Więcej nie stchórzę

5.3K 608 463
                                    

Nadlatywały ze wszystkich stron. Wielkie, czarne ptaki. Im były bliżej, tym mocniej otwierały dzioby. Zamknąłem oczy jakby to miało sprawić, że nie poczuję bólu, kiedy spróbują mnie zadziobać. Zanim podniosłem powieki, mignęło mi gdzie pomarańczowe światło – jak łuna zachodzącego słońca.

Hinata napisał do mnie na dwie minuty przed budzikiem. Przerażające ptaki ze snu odeszły w niepamięć. Wyciągnąłem telefon spod łóżka żeby zobaczyć czego krasnal chce ode mnie tak wcześnie rano.

,,Zostawiłem pojemnik w twojej torbie, możesz mi go przynieść? A w ogóle, mama upiekła babeczki!"

Roześmiałem się, bo... czy to nie jestem jedna z tych dziwniejszych rzeczy, których dowiadujesz się po przebudzeniu? Kiedy myłem jego zapaćkany dżemem pojemnik na jedzenie, nie pamiętałem już o co chodziło w moim śnie. Na pewno było tam coś dużego i strasznego.

Zanim wyszedłem do szkoły, sprawdziłem stan konta bankowego. Ojciec nie wysyłał żadnych pieniędzy. Czy to już ten moment, kiedy powinienem zadzwoń i sprawdzić czy żyje? Nasze rozmowy zawsze są dziwne, bo nigdy nie wiem co mu powiedzieć. Dlatego odkładam to jak długo mogę.

Dzisiaj nie było ścigania się z larwą. Jego rower już stał przypięty przed szkołą. Najwyraźniej spóźniłem się. Byłem w pół kroku do drzwi wejściowych, ale...

Głosy – wyraźne w tej pustej przestrzeni – zatrzymały mnie w miejscu. Schowałem się odruchowo i przez moment było mi wstyd za to, ale zapomniałem o tym jak tylko dotarło do mnie CO słyszę. Wytknąłem głowę odrobinkę, ociupinkę. Żeby tylko zerknąć co się dzieje.

Dwóch ogolonych na łyso kolesi trzymało Hinatę. Larwa wierciła się i wyrywała tak, że tych dwóch to zdecydowanie za mało żeby go zatrzymać. Shiba stał dokładnie przed nim, wymachiwał tym śmiesznym, kolorowym szalikiem, który nosił Hinata.

- Więc to teraz taki nowy, pedalski krzyk mody, co? – powiedział Shiba a banda jego przydupasów zaśmiała się. – Nie nosisz torebki? Pewnie nawet geje się ciebie wstydzą.

Hinata tak się wyprężył, że tych dwóch puściło go. Pewnie zaryłby o ziemię, gdyby nie ten jego błyskawiczny refleks. Przekoziołkował i złapał za szmaty tego głąba.

- Czego ty właściwie chcesz, co?!

Shiba odepchnął go jakby Hinata go oparzył.

- Nie dotykaj mnie, pedale! – najbardziej wkurzało mnie to, że ten śmieć mówi to całkowicie poważnie. – Nie chcę cię na tym świecie a co dopiero w tej szkole. Wpierdalaj skądś przyszedł, bo...

- Bo co?! – Hinata wypiął swoją drobną pierś jakby to miało dodać mu rozmiaru. – Co ty mi możesz zrobić?!

Shiba zaśmiał się w tym najbardziej wkurzający sposób. Miałem ochotę wyjść z ukrycia i kopnąć go w ten świński ryj. Byłem tego bliski, kiedy zrobił krok w stronę Hinaty i na serio wystraszyłem się, że go zabije.

- Zacznę od utopienia cię w kiblu – warknął Shiba. – A potem... - wskazał na drzewo przy wejściu na teren szkoły. – Widzisz to drzewo? Będziesz wisiał na nim, obiecuję ci to. Nie będzie żadnych pierdolonych gejów w mojej szkole.

Rechocząca banda popychając i szturchając Hinatę, zostawiła go i poszła sobie. Chciałem wyjść, ale... Co ja bym mu powiedział? Że schowałem się jak tchórz? Że nie próbowałem mu pomóc. Było mi wstyd za samego siebie więc po prostu patrzyłem na tego poturbowanego dzieciaka ze zwieszoną głową.

Najbardziej przerażające było to, że usłyszałem jak pociąga nosem. Poklepał się po twarzy parę razy a kiedy podniósł głowę, znów się uśmiechał. To. Było. Straszne. Przysięgam, jeszcze przed chwilą zdawał się płakać a teraz ruszył raźno do szkoły.

Moje prywatne słońceWhere stories live. Discover now