IV

1.8K 176 9
                                    

Obudziłem się cały obolały. Nadal byłem w izolatce. Podniosłem się powoli z zimnej podłogi. Poczułem jak coś spływa mi po ustach. Sprawdziłem ręką co to za dziwna, ciepła ciecz. To była krew. Leciała mi z nosa. Musiałem naprawdę mocno uderzyć głową o ścianę.
Zwinąłem się w kącie i zacząłem głośno płakać. Czułem się okropnie. Zabiłem tylu ludzi. A teraz nie mogłem nawet ostrzec przyjaciół przed niebezpieczeństwem jakie im groziło. Byłem bezsilny.
Nie wiem ile tak płakałem, ale w pewnym momencie usłyszałem zgrzyt otwieranego zamka w drzwiach. Skuliłem się jeszcze bardziej. Strach do końca mnie opętał.
Nadeszła błoga ulga gdy zobaczyłem Jeffa.
- Co ty tu robisz? Kto cię tak pobił? Matt? - z jego ust padało pytanie za pytaniem, a w jego oczach widziałem troskę.
Podszedł powoli i zamknął mnie w swoich uścisku. Szybko go oddałem, nadal płacząc.
- Zapłaci za to! - wkurzył się.
- Nie. To niczego nie zmieni. - powiedziałem szybko.
Odsunął się by na mnie spojrzeć.
- Spójrz na siebie. Nie pozwolę by tak cię traktował. - uparł się.
- Muszę stąd wyjść. - odparłem.
- Dobra, ale najpierw muszę...- zaczął.
- Nie! - przerwałem mu - Muszę uciekać. Iść ostrzec przyjaciół. - poinformowałem.
- Tylko twój papa może cię wypisać z zakładu. - upomniał mnie.
- Wiem, ale nie mam czasu na niego czekać. Muszę wyjść teraz. - powiedziałem z uporem.
- Stiles...- zamyślił się - Dobra. Pomogę ci. Dziś przed wizytą u psychriatry czekaj na mnie i tylko na mnie, okej? - zapytał.
- Jasne Jeff. Dziękuję. - przytuliłem go ponownie.
- Nie ma za co, stary. - poklepał mnie po plecach.

Jeff pomógł mi dojść do łazienki. Obmyłem szybko twarz z krwi i doprowadziłem się do porządku. Spojrzałem w lustro. Nie wyglądałem już tak źle jak na początku.
Wszedłem do sali i tak jak wczoraj, schowałem leki do kieszeni, nie biorąc ich. Wracając do okienka po śniadanie wpadłem na Olivera.
- Hej. - przywitałem się z nim.
- No cześć. Co tam? - zapytał z uśmiechem.
- Nic. - odpowiedziałem.
Czekałem aż zacznie mówić o moich przyjaciołach, ale tak się nie stało. Kiwnął tylko głową i odszedł. Stłumiłem w sobie jęk niezadowolenia. Patrzyłem jeszcze trochę na jego oddalającą się postać.
- Można wiedzieć jak wylazłeś z izolatki?
Zamarłem. Z przyspieszonym oddechem odwróciłem się przodem do Matta.
- Czary? - palnąłem pierwsze, lepsze słowo, które przyszło mi do głowy.
Nie chciałem zwalać wszystkiego na Jeffa.
- Zaraz sprawię, że w czarodziejski sposób znajdziesz się z powrotem w niej. - zagroził.
Przełknąłem głośno ślinę.
- Matt! Chodz ze mną. Musisz mi w czymś pomóc. - koło nas pojawił się Jeff.
Posłałem mu spojrzenie pełne wdzięczności.
- Masz szczęście. - powiedział do mnie Matt, po czym dźgnął mnie palcem w pierś - Porozmawiamy później. - w jego głosie usłyszałem kolejną groźbę.
Gdy odeszli, starałem się uspokoić oddech.
Poczułem lekki dotyk na ramieniu. Spojrzałem w bok i zobaczyłem Olivera.
- Scott jest ranny. - powiedział.
- Co?! - przeraziłem się - Co z nim? Żyje? Kto...- zacząłem pytać.
- On nie spocznie dopóki wszyscy nie będą martwi. - przerwał mi i po tych słowach, zemdlał.
Pochyliłem się nad nim i próbowałem ocucić.
- Hej! Oliver! Słyszysz mnie?! - wrzeszczałem na niego.
Uchylił lekko powieki i złapał się za głowę.
- C-co się stało? - zająkał się.
- Co ze Scottem?! - zapytałem.
- Kto to jest Scott? - zdziwił się.
Westchnąłem głośno.
- Nieważne. - odparłem i pomogłem mu wstać.

Całe spotkanie z psychologiem byłem nieobecny. Cały czas myślałem o Scott-cie. Myślałem, że w pewnym momencie umrę ze strachu o niego. Nie mogę go stracić! Nie tak!
Gdy tylko pani psycholog pożegnała się z nami i życzyła dobrego dnia, szybko wybiegłem z sali. Musiałem czekać na Jeffa w pokoju wspólnym. Oparłem się o jeden z białych stołów i rozglądałem się za przyjacielem. Na mojej twarzy pojawił się szok gdy zobaczyłem wściekłego Matta.
- Idziesz ze mną - zarządał.
- Nie. - pokręciłem głową.
Nie mogłem z nim iść! Musiałem czekać na Jeffa! To była moja jedyna szansa! Scott prawdopodobne umiera i muszę stąd wyjść!
- To nie było pytanie! - wydarł się Matt i pociagnął mnie w swoją stronę.
Zebrałem w sobie całą swoją siłę i odepchnąłem go. Upadł na podłogę.
- Przepraszam. Naprawdę nie mogę z tobą iść. - powiedziałem.
- Siły ci wróciły? Dlaczego nie jesteś ospały? - zapytał, a potem przejrzał mi się dokładniej - Nie bierzesz leków, co? - domyślił się.
- Ja...- zacząłem.
- Zaraz cię nimi nakarmię! - przerwał mi.
Wstał z podłogi i podszedł do mnie. Uderzył mnie w twarz. Złapałem się za obolałą szczękę. Poczułem mocne szarpnięcie i już po chwili Matt wlekł mnie za sobą.
- Nie! Nie rozumiesz! - próbowałem się wyrwać - Moi przyjaciele! Scott! - krzyczałem.
- Co tu się dzieje? - usłyszałem głos Jeffa.
Odetchnąłem z ulgą.
- Ten mały skurwiel nie bierze leków. - poinformował go Matt.
- Zajmę się nim. - odparł Jeff.
- Nie! To ja się nim zajmę! - uparł się.
- Nie pozwolę byś go skrzywdził. - rzekł Jeff.
- Widzę, że polubiłeś tego gówniarza. - zauważył Matt - On prawie zatłukł mnie na śmierć! - krzyknął.
- Wiem. - powiedział spokojnie.
Co? Wiedział? I nie powiedział mi nic? Nie jest zły na mnie?
- I szkoda, że cię przy okazji nie zabił. - dodał Jeff.
Szczęka mi opadła. Wyrwałem się Mattowi i spojrzałem na przyjaciela.
- Czemu...- zacząłem.
- Nie mamy czasu. Chodź. - pociągnął mnie bym za nim szedł i zostawiliśmy zszokowanego Matta daleko za sobą.

Doszliśmy do drzwi. Jeff otworzył je swoim pękiem kluczy. Znalazłem się w ciemnym, zagraconym pomieszczeniu.
- To jest taki jakby składzik. - wyjaśnił Jeff i podszedł do tylnich drzwi.
Ruszyłem z nim, patrząc pod nogi by nie przewrócić się o żaden karton.
Po chwili poczułem świeży zapach powietrza. Brakowało mi go. Spojrzałem na Jeffa, który był już na zewnątrz i czekał na mnie. Podszedłem do niego i razem ruszyliśmy wzdłuż wysokiego ogrodzenia. Zatrzymaliśmy się dopiero przy bramie. Jeff otworzył ją i spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Będę tęsknił. - wyznał.
Zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Ja też. - uśmiechnąłem się.
Jeff patrzył na mnie z niedowierzaniem. Zrobiłem zdziwioną minę.
- Pierwszy raz się szczerze uśmiechnąłeś. - ucieszył się.
- Ta. Tylko dla ciebie. - zażartowałem i przewróciłem oczami.
- Musisz już iść, Stiles. - upomniał mnie.
- Tak, wiem. - odparłem i przytuliłem krótko Jeffa - Dziękuję za wszystko. - powiedziałem.
- Tylko dla ciebie. - przedrzeźnił mnie.
Zaśmiałem się i wyszedłem za bramę.
- Jeff? - odwróciłem się do niego.
- No? - spojrzał na mnie, zamykając ogrodzenie.
- Nie będziesz miał kłopotów? - zapytałem.
Uśmiechnął się szeroko.
- Nawet jeśli to i tak chciałem zmienić pracę. Nie martw się o mnie. - mówiąc to powoli szedł w tył aż w końcu odwrócił się i zniknął za budynkiem.
Westchnąłem cicho i poczułem zimny wiatr na twarzy. Uśmiechnąłem się lekko.
- Idę ratować przyjaciół. - szepnąłem do siebie.

I Hate, Love, Kill Myself (Teen Wolf Stiles) 4/13Where stories live. Discover now