Give me a Sing ( Spamano/ Hetalia)

1.1K 42 2
                                    


      Lovino Vargas, bo tak zwie się jeden z pierwszaków, szedł wraz ze swoim młodszym bratem bliźniakiem Feliciano do szkoły. Oczywiści nie obyło się od dwóch najlepszych przyjaciół brata – Kiku i Ludwiga. Dzisiejsza rozmowa kręciła się pod tematem „ Kluby szkolne".
- Myślałem nad dołączeniem do klubu dziennikarskiego.- odparł spokojnie Japończyk na zadane mu pytanie, a wraz z nim uśmiechnięty Włoch mu wtórował.Nagle Lovino poczuł na sobie spojrzenia pozostałych. Westchnął,bo wiedział że brat nie da mu spokoju.
- Chyba szermierka.-mruknął bez przekonania czym przykuł uwagę brata jak i pozostałych. Tym się ci bracia różnili. Feliciano był utalentowany artystycznie a Lovino fizycznie. Był dość silny i wysportowany ponieważ od dziecka trenował lekkoatletykę.
- Ale dlaczego..?- nie dokończył bo przeszkodził mu Ludwig, nakazując by się uciszył bo za chwilę rozpocznie się lekcja. I w taki sposób skończyli rozmowę. Ich pierwszą lekcją był język angielski..

           Było już po wszystkich lekcjach,bracia Vargas udali się do pokoju nauczycielskiego. Tam dostali od ich wychowawcy papiery zgłoszeniowe do klubów, jednak młodszy z braci wziął też kartę do klubu lekkoatletycznego. Feliciano bardzo chciał zobaczyć uśmiech swojego brata, który zniknął po tym jak rodzice od ponad sześciu lat faworyzowali młodszego.Chłopak stwierdził, że pójdzie ze swoim starszym bratem i da mu to w odpowiedniej chwili. Lovino lekko się irytował obecnością brata, więc przed wejściem do klubu szermierki zatrzymał się i posłał mu mordercze spojrzenie.
- Czego jeszcze do cholery chcesz?- warknął a tamten podał mu wcześniej wzięty arkusz zgłoszeniowy po czym z wielkim uśmiechem pobiegł w swoją stronę.Starszy z braci chwilę stał skołowany zachowaniem młodszego brata i stałby tak dalej gdyby nie dostrzegł idących w jego kierunku trzecioklasistów, z których znał tylko jednego. I miał wielką nadzieje, że ten go nie zauważy, dlatego jak najostrożniej chciał zniknąć z pola widzenia, na próżno. Gilbert zauważył go, w odróżnieniu od jego młodszego brata Lovino mógł się z nim jeszcze dogadać.
- Oi! Lovi-chan!- krzyknął albinos łapiąc go za kołnierz koszuli, nie pozwalając mu uciec.
- Fuck. Czemu muszę widzieć kolejną niemiecką twarz, tego samego dnia?
- Te młody nie mądrzyj się bo nie urośniesz. I idziesz ze mną. Pokaże ci gdzie jest klub.- powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu i już miał ruszyć, gdy Vargas zdzielił go łokciem w brzuch.
-Chyba się trochę zapominasz. Nigdzie z tobą nie idę, ty kartoflany pojebie. Dla twojej świadomości jestem już przed klubem.
- Szermierka?! Dzieciaku przestań zachowywać się jak baba i idziesz ze mną.- powiedział i związał go krawatem za nadgarstki, po czym przerzucił sobie przez ramię. Francis spojrzał na niego z politowaniem, ale i z pochwałą. W końcu jego nauki działają.
- Można wiedzieć co ty wyczyniasz?- spytał Antonio.
- Nie widać? Biorę twojego przyszłego następce Tonio.No naprawdę, czemu wy nie jesteście tak zagilbiści jak ja?-mruknął i gwiżdżąc ruszył przed siebie w akompaniamencie wszelakich wyzwisk kierowanych pod jego adresem. Po dziesięciu minutach dotarli na miejsce, a Gilbert w „delikatny" sposób „położył" Włocha na ziemi, po czym położył się na nim by tennie uciekł. Następnie wypełnił za niego formularz, który chwilę później podał trenerowi, który dał już sobie spokój z powstrzymywaniem Niemca. Kazał by coś zademonstrował, więc czerwonooki podniósł się z niego. Lovino westchnął, pozbywając się krawata i marynarki. Pomimo wściekłości i niezadowolenia,które widniały na jego twarzy w środku był szczęśliwy. Bądź co bądź kochał ten sport, i nie wyobrażał sobie życia bez niego. Ujrzał, że sprzęt do skoków zwyższ jest naszykowany, więc niewiele myśląc ruszył biegiem przed siebie. W tej chwili mógł być po prostu sobą. Nikt go nie porównywał do brata, bo tu był lepszy. Po prostu był wolny. Zamknął oczy, wstrzymał oddech i wyskoczył, pozwalając by jego ciało zostało porwane przez tę,krótką chwilę. Gdy poczuł jak opada wypuścił powietrze z płuca gdy jego plecy dotknęły materaca otworzył oczy powracając do szarej rzeczywistości. Westchnął, wstał i udał się do trenera oraz reszty, którzy przyglądali mu się. Nikt nie umiał w taki sposób jak młody Włoch ułożyć ciała i z zamkniętymi oczami wyskoczyć, w odpowiednim momencie. Trener zapragnął by do niego dołączył. Gilbert uwiesił się na jego szyi, targając go po włosach a gdy jego dłoń dotknęła jego loczka dostał od Vargasa kosę pod żebra. Jęknął a jego miejsce zajął ktoś inny. Lovino dobrze znał ten dotyk. Po jego ciele przeszły okropne dreszcze.Odwrócił się w stronę oprawcy i pragnął by w tej chwili świat stanął w płomieniach. Dlaczego? Dlatego, że przed nim stał Gabriel E. Becket, który zniszczył jego ostatnie dwa lata gimnazjum. A był to jego były kapitan, senpai oraz ..były chłopak.
- Witaj Lovi. Co za zbieg okoliczności.- mruknął z TĄ nutą w głosie, która świadczyła, że coś od ciebie chce. Włoch lekko się zdenerwował, jednak nie dał po sobie tego poznać. Już nic ich nie łączyło i nie musiał się o nic martwić. Bo jeśli zacznie go szantażować to i Vargas się odpłaci.
- Tak. Jaki ten świat mały.- powiedział jakby to spotkanie było dla niego utrapieniem, jak latająca obok niego mucha. Trener nie zauważając tej panującej napiętej atmosfery pomiędzy tą dwójką. Pochwycił Vargasa i podszedł z nim do Antonio.
- Od dziś będziesz Antonio odpowiedzialny za..
-Lovino Vargas.- mruknął poprawiając włosy oraz rozpoczął wiązanie krawatu.
- Dokładnie. Tak więc to tyle na dziś. Od jutra rozpoczynamy treningi tak jak w tamtym roku o szóstej trzydzieści. I od razu informuję, że nie toleruję spóźniania oraz lenistwa.- zakończył i udał się w swoją stronę. Członkowie klubu od razu podeszli do Włocha, rozpoczynając wypytywanie go skąd zna Gabriela oraz Gilberta i jak długo trenuje.Ten syknął oraz w typowy dla siebie sposób zniechęcił do siebie większość członków, ale zaintrygował Hiszpana. Po chwili,postanowili udać się do domów. Na nieszczęście Lovino musiał wracać z BFT. Nie miał ochoty z nimi rozmawiać i pragnął jak najszybciej znaleźć się w domu, zamknąć się w swoich czterech ścianach. Gilbert rozmawiał z Francisem i namawiał go do zrobienia popijawy. W końcu jeszcze nie mają aż takiego natłoku materiału.I kiedy udało się przekonać Bonnefoya, przeszedł do namawiania Carriedo, a na koniec zaproponował to Vargasowi, bo wiedział że iten będzie chętny. Francuz wraz z Hiszpanem pokazali swoje niezadowolenie i zabierali się do rozpoczęcia wykładu na temat demoralizacji społeczeństwa, gdy złotooki przystał na jego propozycję, czym zaskoczył wszystkich. Szybko wyciągnął telefon,informując swojego brata co zamierza robić, by jakoś go krył przed rodzicami, na co ten mu odpisał: „ Dobrze, że nie zrezygnowałeś. Udanej zabawy.". Postanowili udać się do . domu Hiszpana, którego rodzice postanowili wyjechać na cały miesiąc do Hiszpanii i w ten sposób chłopak został sam. A co za tym idzie?Wszelakie imprezy u niego. Pierwsze co zrobili to oczywiście zakupienie prowiantu i procentów. Kiedy znaleźli się na miejscu ich pierwszym krokiem było udanie się do kuchni i zrobienie czegoś do jedzenia, bo najlepiej nie pić na pusty żołądek. Dlatego steryna tym okręcie zostały podarowane Francisowi, który wiedział od czego ma zacząć. Tamci nie chcieli „zostawić go samego" więc usiedli przy blacie, wszystko szykując i czekając na jedzenie.
-No to skoro czekamy. Lovi zacznij mówić bo jednak jesteś tu najmłodszy i do tego nowy.- powiedział Gilbert, otwierając puszkę,zimnego piwa z lodówki, przy okazji pozbywając się bluzy i po chwili nie wiadomo jak pojawił się jego kurczak Gilbirt. Gdyby ktoś spytał odpowiedź byłaby jedna i ta sama „ Przecież, ktoś tak zagilbisty jak ja potrafi zrobić wszystko." dlatego nikt nie pytał. Lovino posłał mu mordercze spojrzenie, jednak wiedział że ten kartoflany głąb mu nie odpuści. Więc dla świętego spokoju,postanowił opowiedzieć coś o sobie, lecz najpierw musiał go kopnąć nim rozpoczął. Gdy skończył spojrzał na zielonookiego,który ze szczerym uśmiechem zaczął opowiadać coś o sobie. Jak wszyscy to wszyscy, na końcu był Francis, który dał głodnym dzieciom jedzenie. Jak się okazało miał z każdym przynajmniej jedną rzecz wspólną i nawet ich polubił, a teraz wysłuchiwał historii dotyczących ich przygód i dlaczego są nazywani Bad Friends Trio. I wraz z kolejnymi opowieściami nie mógł uwierzyć jak wyglądający na najbardziej normalnego w tej zgrai Antonio robił te wszystkie szalone rzeczy. Nie wytrzymał i musiał sięgnąć w końcu po piwo. A najdziwniejsze było to, że on jako ostatni sięgnął po alkohol. Czerwonooki pił już trzecią puszkę a Francuz z Hiszpanem kończyli drugi kieliszek wina...

Talk to me honey (One-shoty)Where stories live. Discover now