Rozdział 25

10.7K 541 22
                                    

Rano wstałam dość wcześnie. Po szybkiej porannej toalecie ubrałam się i zeszłam na dół przygotować jakieś śniadanie. Jak się okazało, Sam już tam był.

— Cześć. — pocałowałam go w policzek i usiadłam na blacie, obserwując, jak kończy, robić kanapki. Muszę przyznać, że postarał się, bo było ich chyba ze dwadzieścia.

— Hej. Coś ty taka milutka? Myślałem, że jesteś jeszcze zła. — rzucił jedynie okiem w moją stronę.

— Nie wracajmy do tego, proszę. — próbowałam o tym po prostu zapomnieć, ale wyrzuty sumienia szatyna mocno mi to utrudniały.

— Masz rację. Przepraszam. — pierwszy raz od kilku dni normalnie na mnie spojrzał, bez tego dziwnego strachu w oczach, że go odrzucę. Znowu zobaczyłam mojego kochanego starszego braciszka.

— Mam pytanko... tylko nie mów od razu nie. — zaczęłam machać nogami. — Miałbyś coś przeciwko gdybym chciała zrobić sobie tatuaż? — zapytałam szybko, nim zdążyłam zmienić zdanie.

— Coo? — stanął jak wryty z czajnikiem pełnym wody w ręce.

— No co? Ty sobie zrobiłeś w wieku siedemnastu lat, czemu ja nie mogę? — zapytałam z wyrzutem w głosie. To właśnie była moja taktyka, która zawsze powalała wszystkich na nogi.

— Ale ja nie mówię nie... — chciał coś jeszcze powiedzieć, ale entuzjazm wziął górę i przyciągnęłam szatyna do siebie, mocno przytulając.

— Dziękuję, dziękuję, dziękuję. — powtarzałam te słowa jak mantrę.

— Ale nie mówię też tak. — krzyknął, dość boleśnie przerywając moje szczęście. Odsunęłam brata na długość swoich rąk i spojrzałam mu prosto w oczy, robiąc smutną minę.

— Proszę. — wydęłam dolną wargę i otarłam niewidzialną łzę, na co chłopak się uśmiechnął.

— Przestań! — zaczął się chichrać. — Zastanowię się.

— Super. Zawsze to jakiś krok naprzód.

Znowu zadowolona siedziałam na blacie kuchennym, machając nogami. Niedługo później do kuchni wszedł zaspany Ash, a później Matt. Zjedliśmy razem śniadanie, podczas którego blondyn łaskotał mnie pod stołem, a brunet piorunował go wzrokiem. Kupa śmiechu.

Później razem pojechaliśmy do szkoły.

###

Stałam przy swojej szafce, wymieniając książki. Była długa przerwa i czekałam na Asha. To był jego pierwszy dzień, a wszystkie laski w szkole już patrzyły na niego jak na boga. Na mnie natomiast jak na wroga numer jeden. Nie dziwię się im, w końcu przyjaźniłam się z największymi przystojniakami w tej szkole. Powinnam się tym przejmować? Bo jakoś mi to wisi.

— Hej Ana. — zauważyłam blondyna, zmierzającego w moją stronę. Spoglądał w dół, przeglądając jakieś papierki, które trzymał w dłoniach. — Dostałem dziesięć numerów telefonów. — spojrzał na mnie bezradnie, po czym dodał. — Wszystkie podpisane damskimi imionami. — nie mogłam powstrzymać ironicznego uśmiechu.

— Chłopcy z naszej szkoły nie dostrzegli twoich walorów? — wybuchłam śmiechem. Wiedziałam, że jest zły, ale kiedy widziałam jego zawiedzioną minę, nie mogłam się powstrzymać.

— Z kim ja się przyjaźnie? — nadąsał się i odszedł. Zamknęłam szybko szafkę i pobiegłam za nim.

— Hej, Ash. Chyba się nie obraziłeś? — wystraszyłam się trochę, kiedy odszedł bez słowa.

Time to forgetWhere stories live. Discover now