Rozdział 27

7.2K 403 233
                                    

Alexander Tom Riddle urodził się drugiego sierpnia tysiąc dziewięćset czterdziestego czwartego roku w Londynie. Kilka dni za wcześnie jednakże to nie miało wielkiego znaczenia. Był zdrowym i pokaźnym noworodkiem, który najbardziej lubił doić swoją matkę.

Tom Riddle gdy tylko otworzył swoje oczy, uświadomił sobie, jak bardzo miękki się stał. Przeklął pod nosem. Nigdy więcej nie pozwoli sobie na taką chwilę słabości, a tym bardziej w obliczu takiego wydarzenia. Na świat przyszło jego dziecko, a on tym czasem postanawia zemdleć. Wstyd pokazać się teraz ludziom, którzy odbierali poród Hermiony.

Delikatnie zmieszany wyszedł z sali. Był jeszcze tak zamroczony, że nie zauważył wystającej framugi drzwi. Potknął się jednakże udało mu się złapać pion.

- Za jakie grzechy - mruknął do siebie będąc już na korytarzu. Rozejrzał się. Skąd wziąć informację gdzie jest dziewczyna?

- Czyżby pan Riddle?

- Zgadza się - odparł. Przed jego oczami pojawiła się młoda kobieta. Była najwyżej z pięć lat starsza od niego. Jej biały fartuch był gdzieniegdzie uwalony krwią. Nie był to przyjemny widok dla kogoś kto przed chwilą stracił przytomność.

- W takim razie za mną. Wszyscy na pana czekają - uśmiechnęła się promiennie. Tom nawet nie odpowiedział tylko podążył za nią. Krok za krokiem czuł, że pot leje mu się coraz bardziej z czoła.

- Nareszcie - krzyk radość zabrzmiał w jego bębenkach. Ku swojemu zdziwieniu odwzajemnił ten radosny ton.

- Cały czas tutaj byłem - powiedział z udawanym żalem w głosie. Walpurgia i Orion Black siedzieli przed drzwiami sali. Jak zdążył wydedukować Riddle, zapewne za drzwiami znajdowała się Hermiona wraz z ich synem.... Właśnie, synem.

- Nie pierwszy nie ostatni raz mdlejesz. Jak będziesz chciał mieć więcej dzieci to Ci szczerzę współczuje - narzeczeństwo było w szampańskim nastroju. Widocznie nie tylko jemu udzielała się ta miła atmosfera. Doczekał się czegoś czego nigdy nie pragnął. Ciąża była ciążą, nie widzisz dziecka jednak gdy już przyjdzie na świat, zmienia twoje, całe dotychczasowe życie.

- Nie możemy wejść. Tylko ojciec dziecka.

- Tak, jasne.

- No wchodź, przecież nie będzie źle - Walpurgia starała się go przekonać do wejścia. Z wielkimi oporem poruszał się w kierunku drzwi, które otworzyły się tuż przed nim.

- Pan Riddle?

- We własnej osobie - przytaknął chłopak. Mierzył się wzrokiem z medykiem w średnim wieku. Nie wyglądał na zachwyconego.

- Z pana narzeczoną wszystko jest dobrze. Dziecko również nic nie zagraża. Mimo tego, że do terminu brakowało kilku dni jest wyjątkowo zdrowy i pokochał już swoje nowe jedzonko. Zapraszam - gestem zaprosił go do środka. Dopiero teraz przerażenie rozlało się po jego ciele na tyle wyraźnie, że nie był w stanie nic odpowiedzieć. Po prostu wszedł do środka. Oślepiło go mocne światło, które spływało z sufitu. Przeklęte lampy.

- Wreszcie jesteś - zwrócił oczy w kierunku osoby, która wypowiedziała słowa. Hermiona, ta sama dziewczyna, którą poznał we wrześniu, leżała na wielkim łóżku, a w jej ramionach leżało małe zawiniątko. Zamrugał oczami.

- Tak - wykrztusił. Podszedł na tyle blisko aby móc zobaczyć maluszka. Jego włosy były ciemne, tak jak jego, a gdy otworzył oczy z zadowoleniem stwierdził, że odziedziczył je po matce. Mleczne oczy, które tak bardzo namieszały w jego życiu.

- Piękny prawda?

- Masz rację - przyznał.

- Ma twoją jasną karnację, twój nosek i nawet ma tak samo wycięte usta. Jest uroczy. Tylko oczy ma po mnie - zachwycała się Granger na swoim nowo narodzonym synem.

Zmienię czas, by z Tobą być | TomioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz