Rozdział 1

916 46 5
                                    

Z daleka widać było wielki dom. Samochód zahamował i zatrzymał się właśnie przy nim. Mój ojciec nakazał mi tu przyjechać. Nawet nie byłam świadoma tego, gdzie mogę być wywieziona. Ale cel sie skończył. Wysiadam z auta i stoję przed wielką brązową bramą. Bez wahania, otworzyłam furtkę i weszłam do ogrodu, gdzie rosły czerwone i białe róże. Wchodząc na kamienną aleję, wpatrywałam się w każdy szczegół posiadłości i jego piękno. Po kilku minutowej przechadce trafiłam na wielkie drzwi. Zapukałam do nich, ale nikt nie otwierał. Chciałam ponownie zapukać, lecz wrota same się otworzyły. W środku "Pałacu" było dość dużo miejsca. Postanowiłam, że odezwę się chociaż słowem tak, aby właściciel domu nie pomyślał, że się włamałam.

-Halo? Dzieńdobry...?

Nikt nie odpowiadał. Postanowiłam powtórzyć słowa- cisza. Szłam przed siebie i zobaczyłam chłopaka leżącego z zamkniętymi oczami na kanapie w salonie. Postanowiłam do niego podejść.

-Hej...?? Przepraszam, że Cię budzę ale nie znam tego miejsca i nie wiem kto się tu znajduje i gdzie. Pomożesz mi?

Chłopak nie odpowiadał. Nawet nie drgnął na mój głos.

-Halo? Słyszysz mnie? - Powiedziałam lekkim głosem.

Zero... cisza. Szturchnełam go lekko z trzy razy, ale nawet to go nie ruszyło. Postanowiłam że sprawdzę, czy jego serce biję. Wyglądał blado oraz był cały zimny. Nie usłyszałam jego bicia serca. Spanikowałam trochę i zaczęłam znowu go szturchać, lecz trochę mocniej. Ponownie nie drgnął. Postanowiłam zadzwonić po karetkę. Wyjęłam telefon, odblokowalam go, i już miałam wybijać numer, gdy nagle chłopiec, zabrał mi go z dłoni.

-Co ty sobie wyobrażasz...? Nie dość, że krzyczysz w nie swoim domu to jeszcze zakłócasz mój spokój. - Powiedział spokojnym, lecz stanowczym głosem.

-Ty, żyjesz? Myślałam, że zatrzymała ci się akcja serca, więc chciałam zadzwonić na pogotowie i...

-Za dużo gadasz... - Przerwał mi i zaczął ściskać mój telefon, gdy nagle udało mu się go zgnieść i zniszczyć.

-Hej! Co ty robisz?!

- Nie będzie ci już potrzebny.

Popchnął mnie na kanapę i zaczął wąchać mi szyję.

-Przestań! Co ty wyprawiasz? -próbowałam wstać.

-bądź cicho... - chciał mnie już ugryźć, gdy nagle pojawił sie Reiji. Tak jakby głowa rodziny.

-Ayato...!

Chłopak miał zapewne imię Ayato. Puścił mnie i syknął na Reiji'ego.

- Co to za maniery? Tak witasz przybyłych gości?! Jesteś niewychowany Ayato. - powiedział z poważną miną.

-Dzieńdobry. Jestem Yui. Tata powiedział, że mam tu zamieszkać przez pewien czas. Ale nie znam tego miejsca i chciałabym się zapoznać z otoczeniem.

-Tssss... - Syknął Ayato. Pomyślał pewnie, że znowu za dużo gadam...

-Tak, słyszałem, że masz tu przybyć. Ale zanim pójdziesz się rozpakować, poznasz całą naszą rodzinę Sakamaki'ch.

-Dobrze.

Wszyscy chłopcy przybyli do salonu. Było ich jeszcze czterech, więc ogółem jest ich sześcioro. Wszyscy są przystojni i mają bladą cerę.

- Są to Subaru, Shuu, Kanato, Laito, Ayato oraz ja. Jestem Reiji. To nasza cała rodzina Sakamaki'ch.

-Miło was poznać. Jestem Yui

- hej, naleśniku. -Powiedział Ayato

- Jak mnie nazwałeś? Czemu naleśnik?!

- Nie dziw się tak naleśniku. Jesteś płaska jak naleśnik.

Zrobiłam oburzoną minę i odwróciłam się w stronę innych nie zwracając uwagi na tego idiotę.

-Ayato odprowadzi Cię do twojego pokoju.

- O-on ze mną?

- Jakiś problem? - wtrącił się Ayato.

- Nie... skąd. - uśmiechnęłam się ironicznie.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się spodobało :3 To jest moja pierwsza książka, więc sama nie wiem jakie będą oceny i rezultaty tego opowiadania :)

Diabolik Lovers - Miłość w świetle nocy//PORZUCONEWhere stories live. Discover now