Rozdział III

40 11 1
                                    

Była przekonana, że wszystko robiła dobrze. Nie rozumiała więc, dlaczego krew nie przestawała lecieć. Zamiast tego, coraz gęściej sączyła się ona z rany. Twarz ojca za pomocą znieczulenia przybrała tępy wyraz. W oczach jednak krył się ból i strach. Wiedziała, że nie ma sensu pytać go o cokolwiek, ponieważ cały czas był tak samo milczący jak na początku, kiedy pojawił się w mieszkaniu. A nawet jakby otrzymała odpowiedź, nie liczyła na to, że by ją zadowoliła. Z niepokojem liczyła nieudane próby zatrzymania krwotoku. Nawet się nie zorientowała, kiedy ręce zaczęły jej drżeć, a oddech stał się ciężki i urywany. Kręciło jej się w głowie i coraz bardziej się denerwowała. Rzuciła pospieszne spojrzenie na swoje dłonie. Musiała wziąć parę głębokich oddechów, aby obraz odzyskał ostrość. Cała była skąpana w szkarłatnej substancji. Otaczała ją ona ze wszystkich stron. Czuła krew nawet w gardle, chociaż wiedziała, że tak naprawdę jej tam nie ma. Ponownie skierowała wzrok na twarz ojca i kiedy ujrzała, że oczy całe zaszły mu mgłą, wiedziała, że nie zostało mu zbyt wiele czasu.
-Kto mógł to zrobić?- zapytała bardziej siebie niż jego. Kąciki jej ust żyły własnym życiem i przekrzywiały się to w górę to w dół. Zagryzła wargi, chcąc powstrzymać łzy napływające jej do oczu. Po mamie nie płakała, to czemu miałaby płakać po ojcu? Ojcu, który przez większą część jej życia nawet nie interesował się jego szczegółami...
-Skarbie, oni wiedzą. Szukają cię.-odpowiedział jej słaby i zachrypnięty głos ojca.
-Ale kto wie, kto mnie szuka?! -zdenerwowała się dziewczyna. - Spalili mi dom, wymordowali rodzinę, dlaczego? Czym zawiniłam?
-Kathlyn, musisz uważać. Nie mogą cię znaleźć. To są okropni ludzie. Nie znają litości i kiedy już cię dopadną, tak łatwo cię nie wypuszczą. Oni chcą wykorzystać twoją moc, nie możesz im na to pozwolić.
Dziewczyna bezradnie opuściła ręce i spojrzała zrozpaczonym wzrokiem na mężczyznę, który się przed nią znajdował. Jedyne słowo jakie przychodziło jej na myśl gdy tak na niego patrzyła było "zemsta". Musiała się zemścić, ale wiedziała, że to będzie trudne.
-Córeczko, pod żadnym warunkiem nie możesz tu zostać. Nie jako moja córka, nie jako Kathlyn Benson. Będziesz musiała to wszystko zostawić za sobą. Stworzyć nową tożsamość.
-To nie możliwe. Tak się nie da, nie mogę tego zr...
-Możesz- do rozmowy wtrącił się całkowicie obcy głos. Niepewnie podniosła głowę, a jej oczom ukazała się kobieta mająca na oko jakieś 35 lat. Kiedy dziewczyna wychwyciła jej spojrzenie, ta posłała jej delikatny uśmiech i jakby bojąc się, że może ją spłoszyć, małym kroczkami ruszyła w ich kierunku.-Jestem Celia. Dopilnuje tego, aby żaden z tych drani nie położył na tobie swoich brudnych łap. Ah-westchnęła jakby coś sobie przypominając- i uratuję przy tym twojemu ojcu tyłek, już jakiś tysięczny raz.
Dziewczyna nie rozumiała, co tamta chciała jej oświadczyć, więc dla pewności zapytała:
-Uratujesz mojego tatę?
Zza pleców Celii wyszło jeszcze parę osób, ale tylko jedną z nich Kathlyn kojarzyła.
-Uratujemy- odparła dumnie kobieta, szczerząc się przy tym do swoich towarzyszy- ten facet, bywał w o wiele gorszym stanie.-Widząc, że nadal nie przekonała dziewczyny, westchnęła teatralnie i uraczyła ją pocieszającym spojrzeniem-Nie bój żaby. Henryka nawet czart by nie chciał.
Wywołała tym salwę śmiechu u swoich towarzyszy, a zaraz dwóch z nich udało się do jej ojca, pakując go na prowizoryczne nosze i wyprowadzając z mieszkania.
-A ty kochanienka, pójdziesz z Zackiem. -Mrugnęła do niej i wskazała na wysokieko chłopaka opierającego się o framugę drzwi.
Dziewczyna go znała jednak pod innym imieniem. "Jack", tak się kiedyś jej przedstawił. Jak się jednak już zdążyła zorientować, nie wszystko było takie jak do tamtej pory uważała. Zack ubrany był w czarny t-shirt, który delikatnie opinał się na jego mięśniach, idealnie je podkreślając. Na nogach miał spodnie moro kończące się przed kolanami, a wszystko dopełniały czarne tenisówki za kostkę spoczywające na jego stopach. Jego czarne włosy były delikatnie roztrzepane, a brązowe oczy, przysłaniały jego czarne jak smoła i gęste rzęsy. Usta wykrzywione miał w drwiącym uśmieszku. Dziewczyna z braku innego wyjścia szybko kiwnęła głową na znak, że zrozumiała polecenie i na drżących nogach udała się za chłopakiem, który zdążył już opuścić mieszkanie. Nie miała pewności, czy powinna mu ufać, ale wiedziała, że kobieta mu ufała. To jej wystarczyło. Z głowy wyleciał jej fakt, że to właśnie ten chłopak przywiózł ją do tego mieszkania i kazał na siebie czekać. Nawet nie zorientowała się, że faktycznie dotrzymał obietnicy. Informacja ta opuściła jej umysł już jakiś czas wcześniej. Wyparł ją niepokój, który nią zawładnął, kiedy to ujrzała ojca. Nie wydawała się ona na tyle ważna, żeby ją zatrzymywać. Po prostu pozwoliła jej wyparować.

•••

Hejka. Z góry informuję, że rozdział pisany był na telefonie i dopuszczam możliwość pojawienia się minimalnych błędów. Przepraszam jeśli rozdział się nie podoba, ale naprawdę się starałam, żeby wyszedł w porządku :)) Zachęcam do zostawiania gwiazdek i komentarzy, oraz proszę o ewentualne wskazanie mi błędów :)) Luv ♡

Grzeszny Płomień Where stories live. Discover now