryWhere stories live. Discover now