XIX

1.9K 168 36
                                    

Schodziłem ze schodów do salonu. Było ciężko, ponieważ przy każdym ruchu moja rana bolała bardziej. Zostały jeszcze ze cztery schodki kiedy się podknąłem. Przed upadkiem ocaliła mnie czyjaś ręka.
- Pomóc ci zejść? - zapytał mój sobowtór.
To on uratował mnie przed spadnięciem ze schodów.
- Chyba z tego świata! - odpowiedziałem niemiłym tonem.
- Czemu jesteś dla mnie taki...chłodny? - zdziwił się.
- To proste! Bo cię nie lubię! I sam sobie poradzę z zejściem! - oznajmiłem i pokonałem ostatnie stopnie sam.
Wszedłem do salonu. Nadal byli u mnie Scott i Theo. Deaton poszedł do swojej kliniki, a niedawno dołączyli do nas Liam oraz Lydia. Dlatego musiałem zejść na dół wraz z moim sobowtórem. W kącie, przy stole siedział również mój ojciec.
- Hej. - przywitałem się z nimi.
Nagle Lydia poderwała się z miejsca by pocałować bardzo namiętnie...mojego sobowtóra!
- To ja jestem Stiles! - wydarłem się na nią.
Odskoczyła od niego jak poparzona, a Theo leżał na podłodze zwijając się ze śmiechu.
- To nie jest śmieszne idioto! - nakrzyczałem również na niego.
Nic sobie z tego nie robił i nadal głośno się śmiał.
- Nieważne. - burknąłem pod nosem.
- W sumie nic się nie stało. - odezwał się mój sobowtór, a potem spojrzał na moją wkurzoną mine - Em...znaczy...to ja chyba usiąde. - stwierdził i zajął miejsce na kanapie obok Liama.
- To było boskie! - powiedział rozbawiony Theo, wycierając łzy z twarzy.
- Ta. Bardzo. - skomentowałem ponurym głosem.
- Więc twój...em...jak go nazwać? - zapytał Liam.
- Sobowtór. - podpowiedział mu Scott.
- Wrzód na dupie. - wtrąciłem.
- Daj mu już spokój. - westchnął szeryf.
- Więc twój sobowtór jest teraz dobry? - kontynuował Liam.
- Nadal siedzi w nim Nogitsune. - oznajmił Theo.
- Ja wiem jak się go pozbyć na dobre. Naszemu Mikeowi trzeba okazać jak najwięcej ciepła i zrozumienia. Jest zagubiony i samotny. - stwierdziła Lydia.
- Mikeowi? - zdziwiłem się.
- To ładne imię. - odparła.
- Tak się nazywał twój kot. - upomniałem ją.
- Kot? Czemu "nazywał"? - ciekawił się mój sobowtór.
- Został powieszony za głowę w lesie. Tak. Te imię super do ciebie pasuje. - powiedziałem z satysfakcją.
- Mam mieć imię po zdechłym kocie? - wkurzył się - Może ja sam sobie jakieś wybiorę? - zapytał.
- Nazywaj się jak chcesz. Byleby nie Stiles. - oznajmiłem.
- Lessie! - podsunął Liam.
Theo walnął go reką w głowę.
- To imię dla psa debilu. - pokręcił głową - Ja mam lepsze...- uśmiechnął się szeroko - Steo - rzekł zadowolony.
- Co to za imię? - zdziwił się Scott.
- Połączenie imienia Stilesa i mojego. - wzruszył ramionami.
- Czy twój przyjaciel...em...jest...normalny? - spytał mnie sobowtór.
- Widzisz? - zwróciłem się do Theo - Nawet on uważa, że masz nie równo pod sufitem. - powiedziałem.
- Powiedziałeś, że kochasz moje ADHD. - przypomniał mi.
- Ta. Szedłem wtedy na śmierć. - stwierdziłem.
Theo machnął na mnie ręką.
- Em...jesteś gejem? - zapytał go powoli mój sobowtór.
- A co jesteś zainteresowany? - zaśmiał się Theo.
- Nie! - wykrzyczał szybko.
- Eh...zawsze mam pecha. - zasmucił się.
Wiedziałem, że Theo żartuje i nabija się z mojego sobowtóra. Cieszyłem się z tego. Ten człowiek wyglądający jak moje lustrzane odbicie po prostu mnie wkurzał. I jeśli ktoś się z niego nabijał to jeszcze z chęcią mu przyklasne. Na moje szczęście sobowtór nie znał żartów Theo i zdaje mi się że uwierzył. Będę musiał to wykorzystać później.
- Więc jak chcesz się nazywać, synu? - odezwał się szeryf.
Synu?! On go nazwał synem?! Zaraz chyba walnę głową w ścianę!
- Em...z tych wszystkich imion, które tu usłyszałem to wolę już Mike. - pokręcił głową.
- Ej nie martw się. Przyzwyczaisz się do głupoty Theo. - uśmiechnął się do niego ciepło Liam.
- I do jeszcze głupszych odzywek Liama. - wtrącił Theo.
- Co prawda to prawda. - odparł Liam.
- Ojej, a co się stało, że zmieniłeś swoje słynne zdanie? - zapytał go Theo z kpiną w głosie.
- Nie podobało ci się. Więc zmieniłem. - powiedział i przewrócił oczami.
- Możecie się już przymknąć? - zagrzmiał Scott.
Nastała cisza. Każdy z watahy słuchał się alfy. Nawet jeśli był nią ktoś tak dobry i pokorny jak mój przyjaciel.
- Myślę, że Lydia ma rację. Trzeba mu okazać teraz dobroć i naszą przyjaźń. - nakazał.
- Nie ma mowy! - wybuchłem - To pieprzony oszust! Pourywa nam głowy we śnie! - uniosłem się.
- Stilesie Stilinski! - usłyszałem donośny głos ojca - Nie przeklinaj! I pogódź się z tym, że Mike u nas zostaje i masz go traktować jak brata! - spojrzał na mnie groźnie.
- Jeśli on zostaje...to ja wychodzę. - oznajmiłem i ruszyłem w stronę drzwi.
Gdy tylko wyszedłem na podjazd, od razu poczułem, że coś trace. To była moja druga połowa duszy. Nie czułem jej. Zignorowałem tą pustkę w sobie. Musiałem pobyć sam. Wsiadłem do jeepa i ruszyłem przed siebie.

* * *

Siedziałem w samochodzie pod lasem

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Siedziałem w samochodzie pod lasem. Rozmyślałem nad zachowaniem moich przyjaciół i ojca. Wiedziałem że nie możemy zabić mojego sobowtóra, bo wtedy ja też zginę. Ale wkurzało mnie jedno...Traktowali go jakby nic nie zrobił, a tymczasem wyrządził nam wiele krzywdy. Gdy ja byłem Nogitsune to zamknęli mnie w Echo House. Dlaczego jego tam nie umieszczą? Nienawidzę go! Ukradł mi moją duszę! A najgorzsze jest to, że lubię przebywać w jego towarzystwie, ale do tego nikomu się nie przyznam. Kiedy jestem z nim to czuję się sobą i pustka po utracie mojej duszy, znika.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk telefonu.

Lydia: Jestem u szeryfa z Mikem. Przyjeżdżaj tutaj, bo musimy jechać do Dereka. Ma do ciebie sprawę.

Derek ma do mnie sprawę? Niby jaką? Wiem, że jedynym wyjściem żeby się tego dowiedzieć jest odpalić silnik i tam jechać. Z niechęcią tak właśnie zrobiłem.

I Hate, Love, Kill Myself (Teen Wolf Stiles) 4/13Where stories live. Discover now