Rozdział XII

4.5K 282 29
                                    

- Tony-
Już miesiąc, pierdolony miesiąc leży w tym cholernym szpitalu. Dwa tygodnie temu odbyła się kolejna rozmowa z psychologiem mająca na celu określenie stadium choroby Cholie.
Nic się nie zmieniło, Cholie nadal uparcie nie chce jeść. Lekarze dają jej... nie nawet nie przemknie mi to przez myśl...
Tony otrząśnij się!
Siedzę przy Cholie, jest taka... Boże... Moja Cholie jest taka... Krucha. Zawsze silna dziewczyna, w okół której kręciło się mnóstwo chłopaków jest teraz Anorektyczką...
Dlaczego akurat ona?! Co takiego zrobiła? Coraz bardziej mam ochotę ją przytulić, mocno przytulić, nigdy nie wypuścić jej z moich ramion... ale boję się że bym coś jej zrobił...

Z moich przemyśleń wyrwał mnie twardy głos lekarza, a matka Cholie siedząca na przeciwko nas podniosła się i stanęła przy nim.
- Serce pani córki coraz gorzej pracuje. Wątroba i trzustka już wysiadła, a żołądek zaczął się trawić...- mężczyzna podrapał się w tył głowy

Cholie tępo wpatrywała się w niego nie wiedząc co powiedzieć. Z resztą ja robiłem to samo.
- P-panie doktorze- matka Cholie starła łzy- cz-czy...
- Proponuję porozmawiać na zewnątrz- przerwał jej mężczyzna
Kiedy wyszli z sali, natychmiast wstałem i zacząłem nerwowo chodzić po białym pomieszczeniu
- Cholie- złapałem się za głowę, w sumie nie wiedziałem co powiedzieć- proszę zacznij je...
- Dobrze
- Co?- spojrzałem się w jej zielone oczy
- Dobrze- odpowiedziała twardo dziewczyna. Była słaba, bardzo słaba i nawet, żeby się odezwać musiała się wysilać- kup mi coś... na przykład snikersa...- powiedziała odwracając głowę.
- Cholie nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy...
- A ty nawet nie wiesz ile mnie to kosztuje- spojrzała się na mnie
Nic nie powiedziałem tylko przytuliłem ją delikatnie i pocałowałem w czoło.

- Cholie-
Karcę się za to, że się zgodziłam. Na pewno nie jest tak źle jak mówią lekarze. To nie możliwe... Dobrze się czuje. Przez ten cały czas czułam się niezależna, sama decydowałam o sobie, ale z każdym dniem jest mi coraz ciężej. Nie ma dnia, w którym bym nie płakała... Ale to nic... Jestem silna.

Tony się strasznie o mnie troszczy, ale nie jest to konieczne. Pomimo to jestem mu wdzięczna.
Nawet nie wie jak...

- Tony-
Szedłem z małą białą siatką, którą niosłem dla mojej księżniczki. Wszedłem do sali i usiadłem na łóżku Cholie
- Cześć księżniczko- uśmiechnąłem się do niej
- Tony...- podniosła na mnie wzrok. Odwróciłem się na chwile, aby położyć siatkę na stoliku, ale do moich uczy dobiegły dźwięki aparatury
- Cholie!- dziewczyna łapała się za klatkę piersiową.- Co się dzieje?!- Cholie padła na łóżko i w tym samym czasie do sali wbiegli lekarze i pielęgniarki
- Cholera!- krzyknął mężczyzna- tracimy ją!
- Co?!- złapałem się za głowę, wpatrywałem się w to co się dzieje.
To była scena ja z jakiegoś filmu. Tyle że to była moja Cholie!
Boże. Czułem jak po moim policzku spływają łzy. Nie mogę jej stracić! Kocham ją! Boże! Co się dzieje!

Wszystko umilkło. Pielęgniarki wyszły z sali, został tylko jeden lekarz. Podbiegłem do łóżka Cholie.
- Cholie...- powiedziałem przez łzy
- Tony- szepnęła cicho. Głaskałem ją po głowie.
- Ja...
- Tony ja cię kocham- powiedziała nieco głośniej, znów łapiąc się za klatkę i wciągając głęboko powietrze.
- Cholie?- puściłem jej rękę- Chol co się dzieje?!
- Proszę się odsunąć- lekarz przybiegł do łóżka i zaczął sprawdzać puls.
Pielęgniarki wbiegły do sali z jakimś sprzętem. Zaczęli coś przykładać do klatki piersiowej dziewczyny po czym bezwładnie się wyginała. Włożyli jej rurkę do gardła.
Pielęgniarka wyprowadziła mnie z sali. Przez w połowie szklane drzwi mogłem zobaczyć co się dzieje.
- Cholera Chol walcz!- krzyczałem przez łzy. Złapałem się za głowę i nerwowo chodziłem po korytarzu. Kiedy dźwięki dochodzące z sali ucichły, natychmiast rzuciłem się do drzwi.
Lekarz patrzył na zegarek, zakrył twarz Chol jakimś materiałem.
Nie! To nie może być prawda.
Wbiegłem do sali nie zwracając uwagi na nikogo.
- Chol!- odkryłem jej twarz- Chol no dalej!- trzymałem ją w obięciach- Obudź się! Chol! Nie udawaj! No dalej!- potrząsnąłem nią lekko, a ona bezwładnie opadła na moje kolana- Nie możesz odjeść! Kocham cię słyszysz?! Kocham! Chol powiedz coś! Cholie! Nie odchodź! Potrzebuję cię! Słyszysz? Potrzebuje cię!- głaskałem ją po głowie- Cholie... No dalej... Proszę...- spojrzałem się na lekarza, który posłał mi wzrok pełen współczucia i smutku.
Do sali weszła mama Cholie, która wcześniej pojechała do domu po niektóre potrzebne rzeczy
- C-co s-się stało?- upuściła torbę- Cholie!- skierowała swoje spojrzenie na lekarza
- Przykro mi...- powiedział cicho
- J-jak to? P-przykro?- lekarz podszedł do kobiety bliżej
- Doszło do zatrzymania akcji serca...
Kobieta wydała z siebie wielki szloch, a następnie podeszła już z potokiem nie opanowanych łez do Choli, którą nadal trzymałem
- C-córeczko...- kobieta wybuchła płaczem.

Nie mogłem tam dużej zostać. Kiedy ochłonąłem tak samo jak mama Chol, wstałem i odłożyłem delikatnie dziewczynę z powrotem na łóżko. Mama Cholie wstała i pogładziła swoją córkę po policzkach.
Podszedłem bliżej twarzy dziewczyny
- Do zobaczenia Cholie- szepnąłem. Pocałowałem ją delikatnie w czoło i puściłem jej rękę.
Była taka zimna i blada...

Razem z mamą Chol podeszliśmy do drzwi, otworzyłem je i przepuściłem kobietę pierwszą.
Ostatni raz spojrzałem na Chol, na mojego aniołka, na mój sens życia, który właśnie wygasł niczym płomień świecy...

Anoreksja-moja przyjaciółka ✔️ [w trakcie korekty]Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ