Rozdział 37

666 28 2
                                    

Tobias
Budzę się nagle. Coś jest nie tak. Rozglądam się po pokoju. Obok mnie nieruchomo leży Tris. Otacza nas niebywała cisza i już wiem czego brakuje. Spoglądam na kardiogram przez którego środek biegnie prosta linia. Nie! Łapię Tris za rękę, która ku mojemu przerażeniu nie jest ciepła jak wtedy gdy zasypiałem. Nie mam pojęcia co zrobić. Ogarnia mnie panika, powoli zatruwając mi umysł i zabierając wszelką zdolność myślenia. Tris, nie rób mi tego! Nie znowu! Muszę po kogoś iść. Na drżących nogach wybiegam z sali. Pierwszą osobą na którą się natykam jest Christina. Gdy słyszy co się stało jest tak samo przerażona jak ja. W końcu na stołówce znajduję Michaela. Gdy razem biegniemy ciemnymi korytarzami, czuję jak bym wyszedł ze swojego ciał la i całe zajście obserwował z boku.
Wbiegamy do sali. Michael szybko sprawdza puls. Potem do sali zbiega się reszta lekarzy i pielęgniarek. Siedzę w koncie pokoju całkowicie nie wiedząc co robić. Po chwili dołącza do mnie Christina. Gdy lekarze rozpoczynają defibrylację, rodzi się we mnie iskierka nadziei. Proszę Tris. Nie rób mi tego. Błagam w myślach. Mała iskierka nadziei, gaśnie tak szybko jak się pojawiła. Pomimo działań lekarzy nic się nie dzieje. Nastaj ciężka cisza pełna niewypowiedzianych słów. Czuję jakby coś we mnie umarło razem z Tris. Jakaś cząstka mnie. Siedzę na podłodze niezdolny się ruszyć. W końcu wychodzi Christina. Jej twarz jest zalana łzami. Ja nie potrafię uronić ani jednej łzy. Nie czuję smutku ani rozpaczy tylko ziejącą pustkę w okolicy serca. Nie chce wstać, ponieważ gdy to zrobię to usiądę obok Tris. Złapię jej rękę, która będzie zimna. Która potwierdzi że moja ukochana mnie opuściła. Chcę choć jeszcze chwilę się łudzić, że tak nie jest. Nie wiem ile czasu minęło. Kilka sekund, minut, godzin... W końcu wstaję i powoli podchodzę do Tris. Siadam obok niej na łóżku i łapię ją za rękę. Tak jak przypuszczałem jest ona zimna.
-Dlaczego mi to robisz? - szepczę cicho, a tama moich emocji puszcza. Ogarnia mnie rozpacz, gniew i bezsilność. Kładę się obok Tris, a po moim policzku spływa łza. Ganię się za to. Muszę być silny. Jednak to złudzenie. Nigdy nie będę silny. Tris mnie złamała, teraz jestem tylko wrakiem człowieka. Leżę i wpatruję się w Tris. Próbuję na zawsze wryć sobie w pamięć jej rysy. Żałuję, że nie mogę jeszcze raz zobaczyć jej oczu. W końcu zmęczony targającymi mną emocjami pogrążam się w niespokojny sen.

***

-Cztery! Nie możesz ciągle tu siedzieć! - krzyczy na mnie Christina.
-A niby czemu?! Co mam innego robić?
-Musisz jeść i się czymś zająć. Chcesz umrzeć?! Tego właśnie chcesz?! - Jest coraz bardziej wściekła.
-Tak! Tego właśnie chcę! - krzyczę, a ona milknie zszokowana, jednak nie zamierza jeszcze odpuścić. Tę samą kłótnię toczymy od trzech dni. Od kiedy umarła Tris. Ja ciągle przy niej leżę, a Christina namawia mnie bym wrócił do życia.
-Ona by tego nie chciała. - Szepcze zaskakując mnie. - Żyj Cztery. Dla niej. - Nie wiem co odpowiedzieć.
-Jeszcze jeden dzień.
-Noc. A teraz pójdziesz się wykąpać, coś zjeść i poprowadzić symulacje. Przez czas w którym ty siedziałeś przy Tris, Nadia przejęła twoją grupę. Przez ciebie ta dziewczyna się zapracuje. -Kiwam zgodnie głowom. Chris jest w takim nastroju, że lepiej się jej teraz nie sprzeciwiać. I tak niczego więcej nie wytarguję.
Jeszcze raz spojrzałem tęsknie na Tris, a potem ruszyłem do drzwi. Po długim gorącym prysznicu czuję się odrobinę lepiej. Już mam wychodzić ale waham się przez chwilę. Wracam do mieszkania i z szafki wyjmuję piersiówkę z wódką. Może się przydać. Idę na stołówkę na śniadanie. Udaje mi się zdobyć ostatni kawałek ciasta czekoladowego co mi nieco poprawia nastrój. Dosiadam się do Zakego i Nadii, którzy patrzą na mnie ze współczuciem i niepokojem. Muszę naprawdę fatalnie wyglądać. Zjadam szybko talerz jajecznicy i ciasto, a potem ruszam do sali symulacji. Przez pokój po kolei przewijają się nowicjusze. Zajęty obserwowaniem symulacji na chwilę odrywam się od świata. Jednak nie na długo.
-Cztery, co ci się stało? - Dostrzegam stojącą obok mnie Sylwię. Ma zmarszczone brwi i zmartwienie wymalowane na twarzy.
-Świat się zawalił.
-Ma to coś wspólnego z Instytutem? - podnoszę gwałtownie głowę.
-Skąd to wiesz? - pytam zaskoczony.
-Gdy powiedziałam ci co oznacza tamten skrót, pobiegłeś gdzieś jakby diabeł cię gonił, a teraz potwierdziłeś moje przypuszczenia. No dobra co się stało? - pyta siadając na przeciwko mnie.
-Nie mogę ci powiedzieć. - mówię zgodnie z prawdą.
-Daj spokój. Mi możesz wszystko powiedzieć. A jak mi nie powiesz to sama się dowiem.
-Ciekawe jak? - uśmiecham się ponuro.
-Twoje załamanie, zniknięcie jednej z nowicjuszek, wszędzie w ostatnich dniach pełno lekarzy... Wystarczy połączyć wszystkie te fakty, a potem włamać się do kilku komputerów i sprawdzić kamery. - Uśmiecha się szeroko, a ja w myślach gratuluję jej domyślności.
-Naprawdę nie mogę ci powiedzieć ale proszę nie pakuj się w kłopoty. - Mówię a ona wstaje. Zatrzymuje się jeszcze w drzwiach i odwraca w moją stronę.
-Chodzi o Tris? Prawda? - nieruchomieję. - Nie bój się. Nikomu nie powiem. Mówi i wychodzi. Po obiedzie mam czas wolny. Nie mam pojęcia co mam robić. Chodzę po korytarzach Jamy nieświadomie zbliżając się do pokoju Tris. Drzwi są jednak zamknięte. W końcu wychodzę na świeże powietrze. Słońce mnie razi w oczy ale też przyjemnie ogrzewa. Staję przed torami i czekam na pociąg. Zmuszam się do biegu i wskakuję do jednego z wagonów. Cisza jest przerywana tylko świstem wiatru i stukotem pociągu. Szybko się odprężam, a napięcie gromadzące się we mnie od kilku dni, szybko ulatuje. Kładę się na zimnej podłodze. Wpatruję się w mijany krajobraz, a moje myśli odpływają do Tris.

Niezgodna. Dalsze Losy // Zakończone ✔Where stories live. Discover now