15... cz.36

729 52 15
                                    


Niespodzianka... Bo chyba nikt nie wierzył, że tak szybko poleci kolejna :P

------------------------------------------------------------------------

Kolonia karna, obecnie przekształcona w kontrolowaną produkcyjną osadę o surowym rygorze, oddalona była od stolicy o jakieś trzy dni drogi. Było to oczywiście dość subiektywne wyliczenie czasu potrzebnego na dotarcie tam, bo przecież na ów czas miały wpływ najrozmaitsze czynniki, a ich parametry mogły być dość zmienne. Jednak mniej więcej tyle poświęcili Morr i Odd. Należy jednak doliczyć jeszcze dwa noclegi w przydrożnych hotelikach, na które się zdecydowali ze względu na obecność towarzyszącej im Giny.

Od kiedy dowiedziała się od Morra, że yenni szukają Anny, prawie nie odstępowała go na krok. Z czego zresztą sam yenni wydawał się całkiem zadowolony. Poza tym, było jeszcze coś, co bezpośrednio wpłynęło na jego decyzję, by nie pozostawiać Giny bez „opieki".

Kilka dni wcześniej ktoś włamał się do jej mieszkania i przewrócił je do góry nogami. Co gorsza, znalezione ślady wskazywały, że po tej akcji włamywacz czekał tam na nią ale prawdopodobnie wypłoszyła go obecność yenniego, który akurat tego dnia odprowadzał ją i którego sama kobieta zaprosiła na filiżankę herbaty.

Ponieważ ze wszystkich wartościowych rzeczy nie skradziono nic, za to zniknął jeden z listów od Anny, yenni doszli do wniosku, że włamanie musiało mieć związek właśnie z nią i że ktoś najwyraźniej uznał, iż Gina posiada co do jej osoby jakąś użyteczną wiedzę. Tak więc, Morr autorytarnie zarządził wobec nieco się boczącej kobiety, osobisty nadzór nad jej bezpieczeństwem, zakwaterował ją w swoim prywatnym apartamencie i poświęcił kilka wieczorów na jej udobruchanie. Poszło mu nie najgorzej, ale podstępna dziewczyna, także postanowiła ugrać coś dla siebie i uparła jechać z yennimi.

*****

Przez całą drogę na północ Odd prawie się nie odzywał. Pytany o cokolwiek odburkiwał półsłówkami. Nie miał ochoty na rozmowy, dlatego od razu zajął miejsce na tylnym siedzeniu, miejsce pasażera obok kierowcy zostawiając Ginie. Gina i Morr nie starali się zbytnio wciągać towarzysza rozmowę. Jego nastrój składali na karb w pełni uzasadnionego zdenerwowania. On zaś odczuwał nie tyle niepokój co zniecierpliwienie. Chciał wreszcie zobaczyć ją żywą, ją i swoje dziecko. Musiała już urodzić, a on nawet nie wiedział jakiej płci jest maleństwo. Zdawał sobie sprawę, że Morr nie żałuje pojazdu, a mimo to miał wrażenie, że posuwają się naprzd w żółwim tempie. W ciągu dwóch minionych nocy nie zmrużył oka. Bo trudno nazwać snem kilku, może kilkunastominutowe drzemki, które nie mogły przynieść odpoczynku, bo wypełniały je koszmary, w których Anna była tuż tuż, ale kiedy próbował się do niej zbliżyć okazywało się, że dzieli ich przepaść zbyt szeroka by zdołał ją przeskoczyć, mimo to próbował i budził się spadając w otchłań. W kupie trzymała go jedynie nadzieja, że w drodze powrotnej będzie miał ją obok siebie spokojny o bezpieczeństwo jej i dziecka.

Odd zbyt dobrze znał Morra żeby uwierzyć w jego pozornie beztroski nastrój. Od dnia, w którym prawie nakryli włamywacza w mieszkaniu Giny, prawnik był czujny i napięty jak struna. Mógł to ukryć przed kobietą, ale nie przed Oddem, choć i przed nim bardzo się starał nie zdradzać, z tym jak mocno niepokoją ci tajemniczy ludzie najwyraźniej również szukający Anny Subik.

*****

– Znów to samo! Dlaczego?! – wściekał się Odd. – Dlaczego zawsze musimy być o krok z tyłu?!

Zatrzasnął drzwi od samochodu z taką siłą, że pojazdem aż zatelepało. Pochylił się, oparł dłonie na kolanach i dyszał ciężko próbując opanować gniew.

15 godzin... [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now