Saatchi Gallery -19-

2.2K 227 14
                                    

„Dołącz do mnie."

- Mhm - mruknęła pod nosem Margo, odkładając list na blat w kuchni.
Miała wrażenie, że nigdy nie pozna nadawcy listu. Rozejrzała się po mieszkaniu, drapiąc się po lewym przedramieniu. Z niewiadomych przyczyn, zaswędziała ją blizna, pozostałość po niegroźnym upadku w jednej z londyńskich księgarni. Dziewczyna wyszła na taras. Było bardzo zimno. Ludzie na ulicy byli już ubrani w ciepłe kurtki. Widać było, że grudzień nadchodzi wielkimi krokami. Z każdym dniem na ulicy było coraz więcej samochodów. Margo westchnęła, opatulając się szaro-niebieskim swetrem, który kupiła spontanicznie parę miesięcy temu. Po kilku sekundach, dziewczyna wróciła do środka. Było zbyt zimno, by dłużej się wietrzyć.
Sięgnęła ponownie po kopertę z nadzieją, że jest coś na niej więcej napisane. Coś, czego nie zauważyła wcześniej. Wyciągnęła list, przeczytała tekst na środku, a następnie zaczęła go obracać w różne strony. Dopiero po chwili zobaczyła pewną treść, napisaną jeszcze mniejszą czcionką w prawym rogu kartki. Był to adres: „Saatchi Gallery, King's Rd". Dziewczyna zmarszczyła brwi ze zdziwienia. W pewnym sensie cieszyła się i była podekscytowana, że istnieje jednak szansa, by poznać tajemniczego nadawcę listów. Uśmiechnęła się szeroko i szybko pobiegła w stronę drzwi. Pobiła swój dotychczasowy rekord w błyskawicznym ubieraniu butów, po czym sięgnęła po klucze, telefon oraz płaszcz. Zamknęła drzwi za sobą i zbiegła po schodach, nadal trzymając mocno list w dłoni. Wybiegła na ulicę, po czym przywołała gestem ręki taksówkę. Ku jej szczęściu, samochód od razu podjechał w jej stronę. Szybko wsiadła, rzuciła kierowcy adres i pojechali. Samochód szybko mknął między budynkami. Margo obserwowała ulicę zza szyby. Dawno nie jechała taksówką - tak dawno, że przeżywała tą podróż jako swoją pierwszą.

Gdy była już u celu, stanęła przed galerią sztuki Saatchi Gallery na King's Road. Ostatni raz była tu ze swoim tatą, w dniu pożaru. Ojciec wyciągnął ją, by spędzić miłe popołudnie ze swoją ulubioną córką. Rzeczywiście, czas spędzony wówczas w galerii był naprawdę wspaniały.
Dziewczyna westchnęła cicho, przypominając sobie stare czasy. Czuła, że nadawca listu musi być jakoś związany z jej przeszłością...
Margo weszła do wielkiego budynku, na froncie którego stały cztery wielkie kolumny. Gdy tylko znalazła się w środku, ochroniarz podszedł do niej i krótko oznajmił:
– Za dwadzieścia minut zamykamy.
Ona tylko kiwnęła głową, że zdaje sobie z tego sprawę i gdy miała już iść w stronę kas, mężczyzna zatrzymał ją i podał jej w znaczącym milczeniu opłacony już bilet. Margo spojrzała na kawałek papieru, po czym przeniosła wzrok na ochroniarza, który szybko od niej odszedł, tym samym ją przepuszczając. Dziewczyna ruszyła wgłąb budynku. Błądziła wśród szaro-białych korytarzy, patrząc na różne obrazy wiszące na ścianach. Mijała abstrakcję i martwą naturę. Dzieła były naprawdę piękne. Można było zauważyć, że każdy malarz próbował zostawić na płótnie cząstkę siebie. Mimo niesamowitości eksponatów, którym należało napewno poświęcić trochę więcej czasu, Margo szła dalej. Jej myśli w tym momencie były zajęte analizą całej tej sytuacji. Czuła wielkie podekscytowanie, zaintrygowanie i strach naraz. W całym budynku słychać było tylko jej kroki. Nie miała pojęcia gdzie iść, ale prowadziła ją intuicja. Po chwili usłyszała grającą gdzieś muzykę. Rozpoznała „Sonatę Księżycową" Ludwiga van Beethovena. Był to jej ulubiony utwór z czasów dzieciństwa. Jako mała dziewczynka często tańczyła do tej kompozycji. Margo szybko odepchnęła od siebie stare wspomnienia i ruszyła za muzyką, aż dotarła do miejsca skąd dochodziła melodia fortepianu. Znalazła się w osobliwym pomieszczeniu, jakby nie należącym do tego muzeum. W przeciwieństwie do innych sal, tutaj nie było eksponatów; boczne ściany pokryte były jakimiś fotografiami umieszczonymi jedno przy drugim tak, że stanowiły jakby fototapetę z kolażem. Jednak ściana na wprost była całkowicie pusta. Zdjęć było może setki, a może nawet tysiące. Dziewczyna podeszła do ściany i kiedy przyjrzała się im dokładniej, jej serce gwałtownie przyspieszyło. Było w nich coś dziwnie znajomego. Z przerażeniem odkryła, że na każdym z nich znajdowała ona – Margo. Widząc wiele swoich zdjęć z dzieciństwa czuła się bardzo zaniepokojona i wystraszona, ale prawdziwy szok przeżyła, kiedy ujrzała ujęcie tego momentu, gdy wchodziła do muzeum niecały kwadrans temu. Margo stała jak wryta. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka, choć w pomieszczeniu było całkiem ciepło. Przełknęła głośno ślinę, zrobiła parę kolejnych kroków wzdłuż ściany, wciąż uważnie obserwując zdjęcia. Zwróciła uwagę na fotografie, gdzie płacze nad rozbitą butelką wina. Zdała sobie sprawę, że przez całe życie, dzień w dzień, ktoś ją obserwował i fotografował. Ewidentnie miała w domu ukryte kamery. Myśl o tym spowodowała, że ciarki przeszły jej po plecach. Uzmysłowiła sobie, że nie jest sama i że nigdy nie była.

Hej wszystkim!
Kolejny raz przepraszam, że rozdział pojawił się tak późno - niestety nie miałam kompletnie siły go napisać. Układanie dialogów jest dla mnie banalnie proste, ale za to mam wielką trudność w opisywaniu różnych sytuacji - a tutaj działo się to prawie przez cały rozdział. Niestety nie mogę obiecać, że następny rozdział pojawi szybciej. Jednak bardzo dziękuję za wyrozumiałość - mam najlepszych czytelników na świecie!
Mam nadzieję, że się podobało,
autorka.

We lost it to trying || S.H ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz