Rozdział 35

1.4K 194 56
                                    

-Więc jesteś gejem, tak?

Cała moja rodzina siedziała zgromadzona wokół mojego szpitalnego łóżka. Mama zaczęła całą rozmowę jako pierwsza. Bałem się reakcji reszty członków rodziny. Nie podnosiłem wzroku. Za bardzo się bałem spojrzeć im wszystkim prosto w twarz. Przełknąłem głośno ślinę.

-T-tak, mamo, jestem gejem

Wydukałem z siebie. Zack jako jedyny spuścił wzrok. Nie mógł na mnie patrzeć. Kątem oka spojrzałem na rodziców. Tata spoglądał na mnie tak jakby czegoś szukał, jednak nie potrafił tego znaleźć. Madison uśmiechała się szeroko, dodając mi otuchy. Jay przez chwilę spoglądał na mnie i po chwili posłał w moją stronę szczery uśmiech.

-Kiedy? J-jak to się zaczęło?

Zack w końcu odważył się na mnie spojrzeć.

-Przecież Jenna.. wyglądaliście-

-Spotkałem raz Johnnego w lesie- Przerwałem bratu.

-Rozmawialiśmy i po jakimś czasie wyznał mi, że jest gejem. A j-ja głupi zapytałem się jak to jest być gejem, no i mi pokazał..

Zacząłem użalać się nad sobą. Schowałem twarz w dłoniach aby nie pokazywać swoich łez.

-I to mi się spodobało. To było najwspanialsze uczucie na świecie. Po dniach zacząłem mieć wątpliwości co do siebie, w-więc..

-Więc?

Wtrącił tato pochylając się w moją stronę.

-Więc go pocałowałem. Myślałem, że go kocham, ponieważ czułem te całe motylki w brzuchu o których Madison mi opowiadała jak spotkała pierwszy raz swojego chłopaka, ale to wszystko to były pozory. Ubzdurałem sobie swoją 'wielką miłość' do Johnnego.

Otarłem twarz z łez. Pokręciłem głową na boki i szeroko się uśmiechnąłem na samą myśl o Joshu.

-I wtedy chyba moje uczucie do Josha zaczęło rosnąć. Pierwsze uczucie nastąpiło kiedy przyszedł do mnie do domu. Mieliśmy napisać wspólną piosenkę. Zacząłem śpiewać, a on tak znikąd zawiesił wzrok na mnie. Przestałem śpiewać i wtedy napotkałem jego oczy, rany, wiecie, że Josh ma cudowne oczy?

Spojrzałem z uśmiechem na rodziców. Uśmiechnęli się nieśmiało i pokazali abym mówił dalej.

-Potem znalazł mnie płaczącego na przystanku. Mógł mnie zignorować i odejść, czego nie zrobił. Usiadł obok mnie i tak po prostu ze mną siedział.

Nie potrafiłem przestać się uśmiechać, kiedy wspominałem tamte dni. Ignorowałem spływające łzy po moich policzkach.

-I potem chyba wszystko zaczęło rosnąć. W ten dzień kiedy Josh zamknął mnie w swoich objęciach, szepcząc, że nie pozwali nikomu aby mnie skrzywdzono, to t-to chyba właśnie wtedy się w nim zakochałem, i każdy dzień stawał się dla mnie coraz trudniejszy. Krzyczałem mu w twarz, że go nienawidzę bo chciałem się go pozbyć ze swojego życia. Nie chciałem go kochać.

Pociągnąłem nosem. Otarłem spod oka łzy i ponownie spuściłem swój wzrok. Złączyłem swoje dłonie razem i zacząłem się nimi bawić.

-Wydaje mi się, że po prostu boję się, że nigdy tego znów nie poczuję. Wiem, że szaleństwem jest wierzyć w głupie rzeczy, ale to nie takie łatwe. Miałem wielkie nadzieje, że Josh może czuje to samo do mnie co ja czuję do niego. Chciałbym się cofnąć w czasie, mamo, cofnąć i nie pozwolić sobie na zakochanie się w Joshu

Każdy nagle posmutniał. Uśmiechnąłem się tylko do nich i bez słowa wstałem z łóżka i wyszedłem z sali. Spojrzeli za mną, jednak nie mieli siły na powiedzenie słowa. Wszedłem do łazienki i zamknąłem się w ostatniej kabinie. Wyciągnąłem z kieszeni swój telefon i wybrałem numer.

-Tak?

-Cześć Brendon

Uśmiechnąłem się kiedy usłyszałem jego zachrypnięty głos.

-Tak dawno nie rozmawialiśmy..

-Minęło trochę czasu, coś się dzieje? Masz strasznie załamany głos

-Wiesz, nie radzę już sobie.. Przez chwilę wydawało mi się, że moje życie znów nabiera kolorów, ale tak nie jest

-Stary co ty pieprzysz, gdzie jesteś?

Zapytał przerażony. Odczuwałem to w jego głosie, ten strach.

-W toalecie, zamknąłem się, chciałem tylko z tobą porozmawiać

-Nie rozłączaj się, dobrze?

Usłyszałem po drugiej stronie jakiś szum. Wydawało się, jakby czegoś szukał.

-C-co teraz robisz?

-Nic, rozmawiam po prostu z tobą

Wzruszyłem ramionami.

-D-dobrze, jest gdzieś twoja mama lub tata?

-Są w mojej sali

-Idź proszę do nich, rozłączę się teraz, okej?

Nie odpowiedziałem. Sam się rozłączyłem i wyszedłem z kabiny. Starałem się unikać lustra, więc szybko opuściłem łazienkę i skierowałem się  do swojej sali. Siedział tam tylko Zack.

-Hej?

Odparłem cicho, siadając na łóżku.

-Tak strasznie Cię przepraszam za każdy raz kiedy Cię uderzyłem

Bez zastanowienia złapał mnie w ramionach i mocno przytulił. Zaskoczony powoli położyłem donie na jego plecach i oddałem uścisk.

-Jest okej, nie martw się

Uśmiechnąłem się do niego kiedy mnie puścił. Odwzajemnił uśmiech, po czym wyszedł z sali ze spuszczoną głową.

Nagle wszystko stawało się lepsze.


~~~~~~

co myślicie? może jakiś komentarz? :)

Be concerned/joshlerWhere stories live. Discover now