#4

1.1K 43 8
                                    

#
-To nie wiesz, kto mógłby to zrobić? - zapytał komisarz Kazuma, który był postawnym, wąsatym facetem po czterdziestce.

-Nie mam bladego pojęcia. Jestem tu z bratem od weekendu. Do tej pory mieszkaliśmy w Osace - powiedziałam zgodnie z prawdą.

Siedziałam z nim w salonie, a poza nami byli tu także dwaj inni śledczy. Nie wiedziałam jak się nazywali i jakoś mało mnie to obchodziło. Patrzyłam w zielone oczy policjanta, zastanawiając się nad czym myślał.

-Dlaczego tak nagle, przeprowadziliście się tu z bratem? O ile wiem, Haruno, znaczy twój ojciec, mieszkał tutaj tylko z najstarszym synem. Co było powodem waszego przyjazdu?

-A czy musiał być powód? Tęskniliśmy za ojcem.

-Rozumiem, że siniaki na ciele twojego brata nie mają z tym nic wspólnego?

Nabrałam powietrza, zacisnęłam wargi i spuściłam wzrok. Nie miałam bladego pojęcia co powiedzieć. Nie chciałam mówić nic o ciotce, bo nie chciałam, by brali się za tą sprawę. To by oznaczało ponowne spotkania, a tego chciałam uniknąć. Sasori wystarczająco się nacierpiał.

-Sińce Sasoriego, to całkiem inna sprawa.

-Która nie ma, nic wspólnego z waszym powrotem?

-Ma, do cholery!

Wybuchłam mając dość tego typu pytań. O co im chodziło?

-Przyjechaliśmy tu właśnie z tego powodu, ale czy nie możemy teraz się skupić na wybitej szybie i ataku na Sasoriego, tylko musimy wywlekać sprawy z Osaki?

-Spokojnie - powiedział, a moje ciśnienie zrobiło odwrotnie. Nabrałam jednak głębokiego wdechu, a dłonie zacisnęłam na kolanach.

-Sasori gotował kolację, a ty po waszej rozmowie poszłaś do toalety i usłyszałaś huk... dobrze zrozumiałem?

-Tak - powiedziałam z zaciśniętymi zębami. Było już po dziewiątej, a oni nadal mnie wałkowali. A może specjalnie to przeciągali, żeby jeszcze poczekać na tatę? - Myślałam, że to Sasoriemu coś spadło, bo jak to przy gotowaniu - zawsze coś może z rąk wylecieć, ale gdy z powrotem weszłam do kuchni znalazłam brata leżącego na podłodze, a z jego głowy leciała krew - powiedziałam mocnym tonem, wyraźnie akcentując każde słowo, by zrozumiał.

-Z informacji ze szpitala wiemy, że to ty zadzwoniłaś po karetkę, prawda?

Już miałam ochotę mu przypieprzyć. Nie kurwa, Matka Święta!

-Tak. Nikogo innego nie było w domu. Yahiko jest na wycieczce klasowej, a tato w pracy.

-W szpitalu, zadzwoniłaś po tego chłopaka od Uchihów?

-Nie! - krzyknęłam, wstając w fotela. Co im odwala. Niech kurde szukają poszlak, tego kto rzucił ten choleryny kamień, a nie pytają o tak bezwartościowe rzeczy. - Zadzwoniłam do brata! Nawet nie mam numeru Sasuke! - krzyczałam i nie obchodziło mnie to, że chłopak stojący w korytarzu mógł to usłyszeć. - To Yahiko załatwił mi transport do domu. Albo sam zadzwonił do Sasuke, albo to jego brat Itachi do niego zadzwonił, bo też jest na tej cholernej wycieczce.

Nerwy mi puszczały.

-Dobra. Teraz zmienimy pytania - powiedział, a ja już poczułam ulgę. Niech minie ta idiotyczna rozmowa, prowadząca donikąd. - Czy ty masz jakiś wrogów tutaj?

Wreszcie.

-Tak. W klasie, mam utarczkę z takim jednym pakersikiem. Dostał za to, że nie ma poszanowania dla kobiet! I tak, myślałam, że ten atak mógł być na mnie, a on jest jedyną osobą, która przychodzi mi na myśl.

Do rozmowy niepotrzebne są słowa [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now