Rozdział dwudziesty

1.3K 110 6
                                    

Dobrze wiesz, że w końcu wrócę jak zawsze
ale powiedz, zastanów się, masz jeszcze siłę?
Gdzie to gówno, co schowałem wczoraj w szafce?
I czy było to naprawdę, czy zwyczajnie tylko śniłem?

Jak widać da się żyć bez miłości. Noce są najtrudniejsze, bo wtedy przychodzi samotność. Jak zasnąć, kiedy nie ma drugiego serca obok?
A mimo wszystko żyłam. Prawda, nie wysypiałam się. Dręczyły mnie różnorodne myśli. Kontakt z Adamem miałam znikomy. Czasami dzwonił, jednak były to dość suche rozmowy. Czasem nawet powiedział, że kocha. Robił to coraz rzadziej. Czułam jak nasza relacja powoli się rozpada. Nie mogłam do tego dopuścić. Ale równocześnie co mogłam uczynić? Nawet nie wiedziałam, gdzie on jest.
Siedziałam i czytałam wiersze ze starego już, obdartego nieco tomiku poezji. Wspominałam dobrze mi znane litery z lekkim uśmiechem na twarzy. Sierpniowe niebo zaglądało przez drzwi balkonowe. Tęskniło tak samo jak ja. Ten stan pożerał moją duszę. I wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
Początkowo się przeraziłam. Na myśl przyszło mi, że to znowu jakiś bandzior. Mimo to powoli poszłam otworzyć.
- No wreszcie! - uśmiechnął się Patryk. W ręku trzymał butelkę wina, a u jego boku stała poważna Ula.
- Co wy tu robicie?
Nie sądziłam, że mnie odwiedzą. Ze wszystkimi raczej miałam chłodny kontakt.
- Przyszliśmy cię przeprosić - powiedziała Ula, a ja niechętnie wpuściłam do środka niespodziewanych gości.
- Przeprosić? - uniosłam brew, zapraszając ich do jadalni.
- Nabroiliśmy. Nie wiedzieć czemu, staliśmy się dla ciebie niemili.
- E tam - posłałam Patrykowi przelotny uśmiech.
- Jest piątek, więc trzeba to uczić - zatarł dłonie z rozbrajającym uśmiechem. Po chwili siedzieliśmy przy niewielkim stole, rozmawialiśmy o dawnych latach. Byłam spragniona towarzystwa, więc bez wahań zaangażowałam się w rozmowę. Dawne więzi jakby ponownie się urzeczywistniły, malując na naszych twarzach beztroskie uśmiechy.  Cieszyłam się tym wieczorem, no bo przecież kiedyś byliśmy zgraną paczką.
Wino smakowało mi jak nigdy. Wypiłam aż trzy lampki. Zdziwiło mnie to, że czułam się dość odurzona po takiej dawce.
Później widziałam już tylko ciemność.
Ocknęłam się następnego dnia, leżałam zupełnie naga w łóżku. Nie miałam pojęcia, co się stało. Czułam okropny ból mięśni i głowy. Długo wracałam do pełnej świadomości, a gdy wreszcie mi się to udało, podskoczyłam z łóżka. Pobiegłam szybko do jadalni. Nie było śladu żadnej miniimprezy. Weszłam przestraszona do salonu.
Cholera.
Nie było kina domowego ani plazmy. Roztrzęsiona zauważyłam także brak laptopa oraz biżuterii mojej matki.
- Okradli mnie - wybuchnęłam niekontrolowanym płaczem, opadając na podłogę. Od razu zadzwoniłam do Adama i opowiedziałam mu zaistniałą sytuację. I dlaczego byłam naga?!
Obawiałam się najgorszego. Nie wychodziłam z łóżka przez kolejne dwa dni. Odgrzebałam z barku butelkę wódki. Jedyne antidotum na ból duszy.
- Weronika! - usłyszałam znajomy mi głos. Otworzyłam ciężkie powieki. Nade mną stał Adam.
- Adam - wymamrotałam. Pulsujący ból rozsadzał mi głowę. Mój utęskniony luby machnął mi przed oczyma jakimiś zdjęciami.
- Co to, do kurwy nędzy, jest?
Zamrugałam gwałtownie, podnosząc się.
- Skąd to... O Boże...
Na tych fotografiach byłam ja. Naga. Z butelką wina i zużytą prezerwatywą przy kolanie. Schowałam się w poduszkę.
- Wyjaśnij mi to...
- Nie - szlochnęłam - dali mi tabletkę gwałtu, rozebrali mnie i okradli!
- Kurwa, kto?!
- Ula i Patryk - jęknęłam zrozpaczona. Czułam się gorzej niż gówno. Adam zacisnął pięści i począł krążyć wściekły po pokoju. Nie potrafiłam w to uwierzyć. Jakim cudem oni mi to zrobili? I przede wszystkim, dlaczego?
Kolejny raz czułam się winna. Po co ja w ogóle wpuszczałam tę dwójkę do środka?!

Paradoksy Where stories live. Discover now