V

1.8K 221 11
                                    

W milczeniu przyglądałam się scenie napaści Randy'ego, Keith'a i Troy'a na Liu i Jeffa. W duchu podziwiałam postawę i umiejętności Woods'a, gdy wbił nóż w ramię Keitha. Patrzyłam jak podjeżdża autobus, a bracia rzucają się do ucieczki. Machnęłam kosą i przenieśliśmy się w czasie o kilka godzin, do momentu, w którym policja zabierała Liu.

- Czekajcie! – krzyknął Liu i pokazał broń. – To byłem ja! Ja ich pobiłem, mam na to dowody!

- Najpierw odłóż ten nóż! – polecił policjant.

- Nie, Liu! Przecież to byłem ja! Ja to zrobiłem!

- Ah, biedny braciszku. Próbujesz przyjąć winę za coś, co ja zrobiłem. Weźcie mnie stąd.

- Liu, powiedz im! Powiedz im! To ja pobiłem te dzieciaki!

Patrzyliśmy jak mundurowi zabierają Liu, a zdruzgotana matka zamyka za nimi drzwi. Nastoletni Jeff płakał i zaciskał pięści, wykrzywiając usta w grymasie wściekłości. Duch mordercy spojrzał przez wizjer.

- Niczego nie zobaczysz. To wyłącznie twoje wspomnienia. Żeby zobaczyć, co wydarzyło się z Liu, musiałabym pobrać jego cinematic record.

- Możesz to zrobić? – zapytał Jeff z nadzieją.

- Nie. Przykro mi.

- Wtedy poczułem się inaczej – powiedział Woods, oglądając jak matka usiłuje zgasić trawiący go ogień. – To... to był chyba ostatni raz, kiedy myślałem sam. Bez tego głosu, który mną kieruje. Dzięki tej trójce gówniarzy stałem się kimś innym. Zupełnie nową osobą! Podarowali mi nowe życie! Dzięki nim głos stał się silniejszy, a ja stałem się doskonały! Powinienem być im wdzięczny!

- Wdzięczny za co? Za to? – spytałam gniewnie i machnęłam kosą.

Znaleźliśmy się w łazience w nowym domu Woods'ów, w pierwszą noc, którą Jeff spędzał w domu po leczeniu w szpitalu. Drzwi do łazienki zaskrzypiały i stanęła w nich Margaret.

- Jeff? Co robisz?

- Nie mogłem się ciągle uśmiechać, bo to bolało, mamusiu. Ale teraz będę się uśmiechać wiecznie.

- Twoje oczy, Jeff!

- Moje oczy zamykały się ze zmęczenia, a chciałem ciągle na siebie patrzeć – wyjaśnił. – Więc spaliłem powieki! Teraz będę wiecznie siebie widzieć. Siebie i moją nową twarz.

Przyglądałam się jak matka Woods'a wycofuje się z łazienki z przerażonym wyrazem twarzy. Duch Jeffa zaśmiał się szaleńczo, pokazując palcem na siebie stojącego z zakrwawionym nożem przed lustrem.

- Co się stało, mamo? Czyż nie jestem piękny?!

- J-jesteś synku. P-pójdę po tatę, żeby też mógł zobaczyć twoją nową twarz. – rzuciła pośpiesznie Margaret i pobiegła do sypialni.

- Patrz! Patrz teraz! – zachęcał mnie Jeff, śmiejąc się opętańczo. – Patrz! Idę do nich!

Nastoletni Jeff obrócił nóż w dłoni. Przyglądał mu się przez moment i spojrzał w stronę korytarza. Jego mina była zacięta, po brodzie spływały strumienie krwi, plamiąc szkarłatem jego bluzę. Chłopak ścisnął mocniej nóż i ruszył w stronę sypialni rodziców, a my za nim.

- ...broń. Nasz.. – Margaret zaniemówiła, dostrzegając swego młodszego syna w progu pokoju. - Okłamałaś mnie, mamo – syknął Jeff i rzucił się w stronę matki, unosząc wysoko ostrze.

Kobieta wrzasnęła przeraźliwie, ale nim ostatni dźwięk opuścił jej gardło, z ust poleciała krwista piana i bąbelki. Peter zerwał się, ale nastolatek był szybszy. Rzucił się na ojca i wbił mu nóż prosto w serce, a potem kilka razy w klatkę piersiową. Śmiał się przy tym szaleńczo, opętańczo. Był przerażający i odpychający. Gorszy niż najpodlejsze zwierzę...

- I co? Co czujesz? – zapytałam podejrzliwie.

- Należało im się! Oszukali mnie! Nie potrafili ochronić. Poza tym... Nie rozumieli mnie! Chcieliby mnie wyleczyć! Pozbyć się mnie!

- To był wystarczające powody, żeby zabić swoich rodziców?

- Wystarczające. Wręcz idealne. Stałem się nową osobą. Widziałaś, że mnie nie zaakceptowali! Musiałem to zrobić! Wiedziałem, że nie zrozumiesz!

Westchnęłam ciężko i odwróciłam się, podążając za nastoletnim Jeffem.

- Chodź. Jeszcze nie skończyliśmy.

- Czekaj! Co?! Ja... Ty chyba nie...

- Nie chcę, ale muszę.

Wślizgnęliśmy się za nastoletnim Jeffem do pogrążonego w półmroku pokoju Liu

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Wślizgnęliśmy się za nastoletnim Jeffem do pogrążonego w półmroku pokoju Liu. Księciunio równie dobrze mógłby przejść przez ścianę, ale chyba o tym nie wiedział, a ja nie zamierzałam go uświadamiać.

Nastolatek przykucnął w najciemniejszym kącie, bawiąc się nożem i obserwując biednego Liu.
Chłopak obudził się i rozglądał, ale po chwili nakrył się kołdrą i ponownie zasnął. Westchnęłam ciężko. Oglądałam to po raz drugi i za każdym razem było mi szkoda chłopaka. Nastoletni Woods odczekał paręnaście minut i wstał. Bezszelestnie podszedł do łóżka brata.

- Nie chcę tego oglądać! – ryknął Jeff i zaczął się miotać. – Nie chcę! Zabierz mnie stąd! Już!
Zabierz! Nie chcę tego pamiętać! Nie chcę! – wrzasnął mi prosto w twarz i już miał wychodzić, gdy zagrodziłam mu przejście kosą i zmierzyłam lodowatym spojrzeniem.

- Patrz – poleciłam groźnym, nieznoszącym sprzeciwu głosem.

Jeff jęknął, opadł na kolana i złapał się za głowę. Ciągnął czarne włosy i wył przeraźliwie, kiedy
nastoletni zabójca, przyłożył dłoń do ust Liu i pochylił się nad nim. Chłopak obudził się i zaczął szamotać, ale Jeff zajął dogodniejszą pozycję. Walczyli z sobą przez krótką chwilę...

- Nie! Nie! NIE!
– Po popalonych policzkach ducha popłynęły łzy. Zamrugałam z niedowierzaniem.

– Nie! Zabierz mnie stąd!

Splamiony szkarłatną krwią nóż błysnął groźnie. Nastoletni Jeff opuścił rękę gwałtownie
tnąc twarz, gardło i tors szamoczącego się Liu...

- Liu! Wybacz mi... Wybacz...

Gdy ciało starszego z braci zwiotczało nastoletni Jeff zaśmiał się histerycznie. Zerknęłam na
zapłakanego ducha, ale ten już rzucił się na młodszego siebie. Gdyby mógł to sam by się udusił. Nastoletni zabójca sturlał się z łóżka ze śmiechu i tarzał po podłodze, trzymając za brzuch. Tymczasem mój księciunio łkał nad ciałem brata. Serce mi się krajało.

- Jeff – powiedziałam delikatnie. Spojrzał na mnie spojrzeniem zaszczutego zwierzęcia. – Nie jesteś pierwszą osobą, z którą przeprowadzam manewr wigilijny. Liu był pierwszy...

- Co?! – Chłopak zerwał się na równe nogi.

- Widać babki z administracji mają do was słabość.

- Liu żyje?! Cofnęłaś go?! – Zerknął na ciało błagalnie.

- Wróciłam. Twój brat żyje. Nie zasługiwał na śmierć.

- Więc po co to wszystko, księżniczko?! Po co to przedstawienie!?

- Chciałam zobaczyć twoją reakcję. Na tym to polega.

- Dlatego zabrałaś mnie do Piekła?

- Nie. Dopiero się tam wybieramy. 

Duchy Moich Ofiar: Jeff the Killer ✔Where stories live. Discover now