prolog

643 43 5
                                    

Wredne urządzenie zwane budzikiem dzwoniło w niebogłosy. Zakryłem głowę poduszką i modliłem się, by choć ten jedyny raz przestał wydawać z siebie te paskudne dźwięki, ale nie chciał. Za cholerę nie chciał...

- Kurwa! Czy choć raz możesz się zamknąć?! - wrzasnąłem na całe gardło i rzuciłem urządzeniem o ścianę.

Obok mnie nastąpiło poruszenie, a spod kołdry wyłonił się mój niebieskooki Bóg.

- Ja pieprzę, czy ty kiedyś potraktujesz jakikolwiek budzik normalnie, Hazz? - usłyszałem zaspany głos Lou, a w moim wnętrzu coś drgnęło.

Spojrzałem na niego, a moje usta mimowolnie wygięły się w uśmiechu. Wystarczyło zerknięcie na tę najpiękniejszą twarz na świecie, by wszystko inne nie miało znaczenia.

- Wiesz, że nie umiem. Po jaką cholerę ciągle kupujesz nowe? - zapytałem i przygwoździłem go do łóżka.

- Bo lubię patrzeć jak się wkurzasz. - uśmiechnął się i uniósł głowę tak, by mnie pocałować. Gdy nasze wargi się połączyły poczułem się jak w niebie. Jego usta od tylu lat smakowały tak samo...

Dzisiejszy poranek był naszym ostatnim 'na czarno'. Na samą myśl o tym robiło mi się ciepło na sercu. Ja, on i nasza przyszłość. To od zawsze był mój cel, do tego dążyłem przez dwadzieścia lat naszego życia i choć on był tym starszym, to ja uświadomiałem mu każdego dnia, że nic innego się nie liczy.

- Czasami myślę, że jesteś niezrównoważony. - parsknąłem w jego wargi, a on poruszył biodrami na co musiałem zareagować i zająłem swoje miejsce na łóżku. Nie było mowy o małym co nieco w tej chwili.

Louis obrócił się w moją stronę, podparł się na lewej ręce i odgarnął z mojego czoła niesforne loki.

- Może i jestem, ale mnie kochasz. - wyszczerzył zęby, a ja miałem ochotę go walnąć. Takim argumentem? Naprawdę, Tomlinson...

- Tak. Kocham i zawsze tak będzie, idioto. A teraz trzeba ruszyć dupska mój Panie, bo za... - spojrzałem na zegarek, który wskazywał siódmą trzydzieści - ...dziesięć godzin musimy być w urzędzie.

Miałem się podnosić z łóżka, gdy zostałem z powrotem do niego wciągnięty i nakryty kołdrą.

- Poczekaj. Dziś jest nasz dzień i to oni muszą na nas czekać, a poza tym jest tyle czasu.

- Lou, nie zaczynaj znowu...

- Nie zaczynam, ale mam coś dla ciebie... dla nas... - odpowiedział i wyciągnął spod łóżka wielki album do zdjęć.

Odebrałem go od niego i przejechałem dłonią po okładce, na której wygrawerowane w skórze były nasze inicjały.

- Co to jest? - zapytałem łamiącym się głosem i wbiłem w niego wzrok

- Sam zobacz...


Perfect Love || Larry Stylinson ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz