Stary znajomy -12-

2.7K 312 57
                                    

– Nazywam się Alice – powiedziała rudowłosa dziewczyna kładąc książkę na stole na przeciwko Margo. – Uwielbiam twoje książki! Są bardzo oryginalne, nie są nudne i po prostu... świetne! – strzelała słowami jak z karabinu, gdy pisarka podpisywała ,,Pułapkę".
– Proszę – powiedziała krótko Coleman oddając książkę i lekko się uśmiechnęła w stronę dziewczyny.
Tak naprawdę nie rozumiała tego fenomenu na autograf autora swojej ulubionej książki. W końcu to tylko podpis, który nic nie zmienia. Zawsze chciała zrozumieć, co się dzieje w głowach normalnych ludzi. Dziwne to było, że mogli się czasami popłakać z powodu takiej błahostki. Jednak robiła to. Spełniała małe marzenia jej czytelników.
Margo spojrzała na następną osobę. Nieco starszy od niej niewysoki brunet z brązowymi oczami. Jak tylko przyjrzała mu się dokładniej, od razu rozpoznała znajomą twarz. Zdrętwiała na chwilę, a jej serce podskoczyło. Oczy zrobiły się okrągłe, a dziewczyna ze zdziwienia aż wstała.
– Jim? – spytała cicho, powoli unosząc kąciki ust ku górze.
– Margo – stary znajomy obdarował ją szerokim uśmiechem.
– Nie mogę uwierzyć, że sam Jim Moriarty postanowił wrócić do Londynu – pokazała swoje białe zęby i podbiegła do niego, by potem go mocno uścisnąć.
– Stęskniłem się – objął ją ramionami.
– Gdzie ty się podziewałeś? – zrobiła mały krok w tył, żeby się od niego uwolnić.
– Tu i tam – ponownie się uśmiechnął.
– Poczekasz do końca spotkania i wpadniemy gdzieś na kawę? – spytała unosząc brwi.
– Jasne! – odpowiedział. – Tylko podpisz mi książkę.
– Z wielką chęcią – powróciła na swoje miejsce.

Jak tylko podpisała już ostatnią książkę, pożegnała się z właścicielem księgarni i ubrała się w płaszcz, wyszła z Jimem na ulicę. Po burzliwej różnicy zdań co do tego, gdzie spędzą wspólnie czas, w końcu zadecydowali, że pójdą do mieszkania Margo. Nie mieli daleko, więc już po kilku minutach znaleźli się wewnątrz budynku, przed drzwiami dziewczyny. Zara po wejściu do mieszkania, zdjęli płaszcze i usiedli w salonie.
– Jak coś chcesz to zrób sobie – powiedziała dziewczyna zakładając nogę na nogę.
– To zrobię sobie herbatę – wstał i ruszył w stronę kuchni.
– Interesuje mnie kilka kwestii. Czemu i gdzie wyjechałeś? – spytała od razu, obserwując Jima.
– Chciałem się wyrwać z tego zakurzonego Londynu – odpowiedział wlewając wodę do czajnika. – Podróżowałem po świecie – włączył urządzenie.
– Wyjechałeś bez słowa. Gdybym się tym bardzo martwiła... – zaczęła, ale mężczyzna jej przerwał.
– Ale się nie martwiłaś. Wiedziałem, że nie będziesz sobie tym zaprzątać głowy – odparł zalewając torebkę z herbatą.
Dziewczyna w ramach odpowiedzi westchnęła. Jim podszedł do lodówki i wyjął mleko, a następnie wlał je do filiżanki.
– Bym zapomniała... nigdy nie gotujesz mleka – parsknęła.
– Normalna herbata mi nie smakuje... Gorące mleko jest niesmaczne – wytłumaczył i mieszając łyżeczką napój ruszył w stronę salonu i usiadł na kanapie. – Jak tam twoje kontakty z ludźmi? Masz jakichś nowych przyjaciół? A może chłopaka? – spytał.
– Myślisz, że zmieniłam się aż tak, by mieć chłopaka? – zmarszczyła brwi.
– No wiesz, wszystko się zmienia – uniósł brwi ku górze i wziął łyka herbaty, przy okazji siorbiąc.
– Poznałam takich dwóch... wydają się nie być idiotami – powiedziała i wtedy zadzwonił telefon.
Dziewczyna odwróciła głowę w kierunku źródła dźwięku. Jim tylko spojrzał na urządzenie kątem oka lekko się uśmiechając. Dziewczyna sięgnęła po telefon i bez zastanowienia odebrała.
– Cześć – usłyszała głos Johna Watsona – czy oferta na niedobrą kawę wciąż jest aktualna? – spytał miłym tonem.
– Jest u mnie w mieszkaniu mój znajomy, jeżeli chcesz to możesz wpaść. Przy okazji się poznacie – zaproponowała spoglądając na Jima.
– No... No dobrze – odpowiedział niepewnie.
– To śmiało przychodź, czekam – powiedziała i bez żadnego słowa pożegnania rozłączyła się.
Jim w tym czasie wlepiał wzrok w ekran swojego telefonu i pisał do kogoś. Miał nietypową minę. Dziewczyna wstała i podeszła do wejścia na taras. Zza szyby przyglądała się przechodniom oraz przejeżdżającym pojazdom. Lał rzęsisty deszcz. Na moment przeniosła wzrok na wyścig kropel spływających po oknie, ale szybko wróciła do obserwowania ulicy. Prawie wszyscy londyńczycy, których miała w zasięgu wzroku mieli albo założone kaptury, albo rozłożone parasolki. Wyjątki szybko śpieszyły pod jakikolwiek dach, by skryć się przed zmoknięciem. Droga dla samochodów zaczęła być tłoczna, a korek sprawiał, że poruszały się powolnym tempem. Nuda. Gdyby tylko umiała malować, sięgnęłaby po płótno i przeniosłaby na nie ten ponury i przytłaczający krajobraz.
Dziewczyna westchnęła, spojrzała na chwilę na swoje stopy, a później na Jima wlepiającego tym razem wzrok gdzie indziej - w nią. Patrzył na nią ciepło, lekko się uśmiechając. Zawsze to robił. W końcu się odezwał.
– Pamiętasz może naszego współlokatora z czasów studiów? – spytał podpierając ręką swoją brodę.
– Lucas Moreau, Francuz – odpowiedziała po krótkim zastanowieniu, mając przed oczami wysokiego blondyna o jaskrawo-niebieskich oczach. – Miał śmieszny akcent – dodała.
– Nie żyje – powiedział bez żadnego współczucia w głosie.
– O. Szkoda. Amy go lubiła. Pewnie podobały się jej te jego szerokie ramiona – wzruszyła ramionami. – A co się stało?
– Wypadek samochodowy – odpowiedział, a jak Margo odwróciła na chwilę wzrok, dyskretnie się uśmiechnął. Dziewczyna tego nie zauważyła. – A co tam u twojej siostry? Stęskniłem się – wziął łyk herbaty, która najprawdopodobniej już była zimna.
– Ma pracę. Chyba dobrze jej idzie w kelnerowaniu – opatuliła się swetrem – nie pytałam – dodała.
Wtedy po mieszkaniu rozległ się głośny, piskliwy dźwięk oznaczający, że ktoś niecierpliwie czeka przed drzwiami. Margo posłała mężczyźnie minę w stylu „Idę otworzyć" i ruszyła w kierunku źródła dźwięku.
– W końcu spotkam twojego nowego przyjaciela – zawołał entuzjastycznie Jim Moriarty zanim chwyciła za klamkę.
Otworzyła w końcu drzwi, za którymi stał John. Na widok Margo uśmiechnął się lekko.
– Cześć – wszedł do mieszkania.
– Poznasz mojego starego znajomego. Nie przeszkadza ci to? – spytała zamykając za nim drzwi.
– Nie ma problemu. Im więcej znajomych tym lepiej – uśmiechnął się do niej szeroko i ruszyli w głąb mieszkania.
Kiedy John i Margo znaleźli się w salonie, dziewczyna się odezwała.
– John, poznaj Jima – przedstawiła go, a mężczyzna się obrócił w ich stronę z wymalowanym na twarzy szerokim, wręcz przerażającym uśmiechem. Watson automatycznie pobladł. Margo spojrzała na Johna, którego mina zdradzała conajmniej zaskoczenie.
– Cześć, John – przywitał się Jim.

We lost it to trying || S.H ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz