XIII

1.5K 173 4
                                    

 Przyglądaliśmy się jak projekcja Jeffa wybucha histerycznym śmiechem. prostując się nad ciałem przeciwnika. Rechot urwał się gwałtownie.

- Cholera. Drasnął mnie. Muszę popracować nad szybkością - powiedział do siebie i podszedł do starca leżącego na podłodze. Jamnik wyszedł spod łóżka z ogonem schowanym pod siebie i zaskamlał żałośnie. - Ucisz się, mały - mruknął Woods i sprawdził puls mężczyzny. Psina wydawała z siebie coraz to żałośniejsze dźwięki. - Czemu ja to robię? Po jaką cholerę? - narzekał Jeff z przeszłości.

Morderca podszedł do jednego z ciał i wygrzebał telefon komórkowy. Wykręcił krótki numer i zabrał się za przeglądanie szuflad.

- Zawał. Roadson street osiemnaście. Trzech włamywaczy nie żyje. Jak się nie pospieszycie będzie czwarty trup - rzucił oschle, po czym się rozłączył. - Wybacz mały, tylko tyle mogę dla ciebie zrobić - powiedział do jamnika, wyjmując pieniądze spomiędzy ubrań i chowając je do kieszeni. - Zwykle tak nie robię, więc doceń to wszarzu - rzucił na odchodne, po czym zbiegł po schodach i wybiegł w ciemną noc, rozpływając się w mroku.

Zamurowało mnie. Czy Jeff własnie kogoś uratował?! Naprawdę?! To nie był błąd notatnika?! 

Wspomnienie rozmyło się i znowu znaleźliśmy się w pustce otoczeni przez wirujące kadry  inematic record. Westchnęłam głęboko. Kosa zaczynała mi już trochę ciążyć i z chęcią bym ją
odłożyła, ale straciłby na tym mój efektywny wygląd.

- Dzięki tobie staruszek przeżył i z tego co wiem, ma przed sobą jeszcze kilka lat życia - oznajmiłam, odwracając się w stronę Jeffa. - Nie spodziewałam się tego po tobie, księciuniu. Szlachetność u seryjnego mordercy. Jestem pod wrażeniem.

Woods wzruszył ramionami z obojętną miną. Czarne włosy opadły na prawe oko, przesłaniając połowę białej twarzy.

- Mnie też to dziwi.

- Czemu mu pomogłeś? - dociekałam.

- Szczerze? Nie mam bladego pojęcia, księżniczko. Tak jakoś wyszło.

- Wyjątek od reguły?

- Coś w tym stylu - powiedział, uśmiechając się szerzej. - Rozczarowałem cię? Twoje wyobrażenie o mnie nagle legło w gruzach a świat zatrząsł się w posadach?

- Och, bez przesady - odparłam ze śmiechem. - Trzeba czegoś więcej i na jedno, i na drugie.

Jeff przysunął się do mnie na tyle blisko, że poczułam znajome łaskotanie i dreszcze, ale nie dałam niczego po sobie poznać. Zadarłam głowę wyżej, patrząc mu w oczy.

- Czego takiego trzeba, żeby to się stało, księżniczko? - spytał półszeptem.

- Czegoś więcej niż podróżowanie przez nagrania?

Jeff zaśmiał się pod nosem. Spoglądał na mnie ni to wyzywająco, ni to badawczo, ale jego oczy błyszczały tłumioną agresją, szaleństwem i czymś jeszcze,. Czymś czego wcześniej nie dostrzegłam... Albo nie chciałam dostrzec.

- Doprawdy? Widziałem jak zareagowałaś na scenę w pokoju, na to jak pozbyłem się tamtej dwójki. Szybko, sprawnie i z precyzją, jakiej nigdy nie widziałaś.

- Za bardzo sobie schlebiasz, księciuniu - odparłam, unosząc wyżej głowę.

- Ach tak?

Jeff złapał mnie mocno za nadgarstki. Mogłabym go odepchnąć bez najmniejszego trudu,
ale ciekawość wzięła górę. Czekałam na jego ruch. Woods pochylił się głęboko. Nasze twarze dzieliło kilka cali, centymetrów, cal, centymetr... Nic...

Jeff musnął ustami moje wargi. Zawahałam się, a on to wykorzystał, pogłębiając pocałunek i obejmując w talii. Przeszył mnie tak przyjemny dreszcz, tak niezwykłe uczucie, że nie byłam w stanie go odepchnąć... Odwzajemniłam pocałunek i odesłałam kosę, uwalniając prawą rękę i kładąc ją na jego ramieniu. Przywarłam do Jeffa i zamknęłam oczy, oddając jego namiętny pocałunek. Jeden, drugi, trzeci... Całą serię długich i gwałtownych, zaborczych i zachłannych
pocałunków.

Jeff przyciągnął mnie do siebie i objął mocno, wplatając palce w moje włosy i dociskając biodra do moich. Miałam wrażenie, że wszystko stanęło w miejscu. Że byliśmy tylko ja i on. Shinigami i zbłąkana dusza zabójcy. Nie wiem, ile tak trwaliśmy, spleceni w namiętnym uścisku, ale pragnęłam, żeby to trwało jak najdłużej, żeby się nie skończyło...

Ale...

Złapałam się rozsądnej części umysłu, która niemalże została zagłuszona przez palące
pożądanie. Odsunęłam się od Jeffa. Woods oblizał wargi i posłał mi długie, roziskrzone spojrzenie.

- Jesteś boginką śmierci, a ja mordercą posyłającym ci duszę - szepnął, nie odsuwając się nawet
o krok.

Wiedziałam co chciał przez to powiedzieć. Pasowaliśmy do siebie... I to było przerażające, ale i takie... odświeżające...

- Która ma zdecydować o twoim losie - odezwałam się w końcu. Głos mi drżał i tym razem nie dałam rady nad nim zapanować.

- Wiem, księżniczko - przytaknął, błądząc wzorkiem po moim ciele. - Mam nadzieję, że zanim to
zrobisz, zdecydujesz się na coś jeszcze...

Serce zabiło mi mocniej, a w brzuchu poczułam bolesne skurcze. Odchrząknęłam, poprawiłam włosy wolną dłonią i otrzepałam ubranie.

- Wspominałam o domu, pamiętasz? Właśnie tam cię zabiorę.

- Do wspomnień z rezydencji, księżniczko?

- Nie. W przyszłość.

- Gdzie tylko rozkażesz...  

Duchy Moich Ofiar: Jeff the Killer ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz