#8

891 44 6
                                    


Stojąc przy kuchennym blacie, przygotowywałam rybę. Większość potraw miałam już zrobionych, ale cóż się dziwić - było po szesnastej. Tato zaplanował kolację na dziewiętnastą, ale jak zawsze będzie to dość elastyczna godzina. Nie wiadomo czy się wyrobię. Bardzo pomocny był dla mnie Sasori, który jak sam się określał - robił za posłańca. Przynieś to, przenieś tamto...

Tato do drugiej był w robocie, więc nie pomógł za bardzo, a Yahiko... Po tym jak musiałam przez niego od nowa zaczynać sałatkę, nie pozwoliłam mu wejść do kuchni. Niech głoduje albo idzie do knajpy. Ja nie miałam czasu mu gotować, ale też nie mogłam sobie pozwolić na jego buszowanie po kuchni. Zmusiłam go do posprzątania własnego pokoju. Musiał to zrobić i koniec kropka. Tato teraz też, jako przykładny mężczyzna, czyścił własną sypialnię. Czerwonowłosy braciszek siedział za mną i co chwilę pytał co miał zrobić. Byłam mu niezmiernie wdzięczna za chęci, ale zaczynał mnie już drażnić.

-Idź posprzątać salon. Albo łazienkę - mruknęłam, wrzucając rybę na patelnię.

-Dobra, Saki-nee-chan.

W kuchni zostałam sama. Pogłosiłam radio i zaczęłam się delikatnie kołysać w rytm muzyki. Musiałam jeszcze się wykąpać i przygotować, i wszystko wyłożyć na stół, i... O Mój Boże. Tyle rzeczy jeszcze do zrobienia. Nagle usłyszałam coś wibrującego na stole. Szybko tam zerknęłam i ujrzawszy swój telefon, który wydobywał bardzo cichy dźwięk, wytarłam dłonie w ścierkę i podeszłam do stołu. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie Uchihy. Poczułam szybciej bijące serce i drżenie ciała. Wczoraj się z nim nie widziałam, ani z nim nie rozmawiałam. Pisaliśmy wieczorem, no i wysłałam mu rano o szóstej wiadomość tak dla żartu. Szybko odebrałam, siląc się na obojętny ton, mimo radości, która mnie ogarnęła.

-Słucham.

-Cześć...

Jego ton był cichy, spokojny i mówił mi: tęskniłem.

-Cześć. Co słychać?

-U mnie dobrze, a u ciebie?

Miło było go usłyszeć.

-No ja mam mały zapieprz. Chłopców zagoniłam do sprzątania, a sama od rana siedzę w kuchni.

-Yhm... - Jego głos był strasznie... Powolny i ospały. Wydawał się nawet zadowolony. - Kobiety miejsce jest w kuchni...

Przez chwilę stałam i gapiłam się na patelnię. Językiem przesunęłam po zębach zła na niego. Co on wygadywał? Zamknęłam oczy i głośno westchnęłam zastanawiając się co powiedzieć.

-Jeżeli tak uważasz, to ci współczuję. Zarówno tobie jak i twojej mamie. - Musiałam mówić szybko i wyraźnie, tak by mnie zrozumiał, ale nie zdążył kontratakować. - Ja jestem za równouprawnieniem i nie życzę sobie takich odzywek względem mnie. Jeżeli więc jesteś pijany, to nawet nie fatyguj się tu przyjeżdżać. Bo ja nie mam najmniejszej ochoty ciebie widzieć. Wesołych Świąt. - I nie czekając na żadne usprawiedliwienie, rozłączyłam się zadowolona z siebie.

Byłam z siebie dumna, że udało mi się to wszystko powiedzieć spokojnie, mimo rosnącego zdenerwowania. Ostatnie zdanie Uchihy było tym, czego nienawidziłam. Zdawałam sobie sprawę, że to żarty, ale jeżeli tak uważał, to niech trzyma się ode mnie z daleka. Może i go lubię, ale nie aż tak, by wysłuchiwać jego szowinistycznych tekstów. Poza tym - chwila mojego fochania się, dobrze mu zrobi. Wróciłam do smażenia ryb, które już za dużo się przypaliły z jednej strony - to kolejny powód, by być złą na Uchihę. Telefon, który odłożyłam na stół ciągle wibrował, a ja wiedziałam, że to Sasuke dzwonił. Nie wiedziałam co konkretnie chciał powiedzieć, ale nie miałam teraz czasu na jego głupie gadki. Pewnie był zły za wczorajszą pobudkę. Cóż chciał sobie zrobić dzień wolny... a ja mu o szóstej rano wysłałam SMS-a, żeby szykował się do szkoły. Oczywiście chłopak się nie pojawił, ale wysłał mi odpowiedź.

Do rozmowy niepotrzebne są słowa [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now