2

487 19 6
                                    

Will właśnie siedział na trawie i grzał się przy małym ognisku. Był wieczór, więc postanowił, że zatrzymie się gdzieś na noc. Nie chciał jechać w ciemnościach, bo Wyrwij przez nieuwagę jeźdźca mógł poślizgnąć się na kamieniu lub wbiec do jakiejś nory lub dziury. Mogłoby się to skończyć fatalnie, koń pewnie nabawiłby się poważnego urazu.
Will podniósł kubek pełen dymiącego, czarnego napoju posłodzonego miodem. Wziął duży łyk kawy i rozkoszował się jej smakiem. Zwiadowca rozejrzał się; siedział na środku małej polanki otoczonej z trzech stron lasem w ten sposób, że nie było go widać z gościńca.
Wyrwij skubał trawę kilka metrów obok Willa. Mężczyzna rzucił swojemu konikowi rozbawione spojrzenie.
- Musisz tyle jeść?
Jem, jak tylko nie muszę ciebie dźwigać.
- Przestań, nie jestem taki ciężki - obruszył się zwiadowa.
Może dla odmiany ty mnie jutro podźwigasz?
Will stwierdził, że nie przegada swojego konika i nie ma sensu się z nim kłócić. Położył się obok dogasającego ogniska i owinął się peleryną. Zasnął bardzo szybko.

***

Następnego dnia Will wstał wcześnie i od razu ruszył w drogę. Podróżował tak szybko, że po niedługim czasie znalazł się już w lennie Whiteby, graniczącym z lennem Redmount. Jechał właśnie mało ruchliwą drogą, ściśle rzecz biorąc, jeszcze nikogo tutaj nie zobaczył. Do czasu, gdy Wyrwij ostrzegawczo zarżał. Jeździec dopiero tetaz usłyszał ludzi jadących za nim. Udało mu się stwierdzić, że jedzie za nim przynajmniej czterech mężczyzn na koniach i drugie tyle szło pieszo. Will dał znak konikowi, aby stąpał bezgłośnie i poprowadził konika za najbliższe, gęste zarośla. Zwiadowca zostawił tam konika a sam schował się w trawie przy drodze. Był w niej praktycznie nie widoczny. Zarzucił kaptur na głowę i znieruchomiał.
Taka duża grupa mogła oznaczać duże kłopoty. Mogli to być rabusie. Albo równie dobrze jacyś podróżni. Ale Will wychodził z założenia, że ostrożności nigdy nie za wiele.
Po chwili ujrzał grupę ludzi. Jego przypuszczenia były prawie trafne;
Czterech jeźdźców i pięciu pieszych. Poruszali się szybkim marszem. Byli ubrani w brudne, szerokie ciuchy. Przy pasie mieli różne bronie; pałki, włócznie i tanie, słabej jakości miecze.  Wygląd mężczyzn nie budził zaufania.
- ... nie widać parszywy kłamco! - usłyszał Will
- Nie denerwuj się, mówiłem co słyszałem! - odezwał się mężczyzna idący pieszo. Mówił do bruneta na koniu, zapewne dowódcy bandy.
- Mieliśmy się obłowić, a idziemy teraz i ani śladu wozu!
Will teraz już nie miał wątpliwości, ci ludzie do banda rabusiów. Zdjął powoli łuk z ramienia i chwycił prawą ręką, a lewą odsunął trawę przed sobą. Wybiegł na środek drogi i jednym płynnym ruchem naciągnął łuk.
- Zatrzymać się! Królewski Zwiadowca! - krzyknął Will celując w najbliższego mężczyznę.
Wszyscy wyszczerzyli się z kpiną i zaczęli chwytać za broń. Byli przekonani o swojej wygranej, było ich w końcu dziewięciu.
- Ludzie, współpracujcie, śpieszy mi się! - warknął i w mgnieniu oka wycelował i strzelił w ramię najbliższego mężczyzny na koniu. Ten wypuścił tani miecz z ręki i wypadł z konia. Zanim uderzył o ziemię zwiadowca wypuścił jeszcze dwie strzały, które nie miały uśmiercić, ale poważnie zranić.
- Ostatnia szansa. Rzucać broń i ręce do góry.
Tym razem banda nie była tak pewna swojej wygranej. Byli zaskoczeni sprawnością, z jaką postać odziana w zielony płaszcz posługiwał się łukiem. W końcu wyrzucili broń i usiedli na ziemi. Will pozbierał ich broń. Myślał nad sposobem ukarania tych ludzi. Nie miał ochoty prowadzić ich do miasta pod sąd barona tego lenna. W końcu wpadł na pomysł.
- Rozbierajcie się. Zostawcie tylko bieliznę.
Zdziwieni w końcu wykonali polecenie. Will z nieudawanym obrzydzeniem wziął ich ubrania i zebrał w kupę.
- Teraz znikajcie. Nie chce was już widzieć.
Nie musiał długo czekać. Już po chwili ostatni człowiek znalazł się za wzgórzem. Zwiadowca odczekał chwilę, a potem ruszył dalej rzucając ubraniami mężczyzn w krzaki. Chwilę potem uśmiechnął się pod nosem wrzucając ich broń do rzeki.

To już drugi rozdział. Podobał wam się? :3

Zwiadowcy - Definicja MiłościWhere stories live. Discover now