Rozdział 45. „Miłość łaskawa jest..."

8.9K 543 432
                                    

UWAGA! Ze względu na pewne problemy ze stroną, polecam odświeżenie jej wraz z wejściem w każdy kolejny rozdział, gdyż dopiero wtedy wyświetli się całość!!    


Hermiono, gdzie ty do cholery jesteś?! Draco przebiegał właśnie przez rozwalone czwarte piętro szukając ukochanej. Widział jak wbiegała do zamku. Cały czas od wybuchu wojny, gdy obrona padła, błądził za nią wzrokiem. Próbował się do niej dostać, lecz to nie jest takie proste, gdy wokół ciebie latają zaklęcia oraz trwają brutalne pojedynki. Zgubił ją tylko na chwilę. Na jedną chwilę, gdy wbiegła do budynku, a jego zatrzymało parę szybkich walk z których wyszedł bez szwanku. No, nie licząc pojedynczych zadrapań. Teraz musiał odnaleźć swoją zgubę, jak najszybciej. Miał tylko nadzieję, że nic jej nie jest, że podczas tych paru minut nie wydarzyło się najgorsze. Gdyby tak się stało... Nie. Nawet nie chciał o tym myśleć.

Wiem, że żyjesz! Musisz żyć! Nie umarłabyś, bo jesteś za silna, wiem o tym! -przekonywał samego siebie, przebiegając nad martwymi ciałami uczniów, szukając ze strachem wśród nich znajomej twarzy. Nie zauważył nikogo mu bliskiego. Nie dostrzegł także żadnego Ślizgona. Reszta, choć to okrutne, niewiele go interesowała. Nigdy nie był dobry, tak jak Potter. Taka była jego natura. Był uczony, aby nie pokazywać po sobie żadnych uczuć. Teraz to się zmieniło, choć nadal czuł w sobie dawne przyzwyczajenia. Aktualnie po prostu walczył po odpowiedniej stronie, chciał chronić to, co kocha. A żeby to zrobić, nie mógł się teraz zatrzymywać gdy nie musiał.

-Drętwota! –krzyknął, rzucając zaklęcie w śmierciożercę, który walczył akurat z Weasleyem. Nie wiedział dlaczego mu pomógł. Nigdy nie zaczął i najpewniej nie zacznie pałać do niego sympatią. Weasley bardzo skrzywdził jego Hermionę i to kilkakrotnie. Zresztą on też go przecież nienawidził i pewnie zostawiłby na pewną śmierć. Jednak zdawał sobie sprawę, że dla Hermiony ten rudzielec mimo wszystko pozostał ważny. Dlatego niechętnie, ale uratował jego zdradziecką skórę.

Ron spojrzał na niego zaskoczony, ale nie zdążył mu nawet podziękować, czy rzucić denerwującego tekstu, bo Draco pobiegł dalej nawet się na niego nie oglądając. Nie potrzebował jego wdzięczności, może nawet lepiej by nigdy nikomu o tym nie wspomniał. Nie chciałby by być uznawany za jego bohatera. Nie chciałby również mieć w nim dłużnika. Po prostu nie chciał go widzieć na oczy.

Świetnie! Czy wszyscy tak po prostu zniknęli?! Gdzie są Zabini i Potter, gdy są potrzebni?! Gdzie Hermiona, Ruda czy nawet Riddle?!

Zatrzymał się gwałtownie. Przed nim znowu trwała zacięta walka. Jeden głupiutki Gryfon walczył na trzech śmierciożerców. Draco westchnął głęboko i wywrócił oczami. Czy oni wszyscy muszą się pakować w takie beznadziejne tarapaty i udawać bohaterów?! I od kiedy on się zrobił taki dobry?! Stanął obok Neville'a Longbottoma, celując w jego przeciwników różdżką. Śmierciożercy na jego widok przestali rzucać zaklęcia, uśmiechając się kpiąco. Byli zdezorientowani. Po której stał teraz stronie? Neville spojrzał na niego równie zaskoczony.

-Chcesz mnie zabić?!

Salazarze, daj mi siłę. Dlaczego Longbottom jest taki głupi?!

-Nie, głąbie. Chcę ci pomóc! Rictusempra!

Zaskoczenie Neville'a było jeszcze większe, gdy jeden ze śmierciożerców runął na podłogę, a dwójka jego kompanów natychmiastowo zaczęła ich atakować.

-Jesteś po naszej stronie?! –wykrzyknął Gryfon w głębokim szoku. Przecież przed rozpoczęciem wojny Malfoy stał obok Voldemorta.

-Ale ty jesteś prędki, Longbottom! –nie mógł. Po prostu nie potrafił pozbyć się kpiny. Kto jak kto, ale chłopak do najbystrzejszych nigdy nie należał. Jednak podziwiał go. Wydoroślał. Nie był już ciapowatym chłopcem, nie potrafiącym użyć najprostszego zaklęcia. I tak rozpoczęła się walka. Neville wraz z Draconem na dwóch innych śmierciożerców. Ponownie Gryffindor i Slytherin stanęły we wspólnej walce. O wspólne dobro. Ponownie odnieśli sukces.

Zakazany Owoc // DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz