Rozdział 65

425 16 4
                                    

Tris
Wchodzę do samolotu, gdy zatrzymuje mnie czyjś głos.
-Tris! - oglądam się na czarnowłosą dziewczynę, która siedziała obok mnie na zebraniu.
-Tak? - marszczę brwi - Coś się stało?
Dziewczyna bierze oddech na uspokojenie.
-Właśnie wrócili żołnierze, którzy zostali wysłani po twojego brata. - tłumaczy, a mnie ogarnia wstyd, że o nim zapomniałam.
-Gdzie on jest? - rozglądam się po płycie lotniska w poszukiwaniu Caleba. Nigdzie go jednak nie widzę. Może chciał zostać, albo nie jest w stanie lecieć. Przecież zostawiłam go samego na pustkowiu, gdy miał prawdopodobnie wstrząs mózgu. A może... nie to nie jest możliwe. On musi żyć!
-Właśnie o to chodzi, nie ma go. - moje serce na chwilę zamiera. Może nie był idealnym bratem, był raczej beznadziejnym bratem, ale jednak nim był. A ja nawet się z nim nie pożegnałam. Nawet się z nim nie pogodziłam.
-Nie o to chodzi! - szybko zaprzecza dziewczyna, gdy widzi wyraz mojej twarzy. - Po prostu nie było go przy wraku. Teren w promieniu najbliższych pięciu kilometrów został przeszukany, jednak nie było po nim śladu. Pocieram czoło zmartwiona. Caleb sam na pustkowiu? To nie dla niego, sam by sobie nie poradził. Kręcę więc po prostu głową zrezygnowana.
-Dzięki za informację... - zwracam się do dziewczyny i uświadamiam sobie, że nawet nie wiem jak ma na imię.
-Ingrid. - Przedstawia się z uśmiechem.
-Dzięki Ingrid. - odwzajemniam uśmiech i wchodzę do maszyny.

Lot przebiega szybko. Przez cały czas patrzę w okno ze złudną nadzieją, że zobaczę malutki czarny punkcik w dole. A może mam nadzieję, że go nie zobaczę? W grunie rzeczy tak by było lepiej dla Caleba, bo tym razem nie uratowałabym go od sądu. Szkoda tylko, że nie dowiedział się w jaki błąd wprowadził go David. Przy lądowaniu mimowolnie zaciskam pięści, w pamięci mając to poprzednie. Samolot jednak gładko ląduje i przez kilkadziesiąt metrów sunie przez płytę lotniska. Gdy wysiadam z maszyny czeka już na mnie Tobias.
-Miałeś odpoczywać. - mówię, uśmiechając się na jego widok.
-Ograniczam się do wydawania rozkazów. - obejmuje mnie i razem ruszamy do budynku.
-Cztery! - spoglądam na dziewczynę z blizną na twarzy. Jest to druga instruktorka Nadia.
-Dostaliśmy się do niższych poziomów. - melduje, a Tobias kiwa głową przyjmując to do świadomości.
-Co jest na niższych piętrach? - zwracam się z tym pytaniem do niego jednak odpowiada mi dziewczyna.
-Jest tam kilka laboratori i cele więzienne. - Christina!
-Przed wypuszczeniem sprawdźcie tożsamości więżniów. - Rozkazuje Tobias - Nie wiemy za co tam siedzą. -Dziewczyna potakuje i rusza szybkim krokiem do budynku.
-Muszę do niej iść. - mówię do Cztery, gotawa kłócić się z nim gdyby mi tego zabronił. A przynajmniej próbował.
-To leć. - wskazuje głową kierunek, w którym odeszła Nadia.
-Latania mam już dość. - stwierdzam, jednak gdy widzę jego zmarszczone brwi dodaję - Później ci opowiem.

Korytarze na niższych piętrach bardziej przypominają te w kwaterze nieustraszonych niż w pozostałej części kompleksu. Są ciemne, zimne i wilgotne. Podłoga jest z betonu, a ściany i sucit z kamienia. Podążam według wskazówek Nadii, nie napotykając po drodze żywej duszy. Od czasu do czasu dociera do mnie tylko dźwięk ciężkich kroków. W końcu docieram do celu. Pomieszczenie jest w kształcie koła, a wszystkie cele tworzą pierścień. Od innych cel są oddzielone murami, a od środka koła szkłem. Choć jestem pewna, że jest ono twarde jak skała. Przyglądam się zamkniętym osobom i z przerażeniem stwiedzam, że wśród więźniów nie ma Christiny. Biegnę do drzwi na przeciwko mnie. Wpadam do jakiegoś laboratorium, jednak jest ono puste. Nie ma nikogo, kto mógłby wiedzieć gdzie jest moja przyjaciółka. Mijam kolejne drzwi tylko po to by wbiec do kolejnego laboratorium. Przeszukuję tak chyba z sześć pomieszczeń gdy w końcu natrafiam na zamkjięte drzwi. Nie wyglądają ja zbyt mocne wiec uderzam w nie barkiem, jednak one nawet nie drgną. Przeklinając pod nosem, uderzam ponownie co skutkuje skrzypieniem starego drewna. Pocieram bolący bark i determinowana uderzam ponownie, a to uderzenie czuję w karzdej części ciała. Drzwi jednak ustępują, gdy zamek zostaje wyłamany. Biorę głęboki oddech i powoli wkraczam w ciemność. Nim jednak zdążę zrobić cokolwiek więcej przechodzi mnie fala bólu. Zginam się w pół, łapiąc za bolący brzuch i dopiero teraz orientuję się, że to był poważny błąd. Prawdopodobnie czyjeś kolano uderza w moją twarz. Z mojego gardła wyrywa się krótki krzyk, a potem padam na ziemię. Błagam niech ten dzień już się skończy. Moje życzenie zostało chyba wysłuchane, bo po chwili odpływam.

✖➕✖➕✖➕✖➕✖➕✖➕✖➕✖➕✖➕✖➕✖➕✖➕✖
Nic wam nie powiem -.- Bo nie wiem co mówić.

Pa pa 💋❤

Niezgodna. Dalsze Losy // Zakończone ✔Where stories live. Discover now