Rozdział VI

2.6K 195 7
                                    

Leżała na twardej powierzchni, a tuż na nią napierał nieprzytomny mężczyzna, trzymający ją w ramionach, tak jakby pragnął ochronić ją przed całym światem. W tym przypadku, przed tlącymi się płomieniami ognia.
Sherlock Holmes trzymał Alice w swych ramionach skutecznie obraniając ją przed toksycznym wybuchem materiałów pirotechnicznych w jej telefonie.
Obydwoje leżeli na środku marmurowego chodnika, tuż obok zmasakrowanych samochodów i domów. Cudem było, że przeżyli. Wszystko i wyłącznie dzięki temu, iż w porę detektyw zrozumiał, że pod klapką ma podłożony podsłuch - Moriarty obawiał się, że dziewczyna coś powie. W porę chciał ją skutecznie zlikwidować.
Alice powoli otworzyła oczy, z wielką trudnością zaczerpnięcia świeżego powietrza. Ujrzawszy na sobie nieprzytomnego mężczyznę, powoli przeniosła się do pozycji siedzącej. Zaczerpnąwszy głęboki zapas powietrza, zaczęła się krztusić, bowiem w powietrzu unosił się okrutny tlenek węgla. Rozbudziła tak i detektywa, która od razu zerwał się na równe nogi i pokręcił kilka razy głową intensywnie o czymś myśląc. Zerknął gwałtownie na zdziwioną dziewczynę po czym chwycił mocno jej dłoń i pociągnął za sobą.

- Co Ty wyprawiasz?! - wrzasnęła, próbując się mu wyrwać.

- Tu jest niebezpiecznie. Jeżeli tak bardzo chcesz, mogę Cię tu zostawić. Jeśli chcesz jednak przeżyć, to zamknij się i rób co mówię, bo twoje jakiekolwiek myślenie w tej chwili nie przynosi nikomu nic dobrego - wypowiedział potokiem słów, szybko i gwałtownie.

Zauważywszy milczenie dziewczyny, po prostu chwycił ją ponownie i podbiegł na północ.

•••

- Sherlock?! - wrzasnął John, ujrzawszy przyjaciela, który powoli wchodził po schodach. Dopiero po chwili zauważył nieznaną mu dziewczynę. - Gdzie Ty byłeś?!

Holmes bez słowa wparował do swojego salonu i siłą pchnął Alice na jeden z foteli, bez grosza szacunku. Sam zasiadł na przeciw niej i z lodowatym, jak to zwykle miał w zwyczaju, spojrzeniem rzekł, nie zwracając uwagi na Watsona.

- W Twojej komórce Moriarty umieścił podsłuch, oraz toksyczny kwas dla zabezpieczenia. Pomimo Waszej chorej współpracy nie ufał Ci w pełni i obawiał się, że komuś coś powiesz. Gdy zaczęłaś mówić mi co Cię z nim łączy, Moriarty jak najszybciej pragnął Cię uciszyć. W porę wyjąłem Twój telefon z kieszeni kurtki. Od tego wybuchu moglibyśmy zginąć my oboje.

Alice popatrzyła na niego nie ukrywając zdziwienia.

- Jak dużo już wiesz? - zapytała.

- Cóż, mogę sądzić, że Moriarty jest w posiadaniu czegoś, lub kogoś, na kim Ci zależy. Jak sama zdążyłaś mi powiedzieć - Twojej siostry. Próbą szantażu chciał abyś pewnie wyciągnęła ode mnie jak najwięcej informacji, niechaj zgadnę - wypadek Twoich rodziców był jedynie zmyłką - Holmes w pewnym momencie wstał i zaczął krążyć niczym sęp nad dziewczyną, nie przerywając potoku słów wypowiadających się z jego ust. - Możliwe, że miałaś się zbliżyć do mnie i do Scotland Yardu, i wyciągnąć jak najwięcej rzeczy tajnych, lub ściśle strzeżonych... Moriarty posiadając je byłby tutaj, w Anglii po prostu Panem. Aach, i jeszcze jedno! Moriarty idealnie porwał Twoją młodszą siostrę, a szantaż jest tutaj dodatkiem - w przeszłości zrobiłaś coś karalnego, przez co Moriarty dobrze wie, za którą linkę ma pociągnąć.

Alice patrzyła na niego z krztą niedowierzania.

- Mówili, że jesteś szybki. Ale, że aż tak?

- To moja praca. - odrzekł Sherlock bez ani grama życzliwości.

W pewnym momencie John Watson przypomniał o swojej obecności w tymże pomieszczeniu i uderzył kilka razy w stół.

- Powie mi ktoś tutaj, o co w tym wszystkim chodzi?

Sherlock Holmes ✔Where stories live. Discover now