Rozdział XII

2.2K 163 44
                                    

- Hmm

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Hmm... - przeciągnął się leniwie. - Gdzie jest Pan Twój, wybawca? Drugą dobę siedzisz przykuta to tej ściany, moja księżniczko, a twój rycerz w czarnym płaszczu nadal się nie zjawia.

Uniosła powoli głowę do góry. Jej blada, sina twarz wygladała jak niczym u mrocznego żniwiarza, w oczach popękane krwinki, po policzku sącząca się krew ze świeżej rany. Włosy były rozczochrane, panujące w istnym nieładzie. Została przywiązana do dwóch metalowych belek, znajdujących się w marmurowej, lekko podniszczonej ścianie.

- Idź przecz, Ty przeklęty psie. - wyszeptała.

Moriarty uniósł jedną brew do góry ze zdumienia. Podszedł powoli do Alice i w jej lewy nadgarstek wstrzyknął kolejną dawkę trującego roztworu. Dziewczyna jęknęła z przeszywającego bólu i cała drżąca opadła na zimną powierzchnię podłogi.

- Mogłaś ze mną współpracować. Ale Ty zapragnęłaś się pobawić. - szepnął Moriarty i wyszedł z opuszczonego pokoju.

•••

Sherlock siedział już drugą dobę na tym przystanku. Kiedy tylko zrozumiał, że jego największy wróg porwał Alice... Poddał się. Wyszedł od razu, w samym środku nocy na ulicę, nie zwracał uwagi na porę. Usiadł na jednym z przystanków i siedział tak, wpatrzony w ceglany chodnik bez żadnego powodu. Kompletnie nie wiedział co zrobić. Przecież ten drań mógł ją ukryć wszędzie. Był bezsilny.

Ona była inna.

Wziął głęboki oddech.

Wyjątkowa.

Schował twarz w dłoniach.

A już nigdy jej nie zobaczy.

Bardzo ją polubił. W tak krótkim czasie, naprawdę się z nią zaprzyjaźnił. To było do niego nieprawdopodobne, ale jednak. Nawet czuł do niej coś więcej... Ale nie chciał nawet przez sekundę o tym myśleć. Lata temu zrezygnował z miłości. Nie powróci do tego, nigdy.
Alice często dawała mu wskazówki, nieraz pomogła z daną sprawą. Była niesamowicie bystra i spostrzegawcza. Stracił osobę, której szukał przez wieki.

Powoli wstał z drewnianej ławki. Przez dwie doby siedział w bezruchu. Poprawił lekko zmoknięty od deszczu płaszcz i pognał przed siebie.
Chwilę później, usłyszał drganie komórki.

12:05
Sądziłem, że będziesz ratował moją małą księżniczkę. - JM

Holmes poczuł, jak krew gotuje się w jego żyłach.

12:06
Po pierwsze, nie jest Twoja. Po drugie, jest moja. Po trzecie, dopadnę Cię. - SH

Numer nieznany nie odpisał. Sherlock zauważywszy to, schował po prostu telefon do kieszeni i wykonał krok do przodu.

Musi być jakiś sposób. Musi być sposób aby uratować Alice.
Pałac Pamięci, Pałac Pamięci, Pałac Pamięci...
Myśl Sherlock, myśl Sherlock, myśl!
Chwila.

Księżniczka?
Pałac?
Gdzie on mógł ją ukryć?

Telefon ponownie zawibrował.

12:45
Daaam Ci zagadkę. Jeśli poprawnie ją rozwiążesz, dowiesz się gdzie Twoja Alice jest, oraz także uratujesz ją przed śmiercią. W przeciwnym razie, ona zginie. :-)
A więc taaak : Kojarzysz taką bajkę? Alicja w krainie czarów? Pobawimy się podobnie, ale trochę inaczej. Panienka trafiła do kapelusznika na podwieczorek, niestety ten podał jej truciznę. Gdzie jest panienka? - JM

Sherlock zamknął oczy. Otworzył swój pałac pamięci.

Po godzinie znalazł odpowiedź.
Pędem ruszył na północ.

•••

Wszedł powoli do opuszczonej, starej piwnicy. Wszystko zaczęło składać się w całość. Wręcz na palcach stąpał do przodu, bowiem za nic nie chciał się wydać, zwłaszcza teraz, gdy był już tak blisko. Stanął tuż przed drewnianymi wrotami i powoli je uchylił, na co one zaskrzypiały lekko. Znalazł się w przyciemnionym, chłodnym pomieszczeniu i rozejrzał się po nim uważnie. W jednym w rogów ujrzał...

- Alice! - krzyknął i podbiegł do nieprzytomnej, ciężko oddychającej dziewczyny. Z jej ust powoli sączyła się krew, co świadczyło jak wielką ilość trucizny wprowadzono do jej organizmu. - Nie umieraj, spójrz na mnie... - szepnął.

Otworzyła delikatnie oczy, jednak po chwili je przymknęła z powrotem. Wszystko sprawiało jej ból.

- Alice... Co on Ci podał? Gdzie jest odtrutka? - zapytał niespokojnie.

Dziewczyna pragnąc coś powiedzieć uchyliła usta, ale tuż po chwili zaczęła się krztusić, co najgorsze - własną krwią. Sherlock wstał gwałtownie i przeszukał wszystkie szafki w pomieszczeniu. Lek. Lek, który ją uratuje. Cholerny lek!
W pewnym momencie znalazł jakąś fioletową ciesz zamkniętą w szklanej fiolce. Otworzył ją i powoli ją powąchał. Chciał tak sprawdzić, czy nie poda jej przez przypadek kwasu solnego. Jednak substancja ta była neutralna, dlatego szybko pognał do dziewczyny. Klęknął nad nią i delikatnie trzymając ją w ramionach przyłożył fiolkę do jej ust. Ale dziewczyna nie była w stanie uchylić swych warg, gdyż z każdą sekundą traciła siły. To była walka o czas. Każda sekunda warta była miliona.

Sherlock wtedy gwałtownie przechylił lek do swoich ust, wlewając ciecz do środka. Od razu nachylił się nad dziewczyną i wpił się w jej wargi, przekazując tak jej odtrutkę doustnie. Pocałunkiem.

Przeżyj.

Złamał wszystkie reguły. Jako trzydziestotrzylatek pocałował siedemnastolatkę. Jednak to nie miało żadnego znaczenia.

Dla niej zrobiłby wszystko.

Sherlock Holmes ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz