Rozdział 3

41 6 0
                                    

          Jad w pierwszej chwili nie zareagował na nic, patrząc tylko na martwą twarz Wrighta. Poczerniało mi przed oczami, a rodzeństwo Hunterów zbladło z przerażeniem. Naveen stał w progu z wahaniem, jakby zastanawiał się, czy rzeczywiście powinien wejść do środka. Dźwięk głosu jego syna zbił go z tropu, dlatego chwila niepewności nadeszła tak niespodziewanie. My także nie wiedzieliśmy, co zrobić w tej niecodziennej sytuacji. Może dla mojego szczęścia, najmłodszy postanowił przejąć inicjatywę. Zagryzł wargi i wyprostował się. Naveen spojrzał na niego, aby uciec jak najszybciej wzrokiem. Jad także spojrzał w innym kierunku, po czym odchrząknął.

— Martens, masz może jeszcze jeden zestaw rękawiczek? — zapytał tak, jakby nic się nie stało. Patolog nie odpowiedział. Osłupiały spoglądał to na ojca, to na syna, prawdopodobnie oszołomiony ich podobieństwem.

— Martens, rękawiczki! — syknął Jad z irytacją.

— Tak, tak...— tamten otrząsnął się i odłożył aparat. Niezdarnie wyciągnął ze swojej torby rękawiczki jednorazowe, które podał Jadowi. Ten ubrał je na chude palce i pochylił się nad trupem.

Naveen nadal stał przy wejściu, gapiąc się nieustannie. Z jego oczu nie mogłem wyczytać za wiele - zdumienie przysłoniło inne uczucia, nie ważne, czy był to długo pielęgnowany gniew, czy radość na widok jedynego spłodzonego syna. Jad w tym czasie bardzo ostrożnie rozchylił wargi Wrighta i pochylił tak, aby powąchać zapach pochodzący stamtąd.

— Śmierdzi czymś kwaśnym.

— Czyli otrucie? — spytał Martens.

— Rzekłbym, że wyspecjalizowana i idealnie dobrana składnikowo śmiertelna substancja, która doprowadziła do wiecznego zamknięcia powiek tego człowieka. Stawiałbym na jad jakiegoś zwierzęcia, albo wywar z jakieś egzotycznej rośliny.

— Skąd wiesz? — zapytałem. Obecność Naveena i Jada w jednym pokoju paraliżowała wszystkich, jednak oprócz rodzinnych waśni, mieliśmy do czynienia jeszcze z zabójstwem. Postanowiłem, że pomimo wszystkiego, ustalenie tożsamości mordercy było najważniejsze.

Jad zadrżał na moje pytanie i uciekł spojrzeniem na ojca. Widząc, że tamten nie mógł oderwać od niego oczu, westchnął ciężko.

— Wiem to z reakcji organizmu na truciznę, Billy. Jest siny na twarzy, co musiało zostać spowodowane zwężeniem dróg oddechowych i zatrzymaniem dostarczenia tlenu do mózgu przez krew — odpowiedział.

— Dusił się, i spałby tak spokojnie? —  zauważył nagle Leonard. Trzeźwość wróciła także go jego umysłu. Wyczuwając podwaliny stabilnego gruntu, podsunął pewną myśl Jadowi.

— Masz rację — przyznał młodszy i zastanowił się przez moment. Potem rozejrzał się po gabinecie i obszedł kanapę. Przyglądał się uważnie posadzkę i wędrował spojrzeniem tak, aby dotrzeć do drzwi. Naveen oprzytomniał, szukając jakiegoś logicznego wyjaśnienia całej tej sytuacji.

— Billy — Jad nagle zwrócił się do mnie. — Czy możesz zapytać o to, aby przejście było puste? — zapytał. Zamrugałem powiekami ze zdumieniem.

— Co proszę?

— Cholera — Jad westchnął ciężko. — Czy możesz go poprosić, aby przesunął się na bok i zrobił mi miejsce? — powiedział dobitnie i zmarszczył czoło. Zdziwiony jego prośbą, spojrzałem na Naveena.

— Panie Hunter...

— Zrozumiałem i bez pańskiego wysiłku — odparł Naveen ze ściśniętym gardłem i udał się w kierunku Selmy. Jad ruszył wtedy do wyjścia, przeszedł obojętnie obok ojca i pozostał na korytarzu przez chwilę. Wrócił z zadowoloną miną, która obwieszczała znalezienie pewnego tropu.

ZABÓJCZE ŁOWY 1 - 9Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz