~~1~~

698 27 7
                                    

- Jade!!! - krzyczała mama z kuchni, gdzie prawdopodobnie przygotowywała śniadanie, sądząc po dźwiękach skwierczenia oleju na patelni. Mmm... może jajeczniczka? - Jade, nie będę drugi raz powtarzać. Zwlecz ten swój kościsty tyłek z łóżka, bo zaraz potraktuję cię wodą... albo tatą!

- Toż wstaję! - odkrzyknęłam. - Nie trzeba się tak drzeć - dodałam ciszej i zwlokłam się z łóżka.

- Najwyraźniej trzeba! - A już myślałam, że nie usłyszała.

Wstawałam powoli, rozciągając wszystkie zastałe mięśnie. Czy tylko ja lubię pstrykać szyją? I czy tylko ja lubię zadawać sobie pytania retoryczne? - Chyba tak. Wzięłam jakiekolwiek ubrania z szafy, które akurat były pod ręką. Ubiór do instytucji wysysającej z nastolatka radość życia, zwanej szkołą, szczególnie był mi obojętny. Poszła do łazienki oczywiście zwolnionymi ruchami, a w niej wzięłam prysznic, umyłam zęby, zrobiłam makijaż i inne te toaletowe czynności. Potem ubrałam się w zwykłe czarne dżinsy, białą koszulkę, a na nią koszulę w czerwono-czarną kratkę. Na stopy założyłam czerwone conversy. Może jestem dziwna, ale nie lubię vansów.

Ze spakowaną torbą zmierzałam do kuchni, gdzie przywitała mnie mama razem z moimi ulubionymi jajkami na toście. Uwielbiam je.

- Dzień dobry - powiedziała wymownie, zwracając moją uwagę na fakt, że się nie przywitałam.

- No, hej - odpowiedziałam i zajęłam się jedzeniem, mama westchnęłam ciężko.

- Jak tam było wczoraj na treningu? Powaliłaś kogoś? - Zaczęła rozmowę.

Właśnie dlatego jestem dziś taka zmęczona i obolała. Zawsze we wtorki miałam lekcje karate, nienawidzę ich, ale rodzice mnie zapisali i zastosowali szantaż, aby mnie zmusić do chodzenia tam.

- Jasne - Wcale nie. Jestem beznadziejna, jak nasz nauczyciel. - Jak zawsze - prychnęłam z wyższością.

- Coś ci nie wierzę - pokręciła głową. - Przyda ci się dodatkowy trening.

- Co? Mamo, nawet nie wiesz, jaki wycisk nam dają na tych lekcjach - przetarłam czoło, udając wykończoną. Nawet trochę byłam.

- Jasne, ale i tak wieczorami tata będzie cię trenował - uśmiechnęła się złośliwie.

- Nie, tylko nie to - westchnęłam.

- Dobrze ci to zrobi.

Nie skomentowałam tego. Moi rodzice są uparci, a ja wolę odpuścić, nie chcę się narażać. Zjadłam szybko śniadanie, ubrałam buty i wyszłam.

Pogoda była bardzo ładna, było ciepło, zresztą, jak zwykle w maju. Jeszcze miesiąc i koniec ze szkołą! Nie mogę się doczekać wakacji. Nie lubię szkoły, zresztą jak większość nastolatków. Zawsze chodzę do niej piechotą, bo mam całkiem niedaleko. Włożyłam sobie słuchawki do uszu i poddałam się dźwiękom trapu. Znam tą drogę na pamięć. Po dwóch przesłuchanych piosenkach dotarłam do szkoły.

Wyjęłam słuchawki i wkroczyłam do środka, wprost do szkolnej dżungli. Poszłam do szafki i spakowałam książki, które były mi na dziś potrzebne. Czułam na sobie czyjś wzrok. Domyśliłam się, czyj i miałam rację. To Theo - najprzystojniejszy i najbardziej tajemniczy chłopak w całej szkole. Mówią, że jego rodzice zginęli w wypadku dawno temu, a wychowuje go wujek. Nie wiem, ile z tego jest prawdą, ale są to jedyne informacje, które mam, pomijając tę, że odkąd zaczęliśmy liceum*, wciąż mnie obserwuje. Natomiast kiedy ja kieruję swój wzrok na niego, odwraca się. Czy on myśli, że tego nie widać?!

Do tego wygląda bardzo dojrzale jak na siedemnastolatka. Prawie zawsze nosi czarne rurki, białą koszulkę i czarną skórzaną kurtkę lub bluzę. Ma ciemne włosy, a koloru oczu nie znam. Nigdy nie widziałam go z bliska. Zawsze trzyma się na uboczu, jest wszystkiemu obojętny, nie uczy się i ma wyjechane na wszystko i wszystkich... oprócz mnie.

- Witaj, miłości Theodora - naskoczyła na mnie Melanie.

- Zamknij się! - uderzyłam ją lekko w ramię ze śmiechem. - I tak nienawidzi mnie większość dziewczyn z tej szkoły. - Smutna prawda. Wszystkie mi "zazdroszczą" tego, że ten dupek wciąż się na mnie gapi, a ja się wcale o to nie prosiłam. Może powinnam się cieszyć i czuć wyróżniona, ale jest wręcz przeciwnie. Gapi się ciągle, a nawet nie zagada. Nie wygląda na nieśmiałego. Z resztą nieważne.

- Ja tam bym się cieszyła. - Mel duży się w nim odkąd pamiętam, a mimo tego się przyjaźnimy. Ona jedyna mi wierzy, że ja do niego nic nie mam.

- Zamienimy się? - spytałam, na co dziewczyna entuzjastycznie potaknęła głową. Zaśmiałam się i ruszyłam w stronę klasy ramie w ramię z przyjaciółką.

Pierwszą miałam matematykę. Może to dziwne, ale lubię ten przedmiot, a nie jestem kujonem. Z reszty przedmiotów jakoś lecą trójki i czwórki, ale z matmy za to mam piąteczkę. Choć w tym roku blisko mi do szóstki. Niestety ma to swoje wady, bo niektórzy przez to nazywają mnie "kalkulatorem". Nie fajnie.

Kiedy byliśmy w połowie rozwiązywania dość trudnego zadania, rozbrzmiał alarm przeciwpożarowy. Możliwe, że to ćwiczenia, ale to i tak nas zdziwiło. Zwykle informują z wyprzedzeniem o tego typu zdarzeniach - wiem, dziwna szkoła. Każdy zostawił swoje rzeczy i skierował się do wyjścia za wskazówkami nauczyciela. Szłyśmy razem z Mel za tłumem, lecz po chwili straciłam ją z oczu.

Kiedy przechodziliśmy obok szatni, złapały moje ramiona dwie silne dłonie. Chciałam krzyczeć, ale kiedy spojrzałam w górę zauważyłam bliźniaków-goryli, którzy niedawno dołączyli do naszej klasy. Jeden, chyba Aiden przyłożył palec do ust, nakazując mi przy tym, abym nie krzyczała. Zaczęłam się bać, nie na żarty. Czułam, że cofamy się na koniec pochodu. Spróbowała delikatnie się wyrwać, ale oni byli za silni. Czego chcą?

Nagle zaciągnęli mnie w boczny korytarz, tam gdzie są umiejscowione szafki. Jeden z bliźniaków zakrył mi usta, właśnie wtedy, kiedy chciałam krzyknąć. Drugi zaczął mnie macać, ale chyba w celu przeszukania. Nagle dotarł do mojej kostki i uniósł mi nogawkę spodni lekko do góry.

- Wiedziałem! - krzyknął wściekle, chyba Ethan. - Oznaczyli ją! Szlag, pod skórą.

- Wal to! Weź rozetnij jej nogę czy coś. Ja dzwonię do szefa, że ją mamy - powiedział ten, który przytrzymywał mi usta. Jedną ręką sięgnął po telefon.

Spojrzałam na dół zamglonym wzrokiem, przez łzy, które zebrały się w moich oczach. Co się tu dzieję? Ethan wyjął z kieszeni błyszczący przedmiot, to... NOŻ!!! Zaczęłam się miotać i krzyczeć mimo, że nie mogę.

- Nie wierć się, bo poharatam ci całą nogę! - warknął bliźniak. Nie słuchałam go, tylko jeszcze bardziej zaczęłam się miotać, przez to poczułam ból na kostce, Ethan rozciął mi skórę, ale chyba nie w tym miejscu, co chciał. Co oni chcą ze mną zrobić? - Nie da rady! Zaaplikuj - powiedział do Aidena, który właśnie skończył rozmowę z kimś, a jedynymi słowami, które wypowiedział to "Mamy ją, korytarz, szafki". Ten od razu zrozumiał, o co chodzi i wyjął z kieszeni STRZYKAWKĘ!! Boże, ratuj!

Zamknęłam zapłakane oczy, kiedy Aiden przybliżył igłę do mojej szyi. Czekałamm na śmierć. Nic nie mogłam zrobić. Nagle poczułam ulgę. Ktoś odepchnął mięśniaków. Czułam, że mam szansę uciec. Otworzyłam oczy i pierwsze, co zauważyłam to Aiden, który leżał na podłodze nieprzytomny z jakąś strzałką w ramieniu. Następnie spojrzałam przed siebie i widziałam, jak Theo przyciska Ethana do ściany, bijąc o nią jego głową.

- Uciekaj! - warknął Theo. Uznałam, że to do mnie i uciekłam w lewą stronę. Niestety drogę zagrodziły mi dwie osoby, które były uzbrojone. Kiedy mnie zobaczyli, złowieszczy uśmiech wkradł się im na twarze.

- Witaj, Jade Clifford - wysyczał mężczyzna w podeszłym wieku. "Clifford"? Ale to nie jest moje nazwisko. Ja nazywam się Jade Smith, chyba...

~~~~~~

*liceum - w Ameryce to High School.

Serdecznie Cię witam w moim nowym opowiadaniu. Rozdział niezbyt długi, ale już zaczyna się coś dziać. Mam nadzieję, że Ci się spodoba i zostaniesz z nim na dłużej. Bardzo chciałabym znać Twoją opinię na temat tego rozdziału i zapowiadającej się historii, więc proszę o komentarz.
Dzięki! ;*

Unnamed16

CIA i kryminalne zagadki miłościWhere stories live. Discover now