Epilog

2.4K 252 80
                                    

 Już na ulicy dobiegły mnie odgłosy imprezy. Ktoś kłócił się o muzykę i po krótkiej awanturze
zmieniono domowego DJ'a na nowego, który z miejsca puścił nieśmiertelne piosenki Michaela Jacksona. Oczywiście zaczął od "They don't care about us". Będę tego słuchać przez wieki... Ostatnim takim hitem było "Requiem" Mozarta. Grali to bez przerwy przez dobrych sto parę lat...


W paru szybkich krokach pokonałam ogródek i zapukałam do drzwi. Skąd Knox miał kasę, żeby utrzymać taki ładny dom? Może z kimś wynajmował?

- Goście! Goście! Otworzę! - wydarł się znajomy głos i po chwili w drzwiach stanął uśmiechnięty, jak zwykle ubrany w czerwoną koszulę, Sutcliff. - Morrigan, gwiazdeczko! Już się baliśmy, że nie zdążysz!

- Nie mogłam tego przegapić - odparłam z uśmiechem i weszłam do środka.


Od razu doskoczył do mnie Knox i podał mi kubek z drinkiem, podczas gdy Sutcliff oceniał moje ubranie. Rozejrzałam się. Ile tu osób... Nawet T. Spears przyszedł i przewodził japońskiej delegacji. Ryuk siedział rozwalony na sofie i wcinał jabłka, a dziewczyny z kadr zasypywały go pytaniami popisując się swoim łamanym japońskim.

- Patrz kogo mamy! - uśmiechnął się Knox i pokazał na kąt pokoju. Szczęka mi opadła.

- Michael Jackson?! To nie była płyta?!

- Nie! Ale będzie lepiej, bo po północy ściągniemy jeszcze Presley'a i kilka innych osób!
Super nie?

- O! - zapiszczała jedna z dziewczyn z administracji. - Morrigan! Co z Jeffem?!


Obskoczyły mnie jak stado wron albo wygłodniałych wilków. Uśmiechnęłam się tajemniczo i pociągnęłam z kubeczka.

- Cóż...

  Uzgodniłam wyrok z trybunałem i opuściłam salę na miękkich nogach

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Uzgodniłam wyrok z trybunałem i opuściłam salę na miękkich nogach. W chwili, kiedy drzwi się zatrzasnęły, kolana zmiękły mi całkowicie i osunęłam się na podłogę. Siedziałam w ciszy i milczeniu. Decyzja docierała do mnie powoli, a w uszach odbijały się słowa przewodniczącego. Zgodzili się. Nie mogłam w to uwierzyć... Zaakceptowali mój pomysł i nawet mu przyklasnęli.
Niewiarygodne!

Musiałam powiedzieć o tym Jeffowi! Musiał się dowiedzieć! I to jak najszybciej! Poczułam napływ nowej energii. Dźwignęłam się z werwą z zimnej podłogi i uśmiechnęłam szeroko. Ciekawe jaką księciunio zrobi minę? 

Szybko przygotowałam się do drogi i lada moment byłam na miejscu. Dusza Woodsa siedziała przy ciele, oglądając je i oceniając ranę.

- Nieprzyjemny widok, co? Patrzeć na swoje zwłoki – zagadnęłam, podchodząc bliżej. – Zastanawiać się, czy znowu będzie się żyć.

Księciunio wstał. Czarne włosy przesłoniły większość białej twarzy. Odgarnął je wolnym uchem dłoni, odsłaniając niebieskie oczy.

- Bolało cię? – spytałam, wskazując na rękojeść noża.

- Serio, księżniczko? Myślisz, że takie ukłucie mogło boleć po tym? – Wskazał na swoją
głowę.

- Też prawda.

Jeff stanął przede mną. Już mi nie przeszkadzało, że był sporo wyższy. Nawet dobrze się
składało. Uśmiechnęłam się.

- Nie trzymaj mnie w niepewności, Morrigan – poprosił. – Chcę wiedzieć, co zdecydowaliście.

Przymknęłam oczy i westchnęłam głośno, zbierając się na odwagę.

- Uśmiercisz mnie? Ostatecznie? Tak?

Uniosłam powoli powieki i rzuciłam się na Jeffa. Wskoczyłam na niego, zarzucając ręce za
szyję i całując namiętnie. Duszek zatoczył się do tyłu zdziwiony i złapał mnie odruchowo, zamykając w silnych objęciach. Zawahał się przez ułamek sekundy, ale odwzajemnił pocałunek. Całowaliśmy się długo i z pasją, wręcz lekką zaborczością. W końcu Jeff oderwał się ode mnie i rozejrzał po pustce, pośród której igrały kolorowe ogniki.

- To już nie jest opuszczona fabryka.

- Nie – przytaknęłam i objęłam go mocniej nogami.

Jeff odchylił się do tyłu i pociągnął mnie za sobą. Upadliśmy na czarną podłogę nicości. Od razu nas okręcił i znalazł się na górze, dociskając mnie do ziemi. Zbliżył wargi do moich.

- Gdzie twoja kosa? – szepnął zadziornie.

- Nie wzięłam...

- To jak chcesz mnie wykorzystać zanim zakończysz moją egzystencję? – zapytał z drapieżnym błyskiem w oczach.

Zaśmiałam się i pokręciłam głową.

- W zasadzie to chciałam ci przedstawić pewną propozycję...

Przesunęłam się, drzwi do domu Knoxa otworzyły się i  wszedł Jeff

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Przesunęłam się, drzwi do domu Knoxa otworzyły się i wszedł Jeff. Szczęki wszystkim opadły. T.Spears wypluł drinka na podłogę, Ryuk zarechotał, Knox wytrzeszczył oczy, Sutcliff wydał przeciągły pomruk, a fanki Woodsa z innych departamentów rzuciły się w jego stronę z okrzykami radości. Istny szał.

- O stary, myślałem, że to mi zwalili operacje plastyczne, ale ty - jęknął Jackson i pokręcił głową.

- On... tutaj? Jak? - wyjąkał Knox.

- Jak widzisz - odparł Jeff, uśmiechając się szerzej.

- Ciesz się, że nie wzięliśmy ze sobą Smile'a - zaświergotałam.

- Będziemy współpracować – dodał księciunio..

- CO?! Jak to?

- Tak to! - odparłam i położyłam dłoń na biodrze. Księciunio stanął obok mnie i objął wolną
ręką, bo w drugiej już trzymał drinka.

- Księżniczka uznała, że mój talent nie może się zmarnować.

- Dokładnie tak. Od teraz Jeff jest pracownikiem departamentu do spraw rozplanowywania
śmierci przestępców. W tym jego kumpli.

- Co zrobić? - rzucił z osobliwym uśmiechem księciunio i wzruszył ramionami. - Taka praca.


Posłałam Jeffowi uroczy uśmiech. Objął mnie mocniej, ku ogromnemu rozczarowaniu
pozostałych kobiet shinigami. Na pewno będą chciały mi go odebrać... Szumowiny!

- Słyszałam, że masz jacuzzi? - zwróciłam się do Knoxa.

- Mieliśmy z księżniczką ciężki dzień i chcielibyśmy się zrelaksować...



Koniec

Duchy Moich Ofiar: Jeff the Killer ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz