~~2~~

299 20 0
                                    

Stałam nieruchomo, obserwując dokładnie dwie twarze o złowieszczych rysach, aktualnie wykrzywione w kpiących uśmiechach. Nie wiedziałam, co mam robić. Nie miałam dokąd uciec. Kobieta o płomiennych włosach, która zagrodziła mi drogę, powoli sięgała za siebie, wnioskuję, że nie po lizaka. 

Nagle coś mnie uderzyło w stopę, spojrzałam w dół i zauważyłam małą buteleczkę, na której błyskała czerwona dioda. Coraz szybciej i szybciej. W końcu eksplodowała. Cały korytarz spowił się gęstym dymem. W tym samym czasie, co wybuch, poczułam, jak ktoś zakrywa mi usta dłonią i odciąga z dala od zaczadzonej przestrzeni. Kiedy dym się przerzedził, zauważyłam poobijaną twarz Theo, który przerażony mi się przyglądał.

- Jesteś cała? - spytał i oglądał dokładnie moją twarz. Lekko skinęłam głową. - Nie możemy tu zostać. Dasz rady biec? - Ponownie kiwnęłam głową, bo strach zacisnął moje gardło w ciasny supeł. - Dobrze. - Wystukał coś na swoim telefonie, pociągnął mnie za rękę i zaczęliśmy biec. 

Byłam przerażona. Komu miałam ufać? Czy mogę zaufać chłopakowi, który dysponuje bronią palną i granatami dymnymi? Nie wiem, dlaczego, ale przy Theo czułam się bezpiecznie. Czego oni ode mnie chcą? Kim ja w ogóle jestem?

Poszukiwanie odpowiedzi na tak ogromną ilość niewyjaśnionych pytań musiałam pozostawić sobie na inną okazję, bo właśnie wybiegliśmy z budynku szkoły tylnymi drzwiami. Przez nieustanny bieg powoli traciłam dech, Theo cały czas ciągnął mnie za sobą. Wbiegliśmy w gęsty las, który był usytuowany tuż obok liceum. 

- Za-cze-kaj - wychrypiałam w niedostatku sił. Theo jakby sobie o mnie przypomniał i gwałtownie się zatrzymał, przez co na niego wpadłam. Przytrzymał mnie i usadził na mokrej ziemi.

- Wszystko w porządku? - Zadał bezsensowne pytanie. Czułam, jakbym miała zaraz wypluć swoje wnętrzności. Trzeba było ćwiczyć na wuefie. - Spróbuj uspokoić oddech, okej? - Zalecił i zaczął oglądać moje ciało. Najpierw sprawdził twarz, potem szyję, dłonie i zatrzymał się przy prawej kostce, z której jeszcze sączyła się krew, po nieudanej operacji Ethana. Zaklął pod nosem i zaczął opatrywać moją kostkę.

- Co się tu dzieję?! - Udało mi się uspokoić oddech i wrócić do żywych. Theo od razu zasłonił mi usta.

- Nie krzycz, bo nas znajdą. Musimy się dostać do bazy. - Założył mi opatrunek.

- Co? Jakiej bazy? 

- Spokojnie. Wszystko ci wyjaśnię, ale nie tutaj, dobrze? - spytał, patrząc mi w oczy. - Po prostu mi zaufaj.

- Mówi to ten, który ma pod kurtką cały arsenał - prychnęłam, na co on lekko się uśmiechnął.

- Sarkazm się ciebie trzyma, to dobrze.

- Dobrze będzie, jak wrócę do domu i rodziców - warknęłam.

- O tym możesz zapomnieć - uśmiechnął się drwiąco.

- Słucham?! - Znowu podniosłam głos, na co on się wkurzył.

- No to słuchaj — Nie mam zamiaru cię niańczyć. Jeszcze raz krzyknij, a z ogromną satysfakcją im ciebie oddam. Od tej pory masz się mnie słuchać, zrozumiałaś? - Warknął, na co się wzdrygnęłam. Przełknęłam głośno ślinę i lekko skinęłam głową. - To dobrze. Teraz, idziemy. - Złapał mnie władczo za rękę i ruszyliśmy przez las kierowani jego GPS-em w telefonie, który chwile potem zadzwonił. 

- Halo? - Odebrał. - Tak, mam ją...Wszystko w porządku - mówił z przerwami. - Ma lekko rozciętą prawą nogę i jest bardzo zdezorientowana. Nie wie, komu ufać - przy tym zdaniu spojrzał na mnie jakby z litością. - Nic jej jeszcze nie powiedziałem...Tak, kierujemy się do bazy...Okej, rozumiem - zakończył rozmowę.

- I co? - spytałam zdławionym głosem.

- Musimy wyjść z tego lasu, potem nas zabiorą w bezpieczne miejsce. Posłuchaj - powiedział do mnie, zatrzymując się. - Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem. Wiem, że się boisz, ale jedyne co teraz musisz zrobić, to mi zaufać. Pracuję dla CIA. Jestem tu, aby cię chronić - ujął moją twarz w dłonie i uniósł, abym na niego spojrzała. - Wszystko będzie dobrze - powiedział, hipnotyzując mnie swoimi ciemnymi oczami. - Musimy iść dalej.

~~~~

Po prawie godzinnym marszu przez las, pot i zmęczenie dawały mi się we znaki. Miałam już dość. Byłam głodna, wykończona i brudna. Szliśmy bardzo szybkim tempem, prawie biegiem, przerywanym moimi potknięciami, lecz drzew nie było widać końca. W końcu moje nogi odmówiły posłuszeństwa i upadłam na szyszki - to ostatnie, co zapamiętałam.

~~~~

- Nie, to dla niej za dużo, stanowczo za dużo - usłyszałam stłumiony kobiecy głos. Miałam wrażenie, że kiedyś już go słyszałam. - Nie możemy jej tego powiedzieć od razu. Nie zniesie tylu informacji na raz. - Chciałam otworzyć oczy i powiedzieć coś, aby zawiadomić ich o mojej obecności, ale nagle moje powieki przybrały na wadze.

- Masz racje, Grace - to imię również znam. - Nadal mamy jej wmawiać, że Ann i Jack są jej prawdziwymi rodzicami? - Zaraz, że jak?! - Nie chcesz odzyskać córki?

- Oczywiście - kobieta uniosła głos, aby ponownie go ściszyć. - Tylko tego chcemy, odkąd musieliśmy ją oddać. Nie wiesz, jak to jest stracić dzieci - zaczęła szlochać.

- Rozumiem cię. Teraz już tu zostanie, na zawsze. 

- Dopóki jej nie odbiją - odezwał się nowy głos, który należał do Theo. Tak mi się przynajmniej wydawało. - Oni już wszystko wiedzą, teraz nie odpuszczą, szczególnie Anastasia. Znajdzie sposób, aby wyciągnąć z niej tą informację, a potem ją zabije, a my umrzemy razem z nią. Dokończy to, co zaczęła - zabrzmiało groźnie.

- Dlatego właśnie ty, Theo, nauczysz ją się bronić - odezwał się mężczyzna.

- Dlaczego ja?!  Poświęciłem połowę swojego życia, żeby ją chronić i szpiegować. Czemu nie dacie mi jakiejś poważniejszej misji? 

- Dlatego, Theo, że ja tu rozdzielam zadania, a poza tym w tym momencie jest naszą ostatnią deską ratunku i tylko ona ma TĄ informację, choć jeszcze tego nie wie. Pamiętaj przede wszystkim, że to tobie zaufała. Nie zawiedź mnie ani jej. - Usłyszałam ciche westchnienie Theo.

- Mogłabym zostać z nią na chwilę sama? - zapytała kobieta.

- Oczywiście, ale niedługo. Lada chwila powinna się obudzić - zastrzegł męski głos.

- Dobrze - odparła kobieta i usłyszałam ciche kliknięcie zamykanych drzwi.

Poczułam jak łóżko ugina się pod ciężarem prawdopodobnie właścicielki kobiecego głosu, Grace. Ujęła moją rękę swoimi ciepłymi dłońmi i ucałowała ją. Od kiedy obca kobieta zdobywa się na takie gesty? My się znamy?

- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że w końcu do mnie wróciłaś, Jade - wyłkała chyba do mnie. - Zapewne mnie nie pamiętasz, nie chcę cię wystraszyć... Boże, tak bardzo za tobą tęskniliśmy. - Znowu ucałowała moją dłoń. - Twój tata też rozpaczliwie pragnie cię znów zobaczyć, ale niestety jest teraz w pracowni. Zapewnia nam ochronę. Poznasz go, niedługo, poznasz nas oboje. - Co ona wygaduje? Od natłoku myśli zaczęła mnie boleć głowa. - Pogadam z Theo, zaopiekuje się tobą tak, jak to robił do tej pory. Anastasia zabrała nam już jedno dziecko, ciebie nie pozwolę skrzywdzić. Tak bardzo cię kocham, córeczko. 

"Córeczko"?! - Yyy... Ona mnie chyba z kimś pomyliła!? 

CIA i kryminalne zagadki miłościWhere stories live. Discover now