Rozdział Piąty

496 44 8
                                    

Oczami Roberta

Marco patrzy na mnie przez dłuższy moment i tylko słyszę jego głośny, przyspieszony oddech. A ja mam ochotę się rozpłakać, jak małe dziecko. Jego łzy sprawiały, że moje serce rozlatywało się na milion malutkich kawałeczków. Wszyscy mieli rację mówiąc mi, że poczuję to wszystko jak stracę. A ja kochałem Marco. Całym sobą, choć wiem ile tak naprawdę krzywdy mu urządziłem. 

- Słucham? - Spytał w końcu niepewnie i odszedł krok do tyłu zaciskając swoje dłonie w pięści. Robił tak, gdy się denerwował. Tak bardzo chce go teraz przytulić i przeprosić za wszystko, ale wiem, że nie mogę. Wiem, że od razu by mnie odepchnął. 

- Kocham cię, Marco. To się nigdy nie zmieniło. Chciałbym, abyś mi uwierzył, choć wiem, że to już raczej niemożliwe.. Nie było dnia, abym o tobie nie myślał. Co wieczór zastanawiałem się czy wszystko u ciebie w porządku, czy jesteś zdrowy, czy nie masz żadnej kontuzji, czy nic ci się nie stało.. Wiem, odszedłem. Wiem, zrobiłem ci najgorsze świństwo jakie mogłem, ale nigdy nie przestałem cie kochać. Moje serce nadal jest tylko dla ciebie.. I nikt.. nikt inni mi ciebie nie zastąpi. Przepraszam Marco.. Za wszystko. - Dodaję szeptem i po prostu wręczam mu niewielkie pudełeczko zapakowane w niebieski papier i wstążkę po czym bez słowa odchodzę. Czuję na sobie jego wzrok, ale nie reaguje. W głębi duszy mam przez cały czas nadzieję, że jednak mnie zatrzyma, ale nie robi tego. 

Idę chodnikiem tuż obok ruchliwej ulicy w stronę hotelu, w którym wynajmowałem pokój. Okazało się, że mój przyjazd tutaj i tak niczego nie zmienił. Spieprzyłem urodziny Marco. Wiem, że teraz pewnie nie będzie się dobrze bawił. Mogłem nie słuchać Auby i zostać w Monachium. Przynajmniej miałbym pewność, że będzie mu tak lepiej. 

Wchodzę do pokoju i zamykam drzwi na klucz. Siadam na łóżku i zakrywam twarz dłońmi. Czuję, że zaraz nie wytrzymam. Jest mi przykro, tak cholernie przykro. I wiem, że nie będzie chciał mojego prezentu. Może nawet wyrzuci go do śmieci. Chciałem, aby miał jakąś pamiątkę..Wydrukowałem więc nasze wspólne zdjęcie na specjalnym papierze i oprawiłem w ramkę. Do tego dodałem małą kartkę z datą i krótką wiadomością, że zawsze będę dla niego. Nieważne co się stanie. Po chwili kładę się tak jak przyszedłem. W spodniach i białej koszuli. Nie mam nawet siły, aby się rozebrać. Tak jest dobrze. Wyciągam rękę i naciągam na siebie kołdrę cicho pociągając nosem jakby to miało powstrzymać moje łzy.

Zawsze wydawało mi się, że jestem silny. W końcu nie tak łatwo było mnie złamać, ale przychodzą pewne sytuacje kiedy inaczej zareagować się nie da. I tak właśnie było tym razem. Oddałbym wszystko, aby cofnąć czas. Mógłbym teraz świętować razem z Marco, a potem spędzilibyśmy wspólną noc. Mógłbym znowu poczuć się bezpieczny w jego ramionach. Czuć jego delikatne, ale pewne usta na swoich, jego gładką dłoń na swoim policzku i czułe słówka, które często sobie szeptaliśmy. 

Ja chyba po prostu na to wszystko nie zasługiwałem. 


Rano obudził mnie dzwonek mojego telefonu. Unoszę się leniwie na łokciu i sięgam po komórkę. Bez patrzenia na ekran odbieram i wzdycham cicho.

- Proszę..? 

- Lewandowski? Mam nadzieję, że jeszcze nie wyjechałeś. Chłopaki chcą się z tobą spotkać. Może wpadniesz dzisiaj na nasz trening? - Po drugiej stronie słyszę Aube. Prędzej spodziewałbym się opierdzielu niż zaproszenie na spotkanie z resztą Borusii. Zdziwiony unoszę brwi do góry i zastanawiam się chwilę. 

- Chłopcy chcą się ze mną spotkać? Skąd wiedzą, że jestem?

- Marco wczoraj mówił, że przyszedłeś. Poza tym... myślałem, że to trochę inaczej będzie wyglądało. No ale... wpadniesz czy nie? Zaczynamy za dwie godziny.

- W sumie, dlaczego nie? Ogarnę się, zjem coś i przyjdę. - Mówię niepewnie i rozłączam się wstając z łóżka. Patrzę w lustro i widząc w jakim jestem stanie kręcę głową na boki. Od razu wyjmuje świeże ubrania z torby i udaje się pod prysznic. Po wszystkim zabieram portfel oraz telefon i wychodzę. 

W drodze na Signal Iduna Park kupuje dwa jabłka i małą, słodką bułkę po czym udaje się na stadion. Tuż przy wejściu spotykam Nuriego Sahina, który z uśmiechem wprowadza mnie do środka. Pyta z zaciekawieniem o tym jak jest w Bayrnie, jak mi się żyje w Monachium i czy za nimi tęsknie. Oh Nuri, gdybyś tylko wiedział jak bardzo. 

Wchodzę razem z chłopakiem do szatni i witam się z resztą. Widzę też nowe, młodsze ode mnie osoby. Ale z nimi również się witam. Siadam na swoim dawnym miejscu i wbijam wzrok w widzącą koszulkę Reusa w której niejednokrotnie miałem okazję spać. Od razu robię się spięty na samą myśl o przeszłości i widzę jego postać w wejściu. Patrzy na mnie przez moment i uśmiecha się słabo do reszty podchodząc do swojej szafki. Ukradkiem patrzę na niego, chce choć przez chwilę obejrzeć jego osobę, jego ciało. Czy coś od mojego odejścia się zmieniło. Ściąga koszulkę a następnie zakłada wcześniej przeze mnie wspomnianą. Boli podwójnie. Zaciskam usta w wąską linię i kiedy wszyscy oznajmili, że są gotowi wyszedłem razem z nimi na boisko. Kiedy chłopcy trenowali ja porozmawiałem chwilę z trenerem i zjadłem w końcu jabłko, bo z chwili na chwilę robiłem się coraz bardziej głodny. 

Po skończonym treningu pokopałem chwilę piłkę z Aubą i pozwoliłem, aby poszedł się ogarnąć. Tęskniłem za tym miejscem, za tą murawą, za tym stadionem. Kibice BVB byli naprawdę szczególni. Wskoczyliby za swoją drużyną w ogień. Każdy zawodnik był przez nich wyjątkowo szanowany. Oprócz zdrajców. Takich jak ja. Na ostatnim meczu słyszałem sporo gwizdów i obelg lecących w moją stronę, ale co miałem zrobić? Było już za późno na jakiekolwiek wycofywanie się. 

Wzdycham pod nosem i wracam do reszty. Chłopcy są jak zwykle w świetnych humorach. Sprawiają, że nawet ja się śmieje. Marc Bartra nagrywa różne filmiki, Auba lata w ręczniku po szatni a Marco siedzi na ławce pijąc napój z bidonu. Typowe. 

Po wszystkim udaję się do wyjścia jednak czyjaś silna dłoń chwyta moje ramie i ciągnie mnie z powrotem do środka. Przyciska mnie do ściany i wpija się swoimi wargami w moje. Tak, te usta mógłbym poznać wszędzie. Jestem w takim szoku, że nie potrafię się ruszyć. Jego dłonie ułożone są na moich biodrach a ciałem przylega do mojego. Robi mi się gorąco. Przenoszę dłoń na kark Marco i w końcu odwzajemniam pocałunek nie chcąc, aby go przerywał. 

- Chyba musimy porozmawiać, Robert... 


_____________

Jak obiecałam, tak jest! Rozdział troszeczkę dłuższy od pozostałego i będę starała się, aby były właśnie takie.

Bardzo się cieszę, że czyta moją książkę coraz więcej osób. Komentujcie, dajcie znać co sądzicie. 

Następny rozdział - wkrótce! 

Traitor | Robert Lewandowski x Marco ReusWhere stories live. Discover now