Rozdział 39.

253 23 12
                                    

-Czyś ty do reszty oszalał kretynie?!- krzyknęłam wchodząc do pomieszczenia. Nie zwracałam uwagi nawet na karcący wzrok dyżurującej tu pielęgniarki. Podeszłam do brata przypatrując mu się uważnie. No tak standardowo- rozcięty łuk brwiowy, warga, złamany nos i stłuczona dłoń owinięta w biały bandaż.
Próbował wstać, ale był wyczerpany, więc od niechcenia mu pomogłam.
-A gdzie jest drugi kretyn?- mruknęłam rozglądając się po sali.
-Przenieśli go, bo byłem gotowy poświęcić swoją lewą dłoń, żeby ponownie mu przyłożyć.- z trudem utrzymywałam poważną minę, jednak po chwili po prostu parsknęłam śmiechem.
-Pójdę go zobaczyć.- zignorowałam fakt, że brat chciał mnie zatrzymać. Popchnęłam go jedynie na łóżko mówiąc na odchodne, że zaraz wrócę.
Weszłam do kolejnego pomieszczenia i tam właśnie go zobaczyłam. Siedział ze spuszczoną głową wpatrując się w ręce, które cały czas mu się trzęsły i nie przestawały. Nie widziałam, żeby miał gdzieś jakąś ranę, ale jednak mimo wszystko podeszłam do niego kładąc na jego ramieniu moją niewielką dłoń.
-Trzymasz się?- spytałam starając się zachować spokój, gdy tylko uniósł głowę zatrzymując wzrok na mojej bladej twarzy.
-Matko Brooklyn ja tak bardzo cię przepraszam.- i znowu, przykrył usta i oczy dłońmi.
-Arzaylea ze mną zerwała, jestem dupkiem Brook.- zabrałam rękę oddalając się kawałek do tyłu. Jego ciało ponownie zaczęło odmawiać posłuszeństwa i zaczął się trząść. Lekarka pociągnęła mnie w jego stronę z powrotem kładąc moją rękę na poprzednie miejsce. Chłopak znieruchomiał.
-Ciekawe.- mruknęła notując coś w swoim zeszyciku.
-Brooklyn ja wiem, że nigdy mi nie wybaczysz, ale...- kilka łez spłynęło po jego policzkach. Naprawdę żałował tego co mi zrobił jak i również zapewne mojemu bratu.
-Potrzebuję cię.- mruknął nie chcąc abym go usłyszała, ale tak niestety się stało.
-Potrzebujesz jej bardziej niż myślisz.- mruknęła lekarka w końcu odpinając od jego nadgarstka te przeróżne kabelki.
-Prosiłabym cię, żebyś przypilnowała, aby dotarł do domu cały, mogę na ciebie liczyć?- skierowała to pytanie do mnie, a ja jedynie kiwnęłam głową. Bałam się konsekwencji gdybym jednak odmówiła.
-Idziemy po mojego brata Hemmings.- dopiero w tamtym momencie zauważyłam, że ma podwiniętą koszulkę, a pod nią ma założony bandaż.
Gdy obaj stanęli na przeciwko siebie stało się coś czego się raczej nie spodziewałam. Przytulili się do siebie jak naprawdę dobrzy kumple.
Przekręciłam oczami stwierdzając, że sami dadzą sobie radę i ruszyłam przed nimi nie oglądając się za siebie.
Gdy już znajdowaliśmy się w autobusie musiałam złapać się Luke'a, aby uchronić się przed upadkiem czego od razu pożałowałam, bo syknął z bólu, który mu zadałam.
-Przepraszam.- mruknęłam cicho znowu łapiąc równowagę.
-Ty nie musisz mnie przepraszać.
-Hemmings do cholery świat nie kręci się wokół ciebie, w jakim ty świecie żyjesz żeby tak myśleć?- złapałam oddech starając się jakoś uspokoić. -Kobiety domagały się równouprawnień no to proszę. Też bym dała ci w policzek gdybyś tak wyrażał się o moim chłopaku, którego naprawdę z całego serca kocham.- tym razem powiedziałam to szeptem unikając całkowicie jego wkurzającego wzroku.
-Ale ja jej nie kochałem, nie kocham i nie będę kochać.- na te słowa przyrzekam, że zapomniałam jak w ogóle się oddycha. Uśmiechnęłam się niezauważalnie pod nosem, jakby to co powiedział było czymś naprawdę pięknym.

OKEJ TO JUŻ SERIO OSTATNI NA DZISIAJ XD!

Complicated Girl •L.H•Where stories live. Discover now