2

7.7K 404 210
                                    

Chciałam zobaczyć czy mój wczorajszy błąd czymś zaskutkował, ale mam teraz szkołę i muszę do niej pójść. Przepakowałam książki, ubrałam się, uczesałam, umyłam zęby i zeszłam na dół. Nie brałam ze sobą śniadania, ale pożegnałam się z rodzicami. Chodze do tej szkoły na piechotę, ale nie jest to wcale takie złe. Muszę poćwiczyć swoją kondycję choć wczoraj uciekłam. Ale zawsze może znaleźć się ktoś szybszy odemnie i wtedy będzie ze mną źle. Więc może teraz...?
    Związałam włosy w kitkę i zaczęłam powoli biegać. Ludzie przyglądali mi się dosyć dziwnie, co trochę mnie rozpraszało. Ale jak ktoś cie będzie gonić [nazwisko] to też przestaniesz bo oni się będą na ciebie dziwnie patrzeć? Nie, bo będziesz martwić się tylko i wyłącznie o swoje życie.
   Truchtając tak, dotaram do tej ciemnej uliczki w której się ukryłam.
,, Proszę, żeby nie było tam tamtego chłopaka..." Błagałam w myślach. Proszę tylko o to. Podeszłam do wejścia tutaj i powolnymi krokami wchodziłam dalej.

Eh, czego ja się spodziewałam? Prychnęłam do siebie i pokręciłam nie dowierzająco głową. Jednak szybko spoważniałam, gdy  nagle przed sobą zobaczyłam stóżke krwi, która  robiła się z każdym kolejnym krokiem coraz większa. Podniosłam głowę by zobaczyć ciała mężczyzn przed którymi uciekałam. Ale co im się stało? Mają wycięte policzki w uśmiechu a ich przerażająco zimne oczy przyglądają się mi. Nie mają powiek... Kto im to zrobił? Nagle na jedno  z ciał spłynęła czerwona ciecz z murka. Podniosłam głowę, by moim oczom ukazał się napis ,,Czyż oni nie są piękni?". Piękni? W duchu się zaśmiałam z tego piękna. Ale ma mi być jakoś z tego powodu przykro? Hello, oni chcieli mnie zabić! Jednak cieszę się że to nie ten chłopak jest na ich miejscu. Może to on im to zrobił. Łowca stał się zwierzyną. W jakiś szczególny sposób mnie to nie przeraża tylko... Obrzydza.

Wyszłam z tego zakamarku i przy najbliższej trawie zatrzymałam się by wytrzeć sobie buty o trawę. Brakuje mi, by ktoś pomyślał, że to ja zrobiłam. Ale skoro ktoś ich zabił, to kim jest ta osoba? Czy to może być ten chłopak? Nawet jeśli, to w pewnym sensie bohater. Uratował mnie i siebie więc nie powinni go za to karać. Ale nasz kraj i tak się przyczepi. Jak zwykle...

Spróbowałam zapomnieć o tym widoku z ciemni i wrócić do biegania. Robię problem tam gdzie go nie ma. Za to mam szkołę która oczekuje mojego pobytu w niej.

       

Weszłam do wnętrza szkoły, i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to pustka. Nie, nie dlatego że nie ma Alleny, tylko dlatego że nie ma połowy szkoły. Co się tutaj stało?
   Chodziłam po korytarzach i wszyscy wydawali mi się... Normalni. Uśmiechnięci, bez troscy oraz zabiegani. W końcu dzwonek zaczął dawać znak o swoim istnieniu więc od niechcenia poczekałam na naszą nauczycielkę od chemii, która dzisiaj nie zaszczyciła nas swoją obecnością. W zamian za to, przyszła nasza matematyczka i wychowawczyni równoległej klasy z swoimi wychowankami. Weszliśmy razem do klasy w której było luźniej niż zazwyczaj. Wykorzystując to, że końcowe ławki są wolne, zajęłam jedną przy oknie a plecak usadziłam na moim drugim krzesełku. Nie chce z nikim siedzieć. Ale może wypieram to, że nikt nie chce siedzieć właśnie ze mną?

– Drogie dzieci. – zaczęła zdenerwowana matematyczka.– Jest mi niezmiernie przykro ale wasi koledzy w większości wyjechali z naszego miasteczka. Zostaliśmy tylko my, i nie ma sensu robić dwóch klas. Choć formalnie nadal będą dwie.

– Dlaczego wyjechali?– odezwał się jakiś zniechęcony chłopak.

– Cóż... Wiadomości nic wam nie mówią o powadze sytuacji, ale gdy były takowe włamania, często ucierpieli na tym inni.– zatrzymała się by zamknąć oczy i westchnąć.– W czasie tych rozbojów, prawie zawsze ginęli ludzie. Rodzice przestraszyli się tego i dla swojego oraz dzieci bezpieczeństwa postanowili...

– Uciec.– pierwszy raz od dawna odezwałam się na lekcji. Ale to prawda. Nie potrafili zmierzyć się z problemem.

– Nie do końca [imię].– usiadła na swoim krześle.– Czasami ludzie wyjeżdżają bo coś nie układało się w starym miejscu zamieszkania. Wydaje mi się że to samo stało się z waszymi kolegami. Odeszli by żyć. Jeśli wiecie co mam na myśli.

Odeszli by żyć? Śmieszne. Uciekli stąd nawet z świadomością tego, że nie mordowali nikogo blisko nich. Może ja też mam się bać i uciekać? By się bać jest zapóźno, a uciekać nie potrafię, więc zostało mi tylko się z tym zmierzyć. Chwila... Może właśnie mi o to chodzi. Nie szanuje wyboru innych, bo także nie szanuje swojego wybory. Chciała bym mieć jakieś oparcie, ale ono już dawno zwiało gdy zrozumiało powagę sytuacji. Hej, ja dzisiaj widziałam ciała! Czy to jest normalne widzieć takie rzeczy w ciągu dnia? Mimo wszystko nie zadzwoniłam nigdzie. Jak nasz miasto ma być lepsze gdy nawet jego mieszkańcy nie chcą pomagać?

– [imię]? Wszystko w porządku?– usłyszałam głos mojej nauczycielki.

– Tak.– wycedziłam przez zęby.

– Może chcesz wyjść do łazienki?

Tylko kiwnęłam głową i wstałam od ławki. Wyszłam z klasy i powolnym krokiem poszłam do łazienki. Odkręciłam wodę która jak zwykle była zimna i zaczęłam przemywać sobie powoli twarz.

Dlaczego ja się tym tak przejmuje? Dlaczego?

Podniosłam głowę do góry i spojrzałam w odbicie w moim lustrze. Dostrzegłam na swojej twarzy ten wycięty uśmiech. Zagłuszyłam wszystkie odgłosy ręką, by samej także nie oszaleć.
Znowu przemyłam sobie twarz ale tym razem nie spojrzałam w lustro. Przejechałam dłońmi po moich policzkach, by upewnić się, że są całe. Dopiero po tym otworzyłam oczy. Zobaczyłam znowu siebie. Tą mnie bez blizn na policzkach. Blizn na sercu.

Wróciłam do klasy i z powrotem usiadłam na swoim miejscu. Nie mogę tego tak zostawić. W końcu moi rodzice pomyślą o przeprowadzce, a ja chce tu zostać.





Zabójczy Żart - Jeff The Killer x ReaderWhere stories live. Discover now