Rozdział II

52 12 2
                                    

Ile czasu minęło od tamtej tragedii? Tydzień, dwa? Nie potrafiła tego stwierdzić. Czas niemiłosiernie się jej dłużył. Nie umiała odróżnić nocy od dnia. Wszystko wyglądało by inaczej, gdyby właściciel mieszkania zainwestował chociaż w zegarek, bądź pozbawił by okna desek, którymi tak szczelnie były zaryglowane. Nie mogła jednak liczyć na żadne z tych rzeczy. Została z tym wszystkim sama. Nawet On nie przebywał w tym mieszkaniu, co było co najmniej dziwne, bo należało ono przecież do niego. Gdzie nocował? Gdzie spędzał ranki, popołudnia i wieczory? I czemu ją ratował, skoro teraz zostawił ją samą? Chciała się tego wszystkiego dowiedzieć, ale nie miała od kogo.
Opuszczenie przez nią mieszkania było względnie niemożliwe. Drzwi były zamykane od zewnątrz i otworzyć je można było jedynie kluczem. A nawet jakby miała możliwość wyjścia, nie miałaby dokąd się udać. Nikt by jej nie przyjął. Ludzie za bardzo obawiali się konsekwencji. Była poszukiwana w całym mieście oraz pobliskich wsiach. I ani śniła oddać się w ręce policji.

Kiedy była już pogrążona w lekkim półśnie usłyszała odgłosy, które pochodziły z-jak się domyślała- klatki schodowej. Ktoś hałasował kluczami, a zaraz po tym słychać było szczęknięcie zamka. Jako, że ze swojego położenia miała znakomity widok na drzwi wejściowe, od razu zobaczyła kto przyszedł ją odwiedzić i otwarcie mogła przyznać, że nie tego się spodziewała.

W progu stał nie kto inny jak jej biologiczny ojciec. Ale chwila, to nie możliwe! Nie widziała go od paru lat, miała pewność, że założył sobie piękną, wielką rodzinkę gdzieś za granicą. To zadziwiające jak bardzo się myliła! Człowiek ten, który nawet nie starał się utrzymywać z nią kontaktu stał teraz ledwo na nogach i spoglądał na nią błagalnym spojrzeniem. Oczy miał podkrążone i zaróżowione, a na policzkach odznaczały się szlaki świeżych łez. Nawet w takiej sytuacji go poznała, nie mogło być inaczej. Miał takie same kasztanowe włosy i wielkie morskie oczy jak ona. Wyglądał jak większa, męska wersja jej samej. Nie przypominał rozśmianego siebie ze zdjęć, które jej po nim zostały. Wtedy upodabniał się bardziej do kupy wielkiego nieszczęścia.
Już miała się odezwać kiedy zauważyła coś, co bardzo ją zaniepokoiło. Na jego ramieniu widniała duża, otwarta rana prawdopodobnie zadana nożem. Sączyła się z niej gęsta, mocno czerwona krew. Nie musiała być lekarzem, żeby wiedzieć, że jeśli niczego nie zrobi, może się to okazać śmiertelne w skutkach. Przystąpiła do działania. Pobiegła w stronę łazienki, w której już wcześniej dostrzegła dużą apteczkę.

Grzeszny Płomień Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz