Co ja u licha wyprawiam?

4.6K 547 215
                                    

Z dedykacją dla sister, która robi mi za przypominajkę (I bardzo dobrze, przynajmniej jestem jako tako systematyczna).

*

Hinata Shoyo boi się schowka. Wywnioskowałem to po prawie trzech tygodniach intensywnych obserwacji. Jeśli chodziło o sprzątanie sali i odnoszenie rzeczy na swoje miejsce, robił wszystko by nie wejść do środka. A ostateczne potwierdzenie nastąpiło po ostatnim treningu, kiedy to dosłownie stanął w progu i patrzył się w pustkę.

- Boisz się ciemności? – zapytałem go. – Włącznik jest przecież na wyciągnięcie ręki.

Kiedy włączyłem światło, drgnął, skrzywił się i wycofał się nawet z progu. Przeanalizowałem to w głowie.

- Masz klaustrofobię?

- Zamknij się, Kageyama. Nie chcę o tym gadać.

- Czyli masz klaustrofobię?

Zaraz jednak przypomniało mi się, że przecież, kiedy obywałem karę i sprzątałem w schowku chemicznym, Hinata siedział tam ze mną a tamten schowek jest dużo mniejszy. To nie jest klaustrofobia.

- Jest nazwa na strach przed schowkami sportowymi? – zastanowiłem się.

Usłyszał to Tanaka.

- Ej, Ennoshita! – zawołał. – Ty jesteś mądry. Jest nazwa na strach przed schowkami sportowymi?

- Po cholerę ci to wiedzieć? – zdziwił się tamten.

- Bo chyba Shoyo na to cierpi – wtrącił Noya.

Wszyscy spojrzeli na Hinatę a ten aż się zarumienił.

- Wcale nie! – powiedział. – Patrzcie! Wejdę tam!

Naprawdę tam wszedł, ale miał przy tym taką minę jakby ktoś kazał mu przechadzać się po linie nad przepaścią. Chociaż pewnie nie. Z jego pokręconą definicją odwagi, pewnie by to zrobił. Więc powiedzmy, że był tak przerażony jakby właśnie wkurzył kapitana. Reszta uznała to za ostateczny dowód. Rzuciłem larwie spojrzenie spod uniesionych brwi. Wbił wzrok w podłogę i uciekł do domu zanim chociaż powiedziałem mu ,,cześć". Zostawił na sali swój telefon.

- Weź go, Kageyama – polecił mi Suga. – Oddasz mu go jutro.

Miałem numer do mamy larwy więc zadzwoniłem do niej i poinformowałem ją co zrobił ten mały kretyn. Pewnie dostanie mu się, kiedy wreszcie dotrze do domu.

Co najdziwniejsze, kiedy wychodziłem z domu, Hinata siedział na krawężniku i jadł bułeczkę na ciepło. Pomachał mi.

- Co ty tu robisz? – zapytałem go.

- Mama dała mi zapas jedzenia dla ciebie na cały tydzień – wskazał na koszyk przy swoim rowerze. – Więc przywiozłem co go od razu do domu.

- Poczekaj na mnie – wziąłem koszyk. – Tylko to zaniosę.

W kuchni ojciec pił kawę i czytał gazetę. Miał tutaj być jeszcze dwa dni. Wiedziałem, że zapyta o ten koszyk.

- Co to jest? – zapytał zaniepokojony.

- Mama mojego kolegi z drużyny martwi się, że nie mam domowych obiadków – powiedziałem. – Więc daje mi czasem trochę rzeczy.

Ojciec zajrzał do środka. Kilka bułek na ciepło, zupa w garnku, dwa rodzaje ciasta... Ojciec uniósł brwi tak wysoko, że prawie złączyły się w zakolami.

- To musi być dobra kobieta – przyznał i wyciągnął portfel. Wręczył mi kilka banknotów. – Kup jej ode mnie kwiaty i coś ładnego.

Oddałem speszonej larwie telefon. Spacer do szkoły zajmował mi góra pięć minut. Z Hinatą dłużej, bo najwyraźniej wolał trochę więcej pogadać. Starałem się go słuchać, ale mój mózg robił swoje. Rozpamiętywał rozmowę z ojcem.

Moje prywatne słońceWhere stories live. Discover now