Rozdział 2

96 8 14
                                    


         Jeszcze wtedy nie zdawałem sobie sprawy z tego, z jak dziwnym i piekielnie inteligentnym człowiekiem miałem do czynienia. Chudzielec sprawiał wrażenie wyrwania z kompletnie innego kosmosu, w którym na pewno nie był schyłek XXI wieku. Na szczęście, ubierał się odpowiednio, lecz o jego usposobieniu modowym dowiedziałem się znacznie później.

Jad Hunter wszedł około piętnastej do kuchni a ja, już wyspany i pożerający coś na wzór śniadania, siedziałem obok posprzątanych szafek. Hunter w okiełznaniu chaosu spisał się całkiem dobrze. Pozostawił jeszcze sterty papierów w jadalni, ale najwyraźniej był na dobrej drodze, aby i tam osiągnąć swój cel.

Zobaczyłem go ubranego w elegancką aksamitną kamizelkę, w ciemnych dopasowanych spodniach i wystrojonego w uśmieszek.

— O siedemnastej przyjedzie tu moja przyjaciółka — oznajmiłem mu. Zapalił papierosa i uśmiechnął się bardziej.

— Przyjaciółka, co?

— Tak, tylko przyjaciółka! Znam ją całe życie, pracujemy razem i mam zamiar pokazać jej moje nowe mieszkanie. Bardzo się zdziwi, gdy zobaczy bonus w postaci lokatora.

Hunter poszedł do jadalni bez słowa. Odniosłem wtedy wrażenie, że wszystko to, co mówiłem, miał w głębokim poważaniu.

— Hej, mówiłem coś! — zawołałem.

Hunter odpowiedział mi szelestem zbieranych kartek. Chwilę pochodził po jadalni, by wrócić potem do kuchni.

— Wybacz, Killer, ale stwierdzam, że twoja wypowiedz może bardziej zainteresować jakiegoś lesera niż mnie, dlatego grzecznie dałem do zrozumienia, że nie interesuje mnie ani twoja przyjaciółka, ani cokolwiek innego z nią związane.

Zmrużyłem oczy w szparki i westchnąłem ciężko.

— Dobra, to o czym mam z tobą rozmawiać?

Hunter zaciągnął się papierosem.

— O sprawach policyjnych.

— Co? — wykrzyknąłem. On zaśmiał się.

— Nie potrafię korzystać z mojego mózgu inaczej niż nie rozwiązując skomplikowanych spraw. Lokator będący policjantem byłby interesujący, gdyby nie był zwykłym patrolem.

Coś w środku drgnęło we mnie na te słowa. Postarałem się jednak nie pokazać tego po sobie. Zmarszczyłem brwi i z trudem nie posłałem mu morderczego spojrzenia.

— Lokator zawsze lepszy niż żaden. Są jednak wyjątki, jak na przykład niezapowiedziany lokator, co nie?

— Masz rację. Dlatego preferuję wyjątki — Hunter dopalił papierosa, a końcówkę rzucił mi wprost pod nogi. Zabrał resztkę swoich papierów i niemal teatralnie opuścił wspólną część mieszkania. Trzasnął drzwiami, doprowadzając mnie do białej gorączki. Syknąłem rozdrażniony i skończyłem jeść swoje śniadanie.

Punktualnie o siedemnastej zadzwonił dzwonek. Alsa zjawiła się w towarzystwie siatek i zapasem jedzenia na co najmniej dwa tygodnie. Ubrała do tego swoją niebieską sukienkę, w której nie potrafiłem się na nią napatrzeć.

— Mniejszego muzeum nie było, co? — skomentowała, wchodząc do środka. Zaśmiałem się, a ona rozejrzała się po korytarzu i zdjęła buty. Kwestią kilku sekund było to, że dostrzegła płaszcz.

— Chyba nie twój, prawda?

— Nie, nie mój... Eee... Stało się coś dziwnego, o czym zaraz ci opowiem, dobra?

ZABÓJCZE ŁOWY 1 - 9Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz