Pora to zakończyć ( pożegnanie na końcu )

702 37 14
                                    

GODZINA 10:12
RANEK.

Dzisiejszy dzień nie rozpoczął się najlepiej. Zombie dotarły do naszego schronienia. Byliśmy pewni, że to koniec. Naszczęście przypomnieliśmy sobie o drodze ucieczki prowadzącej na dach.

- Zostań tam poczwaro!

Trzasnąłem we właz z całych sił. Szybko wskoczyliśmy do helikoptera.

- Szymek, mówiłeś że twoj ojciec potrafi latać helikopterem, prawda?
- Tak, tato!
- Już działam!

Tata Szymona bezproblemowo odpalił helikopter. Podczas lotu rozglądaliśmy się po ulicy. Naszym oczom ukazał się paskudny widok świeżej krwi, flaków, oraz nowych zombie. Wszystkie nasze mamy popłakały się, tylko mężczyźni okazali zimną krew i wytrzymali.

- Dokąd lecimy? - zapytali wszyscy.
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz Alan??!! - mówi Dawid.
- Wiecie co? Myślę, że najlepiej byłoby gdybyśmy dali się zabić. Nic nie da się zrobić!
- Alan, nie poznaję ciebie. Zawsze byłeś pozytywnej myśli! - mówi Szymek.
- A jaki mam być teraz, skoro jedyne miejsce, w którym mogliśmy normalnie żyć jest klapą?! Nie ma innego, bezpiecznego miejsca!!! Po zatym nie zostało nam dużo paliwa.
- Alan zamknij się!

W tym momencie Gniewko dał mi w ryj. Dostałem tak mocno, że aż zemdlałem.

GODZINA 15:20
POPOŁUDNIE.

W końcu się otknąłem. Mimo to głowa cały czas mnie bolała. Najciekawsze było to, że nie obudziłem się w helikopterze. Obudziłem się na statku. Postanowiłem się rozejrzeć. Szybko zdałem sobie sprawę z tego, że na górnej części pokładu nie ma nikogo. Instynkt kazał mi iść do ładowni. Tak więc zrobiłem.

- Halo? - zapytałem.

Następnie ujżałem wszystkich moich przyjaciół, rodzinę, oraz rodziny moich przyjaciół. Razem z nimi był też wysoki, siwiejący, napakowany staruszek w czapce. Najprawdopodobniej był to kapitan. Kiedy podszedłem do nich nic nie powiedziałem i z całej siły dałem dla Gniewka w mordę.

- Alan! - krzyczy ze zdziwieniem matka Gniewka.
- Spoks. Należało mi się. - mówi ze spokojem Gniewko.
- Niech się wszyscy uspokoją do cholery! - krzyczy kapitan.

Kapitan wyciąga do mnie ręke.

- Jak masz na imię chłopcze?
- Alan.
- Miło mi ciebie poznać, Alan.
- Po co tu jesteśmy, i jak się tu znaleźliśmy? - pytam.

Do rozmowy włącza się mama Szymona.

- Kapitan to mój dawny znajomy. Tak się złożyło, że lecieliśmy helikopterem do najbliższego portu. Na miejscu spotkaliśmy pana kapitana. Od razu mnie poznał. Wszyscy razem weszliśmy na pokład.
- Tak było. - mówi kapitan.
- Skoro jesteśmy na statku, to dokąd płyniemy? - pytam.
- Płyniemy do ZOMBREX'u. Jedynej bezpiecznej wyspy na środku Morza Bałtyckiego.
- ZOMBREX'u?!
- Tak. Okazało się, że ZOMBREX jest wyspą dla ocalałych, a nie lekarstwem. - mówi Dawid.
- Ale skąd to wiecie, i dlaczego lekarze z NFZ wprost nie powiedzieli, że ZOMBREX to wyspa?
- Chcieli uniknąć paniki. - mówi Dawid.

Rozmowę przerywa kapitan.

- Przykro mi, że muszę przeszkodzić w pogadance, ale dostrzegam nasz cel. Powinniśmy tam dopłynąć w ok. 1 godzinę. Oh. Uh oh.
- Co się dzieje kapitanie? - pyta nieco zmieszany Gniewko.
- Widzę przed nami grupę pływających zombie. Do broni, raz!!!

Jak kapitan rozkazał tak zrobiliśmy. Szybko wzięliśmy z ładowni parę pistoletów maszynowych i stanęliśmy do walki z groźnymi zombiakami.

< dźwięki karabinu >

- Giń do cholery! - wykrzykuje kapitan.

GODZINA 15:35
TO SAMO POPOŁUDNIE.

Po ok. 15 minutach walki z opornymi sztywniakami mieliśmy nareszcie czystą drogę do wyspy.

- Ha ha ha! - mówimy wszyscy razem.

Mimo, że zostało nam jeszcze trochę drogi, to od teraz wyraźnie widzieliśmy naszą wyspę. Była piękna. Jasno-zielone liście palm odbijały się w słońcu, woda wokół była nieskazitelna, a na całej wyspie rozmieszczone były drewniane domki. Najpewniej z elektrycznością, gdyż na każdej z nich były anteny. Z daleka było można dostrzec ludzi wykonujących codzienne czynności.

- Ależ tu pięknie! - mówi jedna z matek.
- Zaiste. - mówi kapitan.

GODZINA 16:20
POPOŁUDNIE.

Wkońcu dotarliśmy do najprawdopodobniej ostatniej osady wolnej od zombie. Straże wpuścili nas bez problemu po małej kontroli.

- Tu zaczniecie nowe życie. - mówi kapitan.
- A co z panem?
- Muszę wracać.
- Dokąd??!! Oszalał pan?!
- Nie. Niedaleko tej wyspy znajduje się inna.
- Jak to? Mówił pan, że ZOMBREX to jedyna bezpieczna osada!
- Mówiłem. Ale kłamałem. Przepraszam was za to. Tylko tak mogłem was zmotywować. Teraz wracam do mojej rodziny.

Po słowach kapitana gorąco go pożegnaliśmy i życzyliśmy mu szybkiego powrotu do jego rodziny.

- Ej słuchajcie!
- Co jest Alan?
- Przepraszam was za moje histerie w helikopterze, oraz za ten cios Gniewko.
- Nic się nie stało. Teraz jesteśmy bezpieczni.

No i udało nam się. Po długiej walce z zombiakami o przetrwanie los nas wynagrodził! Mam nadzieję, że będziemy tu już bezpieczni, a kapitan dotrze do rodziny cały.

KONIEC.

Hej tu AwesomeGuy1337. Właśnie przeczytaliście najdłuższy, a zarazem ostatni rozdział Zombie Survival. Bardzo miło było mi to pisać i mam nadzieję, że jeszcze lepiej wam się czytało. Niewykluczone, że kiedyś zrobie drugą część. Tym czasem koniecznie przeczytajcie moją trwającą opowieść: The Flashpoint Paradox.

Narazie!

Zombie Survival [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz