Rozdział 1

72 4 0
                                    


  Zamknąłem drzwi do mojego mieszkania z cichym trzaskiem i odłożyłem klucze do skrzyneczki. Wchodząc do środka, ujrzałem promienie słońca wpadające przez duże okna w salonie. Dawały one nieznaczną ilość ciepła, a podziwiając je, zatęskniłem za przyjemnymi, letnimi wieczorami. Westchnąłem cicho i wszedłem do salonu.

Odłożyłem swoją torbę na bok, zdjąłem buty i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Na podłodze leżały porozrzucane zabawki Luxora, resztki papierków po cukierkach, a gdzieniegdzie zaszył się biały kurz. Mimo tego, salon prezentował się całkiem nieźle po mojej tygodniowej nieobecności. Poprawiłem chaotycznie pozostawione poduszki, usiadłem na jednym z foteli i rozejrzałem się dokładniej. Z zadowoleniem stwierdziłem, że nie zginęły żadne przedmioty. Telewizor był w jednym kawałku, kolekcje książek po ciotce Porty nie zostały zdekompletowane, a napis, który zostawili po sobie działacze Chazze Younga, nie przebijał się spod kilku warstw nowej farby.

O ile stan panujący w salonie był zaskoczeniem, w kuchni dobre pierwsze wrażenie zostało naruszone drastycznie. Sterta nieumytych naczyń, resztki niedogotowanego jedzenia i wszechobecny popiół od papierosów, zasypały kuchnię w każdym miejscu. Widząc to, z obawą zajrzałem do jadalni. Tam, nieprzerwanie od dwóch miesięcy, jakąkolwiek wolną przestrzeń zajmowały książki, pojedynczo wyrwane kartki i bibeloty wszelkiej maści.

Dobra, nie mam tu niczego do szukania — stwierdziłem w myślach. Wróciłem do kuchni, sprawnie przechodząc do przeglądu zawartości lodówki. Znalazłem tam prawdziwie zeszłoroczną szynkę, mało apetycznie wyglądający ser i podejrzanie pływające w słoikach warzywa. Skrzywiłem się tylko i zamknąłem pośpiesznie lodówkę.

Misję ratowania mieszkania rozpocząłem od uprzątnięcia wszechobecnych puszek po napojach energetyzujących. Kolejnymi etapem okazała się nagła fala złości, zaklinanie sprawcy tego syfu, a następnie dołująca rozpacz, kiedy przyszło mi stoczyć pojedynek z popiołem na szafkach.

— Zamorduję go! Pojdę siedzieć za to, ale przynajmniej nie będzie już takiego bałaganu! — mruknąłem wściekle, zmagając się z wyciągnięciem z wąskich szpar pomiędzy meblami papierków po akcyzie.

Nagle dostałem dreszczy na całym ciele, kiedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłem się i ujrzałem Jada. Wyszedł ze swojego pokoju z Luxorem na rękach. Był kompletnie zaspany, poczochrany na wszystkie możliwe sposoby i ubrany tylko w czarne spodenki. Ziewnął szeroko, przetarł oczy i zdumiał się. Luxor zeskoczył na podłogę, a Jad, widząc mnie w kuchni, zrobił wielkie oczy. Umysł mu otrzeźwiał, a twarz zarumieniła na całej szerokości.

— Billy... — wyszeptał. Uśmiechnąłem się szeroko, a on zerwał z miejsca i rzucił się w moje ramiona. Przytuliłem go mocno do siebie.

Spośród żywych, nie tęskniłem za nikim tak bardzo, jak za nim. Jad był niesamowicie ciepły i zaspany, a przez to jego ruchy zdawały się być tak bardzo nieporadne. Oparł głowę o moje ramię. Sprawił, że nie mogłem przestać się śmiać.

— Miałeś przyjechać dopiero wieczorem — rzekł. Podrapałem go po głowie z czułością.

— Wujek mnie podrzucił, dlatego jestem wcześniej — odparłem. Jad zachichotał i spojrzał mi w oczy. Miałem wrażenie, że nigdy nie widziałem w nich większych iskier, jak w tym momencie. On chyba też tak uważał.

Wsparł się na mnie, podskoczył nieznacznie i oplótł moje ciało swoimi nogami. Przytrzymałem go z szybko bijącym sercem. Tuliliśmy się do siebie długo, wzajemnie wsłuchując w swoje oddechy i czekając na to, który zadecyduje o przejściu do kroku następnego.

Zasiedliśmy przy stole, pijąc mocną kawę i jedząc wspólnie śniadanie. Jad palił przy tym papierosa. Oparł się o blat, a robiąc to, jego kościsty kręgosłup stał się jeszcze bardziej widoczny. Taki sam los spotkał obojczyki kiedy ziewnął. Zauważył, że patrzyłem na niego, dlatego wykrzywił wargi w uśmiechu.

ZABÓJCZE ŁOWY 1 - 9Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz