10.

659 39 1
                                    


Do domu cioci dotarły w pięć minut. Dom był zadbany mimo braku właścicieli. Czarny Mercedes wjechał do pustego garażu. Karen pochwyciła rękę kobiety i zabrała ją do mieszkania.

- Chcesz coś do picia? - spytała dziewczyna.

Ania pokręciła przecząco głową.

- Prowadzę.

Karen zaśmiała się.

- W takim razie może coś w rodzaju herbaty albo kawy?

- Może być kawa. - uśmiechnęła się kobieta z czarnego Mercedesa.

Karen włączyła ekspres, który dawno był nieużywany. Z lodówki wyciągnęła mleko.

- Mówiłaś, że cioci nie ma. - spostrzegła Ania.

- No tak.

- To skąd mleko w lodówce? - pytała.

- Wyciągniesz ciasto? Jest w lodówce. - prosiła Karen.

- Nie odpowiedziałaś na pytanie. - mówiła Ania wyciągając kremówkę.

- Lubię tu wpadać. A co do mleka i kremówki. Wczoraj byłam na zakupach.

- To wszystko tłumaczy. - uśmiechała się kobieta z czarnego Mercedesa.

Karen nie odpowiedziała położyła na małym szarym stole filiżankę z kawą oraz łyżeczkę. Sobie zrobiła herbatę. Usiadły naprzeciw siebie. Rozmawiały o niczym i o wszystkim śmiejąc się przy tym i zajadając ciasto. Gdy zegar wybił godzinę dwunastą Karen postanowiła zabrać ukochaną na spacer.

- Zwariowałaś?! Widziałaś jaka jest pogoda? - Ania nie popierała tego pomysłu.

- Delikatna mżawka to nic strasznego. Gwarantuję ci, że się nie roztopimy.

- Ha-ha. Zabawne.

- Oj skarbie nie bądź taka. Przejdziemy się kawałeczek. Przy okazji wstąpimy do sklepu po coś na obiad.

- No dobra. - niechętnie zgodziła się kobieta z czarnego Mercedesa. - To dokąd mnie zabierasz? - pytała zakładając czarne skórzane kozaki.

- Zobaczysz. - pocałowała ją Karen.

- Tęskniłam. - powiedziała po tym pocałunku.

- Ja też. - Karen ucieszyła się słysząc to słowo z ust kobiety z czarnego Mercedesa.

Karen prowadziła Anię przez łąki. Nie wyglądały one tak pięknie jak latem czy wiosną. Teraz to była tylko twarda brązowa bryła. Były już daleko od domów. Wokół nich rozciągały się kolejne bryły ziemi. Deszcz nie przestawała padać. Nie był ona intensywny, lecz mimo wszystko nieprzyjemny. Karen złapała kobietę z czarnego Mercedesa za rękę. Szły w milczeniu. Ale były razem i to im wystarczało. Nie potrzebowały słów. Nastolatka zabrała Anię do miejsca, w którym często przesiadywała podczas cieplejszych dni. Nad brzeg Dunajca. Kobieta z czarnego Mercedesa zamknęła oczy i słuchała szumu płynącej parę metrów od niej wody. Próbowała sobie wyobrazić jak pięknie jest tu gdy drzewa są zielone, gdy ptaki śpiewają. Gdy to miejsce żyje.

- Obiecja mi, że wrócimy tutaj jak zrobi się cieplej. - prosiła Karen.

- Obiecuję. - powiedziała Ania otwierając oczy.

Dalej jeszcze tylko przez chwilę szły trzymając się za ręce. Gdy po ich stopami pojawiła się asfalt znak powrotu do cywilizacji ich bliskość zniknęła. Szły obok siebie ale już zachowując pewną bezpieczną odległość. Zrobiły małe zakupy. Wychodząc ze sklepu poczuły szybsze i mocniejsze uderzenia kropel deszczu. Rozpadło się na dobre. Wtedy jakby wszystko dookoła przestało dla nich istnieć. Jakby zapomniały że muszą ukrywać swoją bliskość przed otoczeniem. Karen złapała kobietę z czarnego Mercedesa za rękę i biegły ile sił w nogach do domu, żeby tylko nie zmoknąć. Ich wysiłek na nic się zdał. I tak były całe przemoczone. W mieszkaniu Ania ściągnęła ubrania i powiesiła żeby wyschły. Została w samej bieliźnie, a dziewczyna pozbyła się tylko mokrych spodni. Według niej reszta ubrań była sucha. W czasie gdy kobieta z czarnego Mercedesa stawiła wodę na herbatę, Karen rozpalała w kominku. Po pięciu minutach herbata była gotowa i w kominku pojawił się ogień. Obie usiadły na szarym włochatym dywanie przed kominkiem otulone ciepłym kocem. W rękach trzymały kubki z gorącą herbatą. Spokój zakłócił im dźwięk telefonu Ani. Kobieta odebrała połączenie. Była to bardzo krótka rozmowa. Ograniczała się do kilku nie i jednego nie wiem.

Kobieta z czarnego MercedesaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz