15... cz.20

813 63 8
                                    


Zmian jakie nastąpiły w ciągu kilku zaledwie tygodni nie spodziewał się nikt. A może się spodziewał, lecz chyba nikt nie oczekiwał, że nastąpią tak nieoczekiwanie i tak szybko.

Świat stanął w miejscu i zawrócił o sto osiemdziesiąt stopni. Decyzje powzięte na samym szczycie władzy wprawiły w szok równie wielki, co wywołały radosną euforię.

Negocjacje w sprawie rozejmu prowadzono bezskutecznie od wielu miesięcy i nic nie zwiastowało porozumienia. Aż niespodziewanie wszystko rozegrało się w ciągu kilkunastu godzin... Zapadły decyzje, których dotąd nie potrafiono wypracować. Bulgoczące w tyglu nastoje obydwu nacji osiągnęły punkt, z którego nie można było już ani się cofnąć, ani karmić dalej wojennej propagandy. Dalsze przeciąganie groziło kompletnym chaosem, bowiem organizacje lobbujące za porozumieniem zyskały już tak wielkie poparcie społeczne po obydwu stronach, że nie było odwrotu. Wystarczyłaby iskra a wojna pomiędzy ludźmi i yennimi przerodziłaby się w totalną wojnę wszystkich ze wszystkimi paradoksalnie niosąc nie pokój a zagładę. Granice wytrzymałości społecznej osiągnęły punkt krytyczny a iskrą mogło stać się cokolwiek.

I yenni i ludzie na najwyższych stanowiskach musieli się ugiąć.

Nie takie to jednak proste dokumentem, rezolucją, demonstracją „dobrej woli" na pokaz uciszyć niepokój, niecierpliwość i adrenalinę, którymi obie społeczności nabrzmiały niczym ropnie. Rozejm był zastrzykiem politycznego antybiotyku, ale potrzeba było czasu by lek zaczął działać. Teraz, po obu stronach wciąż jednak dochodziło do łamania postanowień, przez co nieustannie wracano do punktu wyjściowego a właściwe zawieszenie broni wciąż było jedynie fikcją zapisaną na nośniku.

Nikomu nie było łatwo, zarówno ludzie jak i yenni pragnęli zachować twarz a żadna ze stron nie chciała jednoznacznie uznać się za pokonanych.

Jednocześnie pacyfistyczne nastroje w obydwu społecznościach ścierały się z przeciwnymi, bo zwolenników dalszych działań wojennych nadal było całkiem sporo. W miastach wrzało. Wojna przez lata stała się dniem codziennym. Dwa pokolenia wychowały się na jej prawach i nie znały innego życia. Czasy pokoju, stały się czasami mitycznymi. Kiedy ogłoszono rozejm mit ożył. Wybuchła euforia będąca mieszaniną nadziei, radości, gniewu i strachu.

Tydzień temu wszystkie jednostki, zarówno skoszarowane jak i te operujące na wszystkich frontach otrzymały kategoryczny rozkaz: Zakazuje się wszelkich działań zaczepnych. Wszelkie akcje dywersyjne, ofensywne zostają zawieszone do odwołania. Rozkaz ma zostać wdrożony w życie ze skutkiem natychmiastowym.

Rozkazy podobnej treści dotarły do każdego żołnierza po obu skonfliktowanych stronach. Ich złamanie miało być sankcjonowane sądem wojennym pod zarzutem zdrady.

Do normalności jednak było daleko. Rany były wciąż otwarte i nawet nie zaczęły się goić. Teraz jednych i drugich czekała tytaniczna praca na rzecz mozolnej normalizacji stosunków pomiędzy obiema nacjami. Każda dziedzina życia, nawet jak bardziej banalne jego aspekty wymagały ustaleń i regulacji prawnych. Podstawą sukcesu musiała stać się wiara, że to w ogóle jest możliwe. Że pokój i współistnienie są możliwe.

Odd, siedząc na szpitalnym krześle, bezmyślnie gapił się w okno. Dzień był pochmurny, wietrzny i zimny. Drzwi do jego pokoju były otwarte z korytarza dobiegały odgłosy szpitalnej codzienności.

Kiedy go znaleziono, na wpół utopionego w bagnach w dolinie rzeki, nawet nie wiedział czy warkot śmigłowca oznacza ratunek czy śmierć. I tamtym momencie było mu to w zasadzie obojętne. Miał gorączkę, dreszcze. Prawie nic nie widział, ból mącił mu wzrok. Nie był pewien czy wciąż posuwa się naprzód, czy może tylko mu się zdaje, że jeszcze jest się w stanie poruszać. Stracił przytomność zanim zabrano go na pokład. Ocknął się tutaj, wreszcie bezpieczny.

15 godzin... [ZAKOŃCZONE]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora