Rozdział Trzeci

508 47 4
                                    

Oczami Marco 


- Jak się czujesz? - Pyta Auba układając dłoń na moim ramieniu. Kręcę głową na boki i patrzę w jego oczy. 

- Tęsknie za nim. - Szepczę spokojnym głosem przewracając w dłoniach rękawice Romana, których używałem na treningu. Cóż, zabawa w bramkarza wcale nie okazała się być taka zła. Choć chyba jednak wolałem grę na swojej pozycji.

- Powiem ci coś bardzo ważnego przyjacielu. Posłuchaj mnie uważnie. - Aubameyang cały czas głaszcze moje ramię co trochę mnie uspakajało. Przymykam powieki i opieram tył głowy o chłodną szafkę w której trzymaliśmy wszystkie swoje rzeczy. - On nie był ciebie wart. Musisz o nim zapomnieć. Wiem, zdaje sobie sprawę z tego jak trudne to może być, ale jesteś Reus. Ty się nigdy nie poddajesz, pamiętasz? 

Wiem, że ma racje. Wiem, ale nie umiem tego przyznać sam przed sobą. Kiwam jedynie głową i otwieram powieki patrząc w jego ciemne, brązowe tęczówki. Auba uśmiecha się do mnie przyjacielsko i wzdycha ze zrezygnowaniem. 

- Kocham go.... Chyba nie dam rady tak szybko przestać. Przepraszam. - Wzruszam delikatnie ramionami i wstaję przerzucając przez ramię ręcznik udając się pod prysznic. 

Chłodne krople spływają po moim rozgrzanym ciele sprawiając mi ulgę i ukojenie. To naprawdę przyjemne uczucie, jednak nawet nie wiem kiedy po moich policzkach zaczęły spływać duże krople łez, które łączyły się z wodą. Kręcę głową sam do siebie i pociągam cicho nosem. Spłukuje szampon ze swoich przydługich już włosów i wychodzę owijając biodra ręcznikiem. Podchodzę do zaparowanego lustra i przecieram miejsce na nim. Obok w kabinie ktoś bierze prysznic. Jest to zapewne Roman Burki, którego czerwona koszulka wisi na wieszaku. Wzdycham pod nosem i patrzę na swoją czerwoną twarz. 

- Idiota.. - Szepczę do siebie i zabieram swoje rzeczy wracając do szatni. Wrzucam kosmetyki do torby i ubieram się szybko. Auba siedzi przy swojej szafce i ogląda coś w telefonie. Zapewne przegląda Instagram. Widziałem, że chłopaki podczas dzisiejszego dnia dużo nagrywali, ale ja nawet nie miałem ochoty tego oglądać. 

- Do zobaczenia jutro. - Rzucam niepewnie i unoszę dłoń lekko nią machając. 

- Powodzenia, przyjacielu. Głowa do góry. - Słyszę jeszcze słowa Aubameyanga i wychodzę na długi korytarz. Zerkam jak zwykle na zdjęcia, ale tym razem nie zatrzymuje się. Wychodzę do podziemnego parkingu i wsiadam do samochodu jadąc prosto do mieszkania. 



I nastał ten długo wyczekiwany przeze mnie dzień. Dzień w którym Borussia Dortmund miała zagrać przeciwko Bayernowi Monachium. Czy mogło być coś gorszego? Czuję jak z minuty na minute moje serce zaczyna bić szybciej a dłonie robią się zimne, jak z lodu. Biorę głęboki wdech, aby choć na chwilę się uspokoić, ale to nie pomaga. Wydaje mi się, że jest wręcz gorzej. 

- Chłopcy, posłuchajcie mnie na chwilę. - Marcel Schmelzer stanął na środku szatni poprawiając swoje blond włosy. Był kapitanem, więc czekała nas krótka przemowa. Lubiłem Marcela, był naprawdę w porządku.  - Przed nami bardzo ważny mecz. Wszyscy wiemy jak wyglądają nasze relacje z Bayernem, ale proszę, zachowajmy klasę. Bądźcie spokojni i uważajcie. Nie dajcie się. Na pewno będą się na ciebie czaić, Marco. Ousmane, ty również na siebie uważaj. Przede wszystkim uważajcie na swoje kostki. Ribery zazwyczaj kopie po kostkach, niby to specjalnie, ale wszyscy wiemy jaka jest prawda. I pamiętajcie.. jeśli nie wygramy - trudno. Podnosimy głowę i idziemy dalej. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Jesteśmy rodziną, pamiętacie? 

Wszyscy po jego słowach skinęliśmy głowami i wstaliśmy szykując się do wyjścia. Marcel trochę podniósł mnie na duchu. Stanąłem tuż za Aubą, jakbym chciał uchronić się przed tym co zaraz będzie. Przymykam oczy i słyszę tuż obok siebie ciche westchnienia. Biorę się na odwagę i patrzę w bok, jednak ku zdziwieniu widzę przed sobą Matsa Hummelsa z którym szybko wymieniam przyjazny uścisk.

- Powodzenia, Marco. Uważaj na siebie. - Mats lekko przeczesuje palcami moje włosy i podchodzi do reszty chłopców. Z nim przecież też grałem przez długi, długi czas. I stało się. Niedaleko mnie staje wysoki szatyn o pięknych oczach, w które mogłem wpatrywać się godzinami. Patrzę na niego ze smutnym spojrzeniem. Chce przestać, ale nie potrafię. Chce wykrzyczeć mu wszystko. Jak bardzo mnie zranił, jak bardzo złamał moje serce. Zaciskam mocno zęby, aby pohamować łzy, ale na marne. Wiem, że Robert patrzy na mnie. Widzę, że chce otworzyć usta, ale w tym momencie wołają nas na boisko. I wychodzimy. Bez słowa. Teraz zacznie się prawdziwa gra. Ja przeciwko Robertowi. Robertowi, którego kochałem nad życie. Nadal go kocham. 


I koniec. Zabrzmiał ostatni gwizdek tego spotkania. 2-1 dla nas. Byłem w szoku. Podziękowałem grzecznie za grę innym zawodnikom i odwróciłem się w stronę szatni w calu udania się do niej, jednak silna ręka umożliwiła mi to. Uniosłem brwi do góry i ujrzałem przed sobą Roberta. Miał potargane włosy i lekko sine ze zmęczenia usta. 

- Gratuluję wygranej. Piękny gol. - Chłopak chciał mnie przytulić jednak momentalnie odskoczyłem na bok umożliwiając mu to. Robert zaskoczony podrapał się po policzku i pokręcił głową na boki. - Chciałem.. zresztą, nieważne. Udawaj, że mnie nie znasz. Tak jak do tej pory. - Mruczy pod nosem i patrzy jeszcze przez moment na moją twarz licząc na jakąkolwiek odpowiedź i daje mu ją. 

- Tak będzie lepiej. Zapomnij o mnie. Tak jak to było przez te kilka tygodni.. Nie sądziłem, że można tak szybko przestać kogoś kochać, ale jednak się myliłem. Bo zjawiłeś się ty, Lewandowski. Przyszła gwiazda Monachium. - Mówię to z odrazą i ze smutkiem w głosie. Nie wiem co mam zrobić. Najlepiej to rozpłakałbym się na środku boiska. Jak małe dziecko. Jednak zamiast tego wymijam towarzysza i schodzę do szatni, gdzie reszta drużyny świętowała zwycięstwo. 

Ja jednak nie mam na to ochoty. Siadam na ławce i sięgam po swój bidon upijając z niego duży łyk chłodnej wody. Nikt nie zwraca na mnie uwagi. Ale to dobrze, chce być teraz sam. Ze swoimi myślami. 

Kto by pomyślał, że taki ktoś jak Robert pojawi się w moim życiu wywracając je o 180 stopni? 


_______________

Witam, witam, witam! 

Po mega długiej przerwie przychodzę do was z trzecim rozdziałem i myślę, że w końcu wezmę się również i za tego bloga.

Piszcie co sądzicie, proszę! 

Następny rozdział - sobota/niedziela 

Traitor | Robert Lewandowski x Marco ReusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz