Rozdział ósmy

1.4K 118 14
                                    

Znasz to uczucie. Wielokrotnie przez to przechodziłaś. Wiesz jak to jest, gdy umiera dusza. Kiedy serce bije tylko z przyzwyczajenia.

Wróciłam do Niemiec z uczuciem pustki w sercu. Bolesność duszy zmazywała ze mnie sen, nieprzespane noce podkrążyły mi oczy, a płuca powoli zaczęły przyzwyczajać się do papierosów. Nathan zamknął mnie w swoich ramionach i ucałował w czoło.
- Wyglądasz na zmęczoną - stwierdził z uśmiechem - usiądź, chcesz kawy?
- Chcę spać - burknęłam. Nie powinnam na niego warczeć, ale jego opiekuńczość mnie drażniła. To zapewne po podróży. Nathan uśmiechnął się do mnie.
- Połóż się. Na szczęście do pracy masz dopiero jutro - pogłaskał mnie po włosach po czym wyszedł z kuchni.
Przysnęłam na pięć godzin, dopóki nie obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła. Zerwałam się z łóżka i pospieszyłam do źródła hałasu. Nathan nieudolnie próbował sprzątnąć rozbity słoik z dżemem. Widząc mnie krzywo się uśmiechnął.
- Co ty robisz? - spytałam wciąż rozdrażniona.
- Chciałem zrobić nam kolację. Wcześniej wróciłem z firmy i...
- Posprzątaj to - ziewnęłam. Podeszłam do lodówki. Chciałam wyjąć twarożek, niestety zapach jedzenia przyprawił mnie o mdłości. Pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam. Nathan stał nade mną, przyglądał się tej żałosnej scenie z dziwną radością.
- Co się stało? - zapytał kiedy opuściłam klapę. Oparłszy się o zimne kafelki, otarłam twarz ręką. Byłam naprawdę zmęczona, a po głowie chodziły mi coraz czarniejsze myśli. Mój partner przykucnął przy mnie.
- Weronika, wszystko w porządku?
- Źle się czuję. To tyle - odsapnęłam z przymkniętymi powiekami.
- Chodź, położysz się - podał mi dłoń.
- Przejdę się - oznajmiłam, wstając z pomocą silnej dłoni Nathana.
Był już wieczór, a miasto było ruchliwe tak jak za dnia. Pięknie oświetlone witryny sklepowe przykuwały uwagę nawet najbardziej zapatrzonych przed siebie oczu. Mijałam nieznajomych ludzi, a w moim sercu rodziła się nieuzasadniona gorycz. Poprzedzał ją strach przed kolejną ciążą. Zdawałam sobie sprawę z tego, że mdłości mogły być spowodowane tylko stresem ostatnich wydarzeń, tak też postanowiłam sprawę zostawić. Świeże powietrze orzeźwiło mój umysł. Chciałam myśleć o kimś więcej niż Adamie, jednak nie potrafiłam. Niereformowalnie tkwił w mojej głowie. Nie mogłam go wygonić; źle. Nie chciałam tego. Potrzebowałam jego łudzącej obecności mimo wszystko. Cholernie szkoda, że tak naprawdę wrażenie tej obecności było fałszywe. Jego tu nie było, nawet myślami. Nie potrzebował mnie.
To dlaczego mnie pocałował?
Westchnęłam. Czasami odnosiłam wrażenie, że wszystkie krzywdy wyrządziłam sobie sama. Istotnie tak było. Musiałam więc cierpieć, choć nic na to nie wskazywało. Za nikłymi uśmiechami krył się grymas bólu.
Byłam winna. Samej sobie.
Dni leciały zbyt szybko. Chwytałam w dłonie cenne chwile, spotykałam się z przyjaciółkami, znajomymi, wychodziłam do kina z Nathanem. Pozornie wszystko było jak dawniej. Istniał tylko pocałunek, który ponownie wywrócił moje życie do góry nogami. Nie cieszyłam się z czułych słów Nathana. Myślałam nawet o rozstaniu, chociaż bardziej były to marzenia niż plany. Nawet miałam zamiar je urzeczywistnić, spakować się i wyjechać do Polski, gdzie rozpoczęłabym wszystko od nowa. Może próbowałabym wrócić do Adama? Wkraść mu się do życia, zająć puste miejsce w sypialni. Jak dawniej.
Nie udało mi się zrobić nic w tym kierunku. Moje czarne scenariusze urealniły się: byłam w ciąży. Nie mogę nawet opisać tego, ile przepłakałam na wspomnienie uśmiechniętej pani ginekolog.
- Widzisz, mówiłem że to nie może być zwykłe zatrucie - cmoknął mnie Nathan kiedy się o tym dowiedział. Nie skakał z radości, po prostu się uśmiechnął i przytulił moje trząsące się ciało.
- To nie może być prawda - szlochnęłam bardziej do siebie niż do niego.
- A jednak! Będę tatusiem! - wyszczerzył zęby. Ogarnęłam go wrogim spojrzeniem i zamknęłam się w pokoju.
Tam zaczęłam myśleć.
Może to jednak dar od Boga? Na przebaczenie sobie dawnego grzechu, naprawienie błędów? Dotknęłam nieśmiało brzucha, jakbym nie miała do tego prawa. Uśmiechnęłam się przez łzy i wyszeptałam:
- Kocham cię, robaczku.
Nie mogłam nie kochać mojego dziecka. W końcu to zrozumiałam. Dostałam olśnienia. Przecież ciąża to najwspanialsza rzecz na świecie, jak mogłam tego wcześniej nie widzieć?

Paradoksy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz