XXII

1.8K 171 34
                                    

Siedzieliśmy na podłodze w moim pokoju. Centralnie na przeciwko siebie.
- Em...- westchnął Mike - Podziwiam waszą miłość z Lydią. Jest naprawdę piękna. Gdy jesteście razem, wasze uczucia tak wyraźnie widać, że można ich nawet dotknąć i poczuć je razem z wami. - stwierdził.
Nie widziałem co na to odpowiedzieć. To było szczere wyznanie z jego strony. W tej chwili zrobiło mi się głupio, że tak okłamałem go w związku z Theo. Ale nie chciałem się do tego przyznawać. Zawaliłem i nie wiedziałem jak to teraz naprawić.
- To miłe co mówisz. Ja...poprostu bardzo ją kocham. - oznajmiłem.
- Wiem. - uśmiechnął się szeroko.
Nie zauważyłem nawet kiedy odpowiedziałem mu tym samym. Może nie jest taki zły? Zaraz....co?! Nie! On jest zły! To Nogitsune! Nie może być dobry!
- Dobra...em..ten...idziemy spać, nie? - zapytałem lekko ztremowany.
- No dobra. - zgodził się wesoło.
- Chodź. - wstałem z podłogi - Pokaże ci pokój gościnny. - odparłem.
Weszliśmy do pokoju. Rozejrzał się po nim, po czym podszedł do szafki w rogu.
- Kogo to rzeczy? - zapytał zdziwiony.
Leżały tam ciuchy Theo. Zapomniałem powiedzieć mu aby je zabrał.
- Należą do Theo. Mieszkał tutaj przez chwile...em...w prawdzie jeden dzień, ale często tu przebywa. Pilnował mnie kiedy byłem opętany przez Nogitsune. - wyjaśniłem.
- Chyba dobry z niego przyjaciel, co? - stwierdził.
- Tak. - uśmiechnąłem się lekko - Tylko czasami te jego ADHD...- westchnąłem.
- Ta. - przyznał - Masz dużo przyjaciół. Zazdroszczę ci tego. Masz w nich wiele wsparcia. - oznajmił.
- Nie zasługuje na nich. - odrzekłem.
- Przestań. Nie możesz tak mówić. Dowiedzieli się, że jesteś Nogitsune i zabijasz ludzi. Zostawili cię wtedy? - spytał.
- No nie...i dlatego na nich nie zasługuje. - uparłem się.
- A ty? Gdy dowiedziałeś się że Scott to wilkołak, Lydia to banshee, a Theo to...em...czym on jest? - zapytał.
- Chimerą. - podpowiedziałem.
- Właśnie. To czy to cię zraziło? - uniósł brwi do góry, czekając na odpowiedź.
- Nie. Oczywiście, że nie. - powiedziałem szczerze.
- I widzisz? To czemu dziwisz się im że od ciebie nie uciekli? To działa w obie strony. - wyjaśnił.
- To nie jest głupie co mówisz. - zamyśliłem się - Masz rację. Nie myślałem o tym w ten sposób. Cały czas sobie wmawiałem, że robię im krzywdę. - odparłem.
- To teraz już rozumiesz. - przyznał i uśmiechnął się promiennie.
Znowu oddałem mu uśmiech. Nie mogłem powstrzymać się by tego nie zrobić.
- Em..to tu masz łóżko. Ja zaraz ci pościel przyniosę i jak będziesz czegoś potrzebować to mi powiedz, okej? - zapytałem.
- Jasne. Dzięki. - odparł.
Wyszedłem z pokoju gościnnego z uśmiechem na ustach. Nie wiem co się ze mną działo. Przecież ja go nienawidzę! To czemu staram się być miły?
Chyba rzeczywiście groźby Dereka pod adresem mojego jeepa namięszały mi w głowie. I to chyba bardzo.
Wróciłem po krótkiej chwili do Mikea z czystą pościelą w rękach. Podałem mu ją.
- No to ja będę w pokoju obok. W razie czego wbijaj śmiało. - nie wierzę, że to powiedziałem.
- Jasne. Będę pamiętać. - uśmiechnął się.
- Dobranoc. - pożegnałem się i skierowałem do mojego pokoju.
Upadłem na łóżko. Rozpaczliwie potrzebowałem snu.
Nie dane było mi się nim cieszyć zbyt długo...ponieważ obudziły mnie przeraźliwe krzyki z pokoju obok.

MIKE

Położyłem się do łóżka. Myślałem nad całym dzisiejszym dniem i powiem szczerze, że nie ogarniam tego. Za dużo się wydarzyło. Mur we mnie drga coraz słabiej i z tego co zrozumiałem przy rozmowie z Deatonem to nie jest dobry znak. Czy jak obudzę się rano to będę chciał zabić, na przykład Stilesa? Nie chciałbym tego. Naprawdę go lubię.
Oczy zaczęły samoczynnie się zamykać. Po chwili spłynął na mnie kojący sen...na początku był kojący, potem przemienił się w koszmar.

Stałem w salonie. Całe pomieszczenie pogrążone było w mroku. Nie widziałem nic poza kilkoma strasznie wyglądającymi cieniami. Jeden z nim poruszył się nieznacznie. Zamarłem.
- Stiles? To ty? - zapytałem cicho.
- To ja ukradłem duszę...to ja będę nią rządzić...a nie ona sama...- odezwał się złowieszczy głos.
- Kim jesteś? - zdziwiłem się.
Z mroku wyłonił się człowiek. Nie....nie człowiek. Potwór. Miał na sobie bandaże. Był przerażający.
- Jestem twoim koszmarem. - wyjaśnił.
Znieruchomiałem i nie wiedziałem co powiedzieć.
- Stiles odrzucił wieczną siłe i potęgę jaką mu dawałem. Teraz za to zapłaci. - odparł potwór i wskazał ręką na przeciwległy kąt pokoju.
- Nie...- zacząłem płakać - Tylko nie on...nie...proszę...nie...

Obudził mnie głos

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Obudził mnie głos. Głos przesiąknięty strachem i troską. Głos mojej drugiej połowy siebie...

STILES

Wpadłem do pokoju gościnnego jak pędząca strzała, która co dopiero opuściła swoje miejsce na łuku.
Złapałem Mike za ramiona i próbowałem obudzić z koszmaru.
- Mike?! Obudź się! Kurwa! To tylko sen! Ej! Otwórz oczy do cholery! - darłem się jak głupi.
Mike w końcu uniósł powieki do góry. W oczach miał łzy.
- Wszystko jest dobrze. Jestem tutaj. To tylko sen. Zaufaj mi. - mówiłem uspakajającym głosem.
- Umarłeś...- wysapał zmęczonym tonem od płaczu.
Spojrzałem na niego pytająco.
- Jak to umarłem? - zapytałem.
Nie doczekałem się odpowiedzi, ponieważ do pokoju wszedł mój tata.
- Co się stało? Usłyszałem krzyki? Kłócicie się? - spytał.
- Nie. Nie kłócimy się. Mike miał zły sen. - wyjaśniłem.
Szeryf pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Myślę, że powinieneś tu zostać Stiles. Mike nie może być teraz sam. - oznajmił.
- Jasne. Zostane. - zgodziłem się.
Ojciec wyszedł bez słowa.
Położyłem się obok Mikea.
- Śpij. - nakazałem mu.
- Boję się. Ten potwór w bandażach...- zaczął.
- Nie słuchaj go. - oznajmiłem.
Mike mi zaufał, ponieważ po chwili zamknął oczy. Ja nie mogłem spać. Patrzyłem się w sufit i wsłuchiwałem w równomierny oddech Mikea.

* * *

Przysnąłem na chwilę po długim czekaniu na sen

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Przysnąłem na chwilę po długim czekaniu na sen. Rozbudziłem się wtedy, kiedy poczułem brak drugiej osoby koło mnie. Wstałem z łóżka. Mike stał tyłem do mnie przed drzwiami.
- Co się stało? - zapytałem.
Odpowiedział mi cichy śmiech.
- Chaos powrócił. - usłyszałem tylko.
Wiedziałem co to oznacza. Nie stał już tam Mike...tylko ktoś o wiele, wiele razy gorszy. Nogitsune.

I Hate, Love, Kill Myself (Teen Wolf Stiles) 4/13Where stories live. Discover now