#4 - czemu tak się o mnie martwisz?

2.2K 258 111
                                    

Kiedy Josh otworzył oczy, tym samym budząc się z lekkiego snu, od razu zauważył brak Tylera u swojego boku. Zmarszczył czoło w namyśle, bo przez to zaczął sądzić, że to wszystko mogło mu się po prostu przyśnić. Wszystko to jednak wydawało mu się bardzo realistyczne i szybko odrzucił tę myśl na rzecz sprawdzenia sytuacji na własną rękę. Wstał z kanapy i złożył koc, który odłożył na swoje miejsce, po czym zajrzał do pokoju bruneta, by tam zastać go leżącego w nogach własnego łóżka, najpewniej pogrążonego w śnie. Zdecydował się nie wchodzić do środka, by przypadkiem go nie obudzić, bo ten niewątpliwie zasługiwał na to, aby móc się porządnie wyspać. 

Nocowanie u całkowicie obcego faceta nie należało do najbardziej komfortowych przeżyć, ale mimo to Dun wydawał się być nieprzejęty tym faktem. Ubrał się w swoje wczorajsze ubrania , a następnie swoje kroki skierował do kuchni, by tam zająć przyrządzaniem się śniadania. Odnalezienie czegokolwiek nie należało do najprostszych rzeczy, ale udało mu się znaleźć najbardziej podstawowe składniki do zrobienia naleśników, które wydawały mu się najlepszą alternatywą. Tym bardziej dlatego, że ich słodki, lekko waniliowy zapach kojarzył mu się z niedzielnymi śniadaniami w rodzinnym gronie. Tak jak zawsze jego rodzice w tygodniu byli wyjątkowo zapracowani i nie znajdowali czasu na swojego jedynego syna, co było nieodłącznym elementem pracy w szpitalu, tak nigdy nie zdarzyło się, aby w niedzielę nie zjedli posiłku wspólnie. Były to prawdopodobnie jego najlepszy okres w życiu, kiedy największym problemem było to, że pustkę po rodzicach zapełniał swoimi znajomymi.  Różowowłosy bardzo dobrze kojarzył tamte czasy i oddałby wiele, aby do nich wrócić, bo bądź co bądź tęsknił za uśmiechem matki i pochwałą ze strony ojca za przyniesienie do domu dobrej oceny z przedmiotu, z którego akurat szło mu najgorzej. 

- Dzień dobry - wyrwał go z zamyślenia cichy, zaspany głos, na co od razu odwrócił się przodem do Tylera, który przecierał oczy, ziewając przy tym przeciągle. Josh mimowolnie uśmiechnął się na ten uroczy widok, który był tylko spotęgowany przez włosy w nieładzie odstające na wszystkie strony oraz pogniecioną koszulkę. 

- Dzień dobry. Głodny? - spytał, powracając do smażenia ostatniego naleśnika, którego przełożył na skromny stosik swoich poprzedników.

- Niezbyt... Rany, czy to jest to, o czym myślę? - wydukał, robiąc wielkie oczy na widok talerza pełnego naleśników, który Josh postawił na stole.

- Na to wygląda - zaśmiał się, wyjątkowo rozbawiony reakcją Tylera, jakby ten od lat nie widział takiego rarytasu. Jego śmiech zyskał na wadze wraz z tym, kiedy brunet dosłownie rzucił się na jedzenie i jednocześnie próbował zjeść dwie porcje. - Powoli, bo się jeszcze zakrztusisz. I błagam cię, gryź - odparł z tym samym, pogodnym uśmiechem, który praktycznie nie schodził z jego twarzy od rozpoczęcia smażenia. 

- Jestem biednym niekoniecznie-studentem, czego ty ode mnie oczekujesz - przez usta pełne jedzenia ciężko było zrozumieć całą wypowiedź, ale to i tak wystarczyło do tego, by Josh ponownie się zaśmiał.

- Zauważyłem po zawartości twojej lodówki. Naprawdę cały czas żyjesz samym powietrzem czy masz wszystko dobrze ukryte? - rzucił, siadając do stołu ze słoikiem dżemu o smaku owoców leśnych. Położył jednego z naleśników na swoim talerzu i posmarował go, niespiesznie zajmując się jego spożywaniem, podczas kiedy Tyler zajadał się już czwartym. 

- Jem na mieście. Jeśli mam kasę - wydukał, rumieniąc się przy tym nieznacznie z zawstydzenia, jakby jego majątek miał zaważyć nad tym, czy Josh będzie chciał z nim jeszcze utrzymywać kontakt.

- Uważaj, bo mi się żal ciebie zrobi. Chcesz kawę czy herbatę? - dopiero w ostatniej chwili przypomniał sobie o tym dość podstawowym elemencie śniadań. Sam z reguły nie pił ani jednego, ani drugiego, ale z uprzejmości wolał spytać bruneta, choć to on był gościem. 

- Kawę z redbullem proszę - Dun miał ochotę zaklaskać, kiedy ujrzał delikatny uśmiech na brudnej od dżemu twarzy Tylera. Od razu wstał, pozostawiając swój posiłek na rzecz wstawienia wody oraz odnalezienia kawy i kubka. Po przygotowaniu napoju, postawił parujący kubek przy Josephie, wracając na swoje miejsce i dokończając swoje śniadanie. 

- Pamiętasz, co mi wczoraj obiecałeś? - podniósł wzrok ze swojego drugiego naleśnika na bruneta. Widząc roztargnienie wymalowane na jego twarzy, szybko ruszył z wyjaśnieniami. - Mieliśmy iść do lekarza - reakcja Tylera była natychmiastowa. Spiął mięśnie i zwolnił przeżuwanie któregoś naleśnika, zamyślony wzrok wbijając w ciemnobrązowy, prawie czarny napar przygotowany przez Josha. - Tym razem się nie wywiniesz, bo naprawdę nie podobał mi się twój wczorajszy stan - jego głos wydawał się być rozsądny i surowy, ale przy tym dalej zachowywał swoje charakterystyczne ciepło. - I nie próbuj mi wmówić, że wszystko jest okej - wszedł w słowo dwudziestolatkowi, który otworzył już usta, aby coś dodać. - Idziesz i tyle - zakończył temat i wstał od stołu ze swoim talerzem, który zmył w zlewie, przy czym sam nie wierzył w to, że Tyler jeszcze w żaden sposób nie zaprotestował. 

- Czemu tak się o mnie martwisz? - przerwał w końcu ciszę, spojrzenie dalej mając utkwione w kubku. 

Josh z początku nie umiał odpowiedzieć na to pytanie. Zagryzł wargę i spojrzał na niego, w głowie próbując ułożyć jakąś sensowną odpowiedź. Problem w tym, że nie widział żadnego powodu, dla którego dalej tutaj był. Równie dobrze mógł przejechać obok sytuacji w parku obojętnie, mógł tylko przegonić oprawców Tylera czy skończyć na odwiezieniu go do domu. Równie dobrze mógł zadzwonić po policję i karetkę, ale jednak coś sprawiło, że zdecydował się dopilnować tego, aby Joseph poczuł się kochany. 

Jeśli tylko można było to tak nazwać. 

- Rodzice nauczyli mnie szacunku do drugiego człowieka - sam nie wierzył w to, jak głupie wyjście z tej sytuacji wybrał, ale nie widział lepszego. Nie chciał mówić prawdy, bo mógłby wyjść na desperata czy psychopatę, a jednak zależało mu na tym, aby chłopak go nie przekreślał.

Między mężczyznami ponownie zapadła cisza, która zdawała się napierać na bębenki w uszach obojga, ale żaden nie umiał zdobyć się na to, aby znowu spróbować ją zakończyć. Tyler dalej ani drgnął, Josh również nie spieszył się z ruszeniem się ze swojego miejsca przy zlewie. Mijały sekundy i minuty, a oni dalej milczeli.

- Dobrze, pójdę do tego lekarza - jego miękki głos był niczym błyskawica przerywająca nocne, czarne niebo. Dun uśmiechnął się krótko w geście podziękowania.

- Świetnie. Dokończ śniadanie i pojedziemy - polecił i opadł na swoje krzesło, cierpliwie czekając, aż chłopak skończy jeść. 

Po upłynięciu trzydziestu minut, w trakcie której Josh zmywał po śniadaniu, a Tyler przebrał się i doprowadził do porządku, opuścili mieszkanie Josepha, kierując się do samochodu różowowłosego, a następnie do szpitala. Dwudziestojednolatek nie był pewien, czy chciał znać wyniki badań, bo miał wrażenie, że nie miało skończyć się na poobijanych żebrach.

  ~*~*~*~*~*~*~*~ 

Okej, chciałam przeprosić za tą dłuższą przerwę, ale w weekend  przechodziłam swoje małe załamanie nerwowe i pisanie było ostatnim, na co miałam ochotę. Poza tym nie sądzę, żeby ktokolwiek za mną tęsknił, ale dobra, to akurat nieistotne, po prostu to przemilczmy. 

Postaram się wrzucać rozdziały coraz częściej i już teraz uprzedzam, że akcja nie będzie toczyła się tak wolno jak tutaj. Teraz po prostu jest to bardzo ważny moment i chciałam go opisać dokładnie, a przeczuwam, że lepiej czyta się 4 krótsze rozdziały niż jeden esej na 5000 słów. No i to by było chyba na tyle, miłej nocy czy dnia, zależy, kiedy to czytanie. Stay alive i te sprawy.

i said don't be afraid // joshlerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz