4.

39 7 0
                                    


Założyłam ciepłe skarpety i powoli zaczęłam podnosić się z siedzenia. Ashton, Luke i Michael zbierali swoje rzeczy do plecaków a Calum z Bianką wciąż spali. Potrząsnęłam lekko dziewczyną, która przetarła oczy i zaczęła robić to samo co wszyscy. Nikt nie pofatygował się by obudzić bruneta.

-W końcu sam się ocknie.- powiedział Ash. Z głośników ryknął głos stewardessy oznajmiający, że wyjścia zostały otwarte. Cal wciąż nie reagował.- A co jeśli umarł we śnie?- Luke wziął pusty kartonik po soczku i rzucił nim w brązowookiego. Ten staną na nogi, przewiesił swój plecak przez ramie i pokierował się do wyjścia. Cała nasza grupka pognała za nim. Na dworze ukazał nam się pomarańczowy wschód słońca przyprószony płatkami śniegu. Od razu zaczęłam marznąć. Zmęczenie i zimno, świetna kombinacja. Michael najwyraźniej zauważył, że się trzęsę wiec z minął zatroskanego szczeniaczka opatulił mnie swoją kurtką. Na początku stawiałam opór, wrzeszczałam na niego, że jak ją zdejmie będzie mu zimno ale on nie słuchał. Owinął mnie nią ciasno i przez chwilkę staliśmy w mocnym uścisku. Nastolatek kazał mi dać swoje ręce, by je ogrzać. Kiedy jego skóra dotknęła mojej nagle zrobiło mi się gorąco. Czułam jak cała energia do mnie wraca. Podniosłam głowę. Nasze twarze były dosłownie parę centymetrów od siebie. Moja przyjaciółka chrząknęła wyrywając mnie z zamyślenia. Kiedy na nią zerknęłam zauważyłam, że była w stu procentach gotowa na nowojorską pogodę, od stóp do głów.

-Ktoś tu się wybiera na Syberię.- zażartował Calum, siągając jej czapkę z głowy. Dziewczyna nie zareagowała idąc w stronę budynku w którym odbieraliśmy bagaże.

-Cal uspokój się trochę. Bian jest zmęczona, na razie nie ma siły pożartować. Daj dziewczynie trochę czasu. Nie lubi zaprzyjaźniać się z nowymi ludźmi, a przynajmniej trudno jej to przychodzi.- wolnym krokiem poszliśmy jej śladem. Reszta chłopaków szła za nami rozmawiając o próbach przed galą. Odwróciłam się do Michaela uśmiechając szczerze na co on odpowiedział mi tym samym. Złoty chłopak.

-Chce ją po prostu lepiej poznać. Nie mam pojęcia jak inaczej się do niej dobrać.- spojrzałam na niego ruszając brwiami.- Jezu, nie w tym sensie! Chociaż...- na jego usta wkradł się figlarny uśmieszek.

-Jeżeli choć pomyślisz o zrobieniu coś mojej siostrze zabije cię, rozumiesz?- włączył się do rozmowy Ash groźnym tonem.- Jeśli ją skrzywdzisz, złamiesz jej serce lub coś w ten desen... Oj mój ukochany przyjacielu, urwę ci głowę.- zaczęli się bić, śmiejąc się na cały głos. Przyjaźń tych czterech chłopaków była niesamowita. Zostawiając ich w tyle podbiegłam do Bianki, która już wchodziła do budynku. Wzięłam ją pod rękę, żeby wiedziała, że jestem przy niej. Po jej policzku spływała łza.

-Skarbie, co się dzieje?- spytałam zmartwiona widząc jej zaczerwienione oczy.

-Spokojnie, to ze szczęścia. Nie wierze, że tu jestem. W Nowym Jorku. Z moją najlepszą przyjaciółką. Dopiero teraz to do mnie dotarło.- uśmiechnęła się przez łzy, penetrując wzrokiem wielką salę.- Tak w ogóle to od jakiejś doby nie mam na sobie okularów i szczerze dawno nie czułam się taka ślepa.- Calum, który do nas podszedł, zaśmiał się pod nosem. Na szczęście Bian była również głucha. Bagaże z naszego lotu przesuwały się po taśmie. Poprosiłam Luke'a żeby wziął też mój i blondynki. Chłopak ściągnął je, stawiając na metalowym wózeczku. Lekko oddaliłyśmy się od naszych towarzyszy, żeby pogadać na osobności. Byliśmy już na dworze, czekając na limuzynę, która miała nas zabrać.

-To będzie najlepszy wyjazd w naszym życiu.- wysunęłam telefon z kieszeni pisząc smsa do rodziców.

-Oj tak. Postanawiam, iż dzisiaj zostajemy w hotelu. Musimy się trochę zregenerować przed nieustającą imprezą, która będzie trwała przez następne trzy dni naszego pobytu.- roześmiałam się, zgadzając z moją przyjaciółką w stu procentach. Nie miałabym siły iść w miasto po tak długim locie.- Mamy dużo rzeczy do obgadania.

-Bardzo dużo.- spojrzałyśmy z ukosa na chłopaków. Nasza podwózka nareszcie przyjechała. Gdyby nie kurtka Michaela, którą wciąż miałam na sobie umarłabym z zimna. Niczym księżniczki wsiadłyśmy do podłużnego auta. Poczułam się jakbym znowu jechała na bal licealny. Nie wiązałam z balem jakiś wspaniałych wspomnień ale dobrze się na nim bawiłam. Bianka znowu przysnęła na moim ramieniu. Hotel na Manhattanie w którym mieszkaliśmy był aż godzinę od lotniska. Przez całą drogę wpatrywałam się w widoki za oknem. Byłam zauroczona. Wszystko wydawało się takie magiczne i nowe. Kiedy wjechaliśmy na most szturchnęłam śpiąca królewnę, żeby zobaczyła wielkie wieżowce. Spojrzałyśmy na siebie nie posiadając się ze szczęścia. Po trzydziestu minutach byliśmy na miejscu. Śnieg prześliczne przyprószył wszystko dookoła, nadając ulicą bajkowy wygląd. Było zupełnie pusto, nie widzieliśmy nawet jednego przechodnia ani samochodu. Zakochałam się w tym mieście od pierwszego wejrzenia.

-No i jesteśmy na miejscu.- krzyknął Ashton, kiedy staliśmy przed hotelem, który był wysokim budynkiem na zakręcie wąskiej uliczki. Przed wyjazdem nawet nie sprawdziłam go w Internecie. Wyjęliśmy manatki z bagażnika, stawiając je na śniegu. Chłopcy mieli z sześć gitar i perkusje zapakowaną do czarnych pudeł. Przeniesienie tego wszystkiego sprawiało im wiele problemów od samego początku. Weszliśmy do gigantycznej, luksusowej recepcji. Byłam zbyt wycieńczona, by się bardziej rozglądać. Pani przy ladzie uśmiechnęła się do nas szczerze.

-Witamy w Dream Hotelu. Oczekiwaliśmy na Państwa.- podała Luke'owi a później mi białą kartę, którą jak się domyśliłam, była kluczem do naszych pokoi. Lokaj układał nasze bagaże na złotym wózku, po czym wszedł do windy znikając z mojego pola widzenia.- Dziewczęta mieszkają w pokoju numer 306 a panowie 311. Piętro szesnaste, srebrna winda. Życzę miłego pobytu!- chórem odpowiedzieliśmy „dziękuje" i weszliśmy mozolnie do puszki, która miała nas zawieść do naszych pokoi.

new york rooms // m.cWhere stories live. Discover now