Rozdział XIV

1.6K 82 11
                                    

Mehves szybkim krokiem przemierzała korytarze seraju. Gdy pojawiła się pod komnatą w której przebywał Yachya bey, bez zbędnych ceregieli weszła do środka. Mężczyzna siedział za swoim biurkiem i czytał jakiś list. Spojrzał na dziewczynę i zrobił zdziwioną minę.

- Mehves hatun? Co ty tu robisz? - spytał i podniósł się, a następnie stanął naprzeciw brunetki, która wyglądała na zdenerwowaną.

- Wybij plany wojny sułtanowi z głowy - rozkazała, a szambelan odpowiedział jej śmiechem. Pokręcił głową w niedowierzaniu.

- To niemożliwe, hatun. Nawet nie mam zamiaru próbować. Ta wojna jest dla Imperium wielką szansą i-

- Nie obchodzi mnie to - warknęła i zacisnęła swoje dłonie w pięści, Yachya wydawał się być bardzo zaskoczony. - Pomyśl jak Hurrem skorzystałaby z jego nieobecności! Przypominam, że książę Cihangir nadal żyje, a ona może wykorzystać go do posadzenia na tronie! - Ten pomysł przyszedł Mehves w ostatniej chwili, nawet wcześniej nie myślała, że rudowłosa mogłaby coś takiego zrobić.

- Książę Cihangir jest chory, lud nigdy nie zgodziłby się na takiego sułtana - powiedział spokojnie Yachya pewien swoich słów. 

- A co jeżeli coś nam się stanie? Kto nas obroni jeżeli wróg zaatakuje pałac? Książę Mehmed i sułtanki Nergissah, i Aysun będą w niebezpieczeństwie. - Brunetka jak najbardziej starała się przekonać szambelana do rozmowy z sułtanem. Wiedziała, że Mustafa w tej sprawie nigdy by jej nie posłuchał. 

- Do stolicy przyjedzie pewien człowiek ze swoim niewielkim wojskiem i będzie bronił seraju. Tą wojnę sułtan planował jeszcze jak był księciem. Nic go nie przekona do odpuszczenia, a ty hatun jeżeli chcesz pozostać u jego boku radzę ci się przyzwyczaić. Ponieważ to nie będzie ostatni jego wyjazd - zakończył tymi słowami rozmowę. 

*

Mustafa spokojnym krokiem wracał z haremu. Odwiedził swoje dzieci i był zmartwiony stanem córek. Obydwie płakały i nijak było je pocieszyć. Aysun bardzo mało jadła i nie spała w nocy powtarzając, że chce do matki. Obydwie sułtanki przebywały z Mahidevran praktycznie cały czas, Valide sułtan czasami spała razem z nimi, aby najmłodsza córka sułtana mogła spokojniej spać. 

Padyszach wszedł do swojej komnaty i zmarszczył brwi widząc jakąś postać stojącą na jego tarasie. Zacisnął szczękę w złości, bo nikt nie miał prawa wchodzić do komnaty podczas jego nieobecności. Szybkim krokiem przeszedł przez drzwi, które prowadziły na balkon i spojrzał na brunetkę, która stała do niego bokiem. Zachodzące słońce było centralnie za nią, a niebieski motyl, który znajdował się na jej wskazującym palcu sprawiał, że wyglądała cudownie. Jednak bardziej uwagę Mustafy przyciągnęły jej szklane oczy.

- Mehves? - spytał, a jego faworyta szybko odwróciła głowę płosząc owada, który wyleciał do góry. Brunetka szybko się ukłoniła i uśmiechnęła do sułtana. - Coś się stało? - Mustafa postanowił tym razem odpuścić dziewczynie reprymendy za to co zrobiła.

- Mustafa - mruknęła cicho i podeszła do niego. Wtuliła się w jego klatkę piersiową, a władca delikatnie objął brunetkę. - Nie zostawiaj mnie, proszę - jęknęła, a po jej głosie można było usłyszeć, że zaczęła płakać.

- Zostawić cię? - Mustafa nic nie rozumiał, odsunął od siebie dziewczynę i nadal trzymając ją za ramiona spojrzał w jej oczy. - Nigdy. 

- Jedziesz na wojnę, zostawisz mnie na tak długi czas! Ja tego nie zniosę - szepnęła i spuściła głowę, a sułtan westchnął wszytko już rozumiejąc. Podniósł jedną dłonią jej brodę do góry i ucałował delikatnie policzki, które były mokre od łez. 

Sultan Mustafa I || ws ✔️Where stories live. Discover now