11. Co Ty Tu Robisz?!

2.2K 237 59
                                    

Wyszedłem z domu ubrany w czarne dżinsy i tego samego koloru tank top. Szedłem do domu Marka, by wyciągnąć go na ciasto, albo cokolwiek będzie chciał.
Byłem szczęśliwy, że go zobaczę. Stęskniłem się za widokiem jego idealnej twarzy. Ciemnych, tajemniczych oczu, pełnych, pociągających ust.

Miałem wielką nadzieję, że da się wyciągnąć. Nie miał innego wyjścia, inaczej nie zamierzałem odejść od jego drzwi. Musiał wyjść chcąc się mnie chociażby pozbyć. Może i trochę bolało mnie to, że on aż tak bardzo mnie odrzucał. Mimo wszystko jestem człowiekiem.

Po kilkunastu minutach spaceru stałem pod domem tego małego mola książkowego. Nie powiem, że byłem nieco zdenerwowany. Miałem nadzieję, że jego rodziców nie będzie w domu.

Furtka była otwarta na oścież, więc po prostu wszedłem. Czułem się naprawdę dziwnie!
Wdrapałem się po schodkach i zapukałem do drzwi. Po kilku sekundach powłoka ustąpiła, a za nią stała niska brunetka. Aish w mordę, pewnie jego mama... A jak to jego dziewczyna!? Nie, niemożliwe, przecież on nie lubi ludzi.

-Dzień dobry, jestem Jackson. Przyszedłem po Marka- skłoniłem się z miłym uśmiechem.

-Przykro mi, Mark musi się uczyć- odparła zimno, przez co przeszły mnie ciarki. Poczułem się jakby ktoś wzucił mi kilka kostek lodu za bokserki.

-Uhm dobrze, przepraszam, że zająłem pani czas. Dowidzenia- pożegnałem się tym razem ze sztucznym uśmiechem i odszedłem.

Może Mark jest taki przez swoją mamę? Nie wydaje się być najmilsza. Jest raczej negatywnie nastawiona do.. do wszystkiego, a raczej do mnie w sumie. Chociaż byłem pewien, że jest tak nastawiona do wszystkich i wszystkiego. 

Miałem zobaczyć Marka! Chciałem opowiedzieć mu o tej książce. Specjalnie na to spotkanie ją skończyłem!

A gdyby tak... Jeszcze dzisiaj go odwiedzę. To postanowione!

Zadowolony ze swojego nowego, genialnego planu, ruszyłem do domu. Miałem jeszcze pół dnia do spotkania które sam zainicjuję.
Po drodze wskoczyłem do sklepu po lody. Musiałem mieć coś na wieczór, prawda?

Z zakupem wróciłem do domu. Schowałem słodycz do zamrażalnika i poszedłem na górę.

***

W końcu przyszedł wieczór. Było coś koło dwudziestej pierwszej kiedy wymknąłem się z domu. Założyłem kaptur na głowę i podążałem w wyznaczonym przez siebie kierunku. Było już ciemno, a ulice oświetlały żółte światła lamp. Co jakiś czas przejeżdżał samochód czy przechodził jakiś człowiek. Było więc stosunkowo cicho.

Szedłem ciągłym tempem i po kilkunastu minutach byłem u celu. Furtka była tym razem zamknięta, wiec musiałem przeskoczyć na szczęście niski plotek.

Dalej było już nieco trudniej. Nie wiedziałem gdzie znajduje się pokój Marka. Obszedłem wokół cały dom. Światło paliło się w dwóch miejscach. Ryzykowałem  pożarciem przez mamę chłopaka, ale dla niego było warto.
Jako cel obrałem sobie pokój z balkonem. Łatwiej się tam dostać.

Niezdarnie, z plecakiem na plecach wdrapałem się na parapet. Łapałem równowagę by nie spaść, kiedy szyba o którą się opierałem ustąpiła. Poczułem uścisk na moim ramieniu kiedy ktoś wciągał mnie do wnętrza domu.

-Co ty tu robisz?! - usłyszałem syknięcie kiedy siadałem prosto na łóżku na które zostałem siłą można powiedzieć że wrzucony.

-Mark? Szedłem do ciebie- powiedziałem z uśmiechem-  wcześniej już po ciebie byłem, ale twoja mama powiedziała, że musisz się uczyć. - powiedziałem nadąsany.

-Idź do domu Jackson- chłopak ścisnął palcami nasadę swojego nosa i westchnął.

-Oj więź Mark, przeczytałem tą książkę. I kupiłem lody- poklepałem plecak z zachęcającą miną.- w dodatku specjalnie dla ciebie wymknąłem się z domu.

-No dobra- westchnął. Dopiero wtedy zauważyłem jak wygląda.

Zawsze ułożone włosy, teraz mokre. Był w samych bokserkach, na ramiona narzucił ręcznik, a po jego szyi i klatce piersiowej spływały pojedyncze kropelki wody. Przełknąłem patrząc na delikatny zarys mięśni brzucha jaki posiadał. Chłopak wyglądał w świetle latarnii przebijającym zza okna niesamowicie.

-Poczekaj tutaj, pójdę się ubrać- wymamrotał i skierował się do wyjścia.

-Weź dwie łyżeczki- przypomniałem jeszcze zanim opuścił pokój i mimo wszelkich starań mój wzrok spoczął na jego zgrabnym tyłku. Jestem facetem, tak? To nie moja wina, nie kontroluje tego. Poza tym taka okazja mogła się już nie powtórzyć.

Siedziałem na łóżku i rozglądałem się po pokoju. Panował w nim straszny porządek, nic nie walało się po podłodze, na półkach była masa książek. Podszedłem do sporego regału i zacząłem czytać tytuły. Od Shakespeare'a do Stephanie Meyer. Czyli lubił tę autorkę. A jeśli się nie mylę, to właśnie jej książkę czytałem.

-Ekhem- odwróciłem się słysząc odgłos wydany przez Marka stojącego w wejściu ubranego w dresy i luźną koszulkę. W jednej dłoni trzymał talerzyki a w drugiej łyżeczki. - mam nadzieję, że ich nie poprzestawiałeś - mruknął zamykając drzwi na klucz. Podszedł do łóżka i usiadł na nim kładąc wszystko na materacu.
Sam przyszedłem do niego i wyjąłem z plecaka pudełko lodów czekoladowych. Usiadłem obok i oparłem się o ścianę by mieć stały widok na jego osobę. Podałem chłopakowi łyżeczkę i po chwili wziąłem talerzyki by odłożyć je na parapet. Tylko niepotrzebnie by hałasowały. Otworzyłem pudełko i postawiłem między nami. Podałem mu łyżeczkę i ignorując jego dziwne spojrzenie zatopiłem ja w lodach po mojej stronie pudła.

-A talerze?

-Po co? Po pierwsze robią hałas, a po drugie po co budzić naczynia. - wzruszyłem ramionami - jedz.

                               *

-Serio? Trochę szkoda, że nie opanowali całego świata- mruknął chłopak.

-Co ty Mark! - krzyknąłem szeptem- przecież to dobrze! Teraz ci ostatni ludzie i dobre dusze uratują świat! Szkoda ze nie ma drugiej części- dodałem.

-Serio się wciągnąłeś- zachichotał leżąc na plecach obok mnie. Ten dźwięk pieścił mój słuch.

-Bo to fajna książka. Wiesz, że jest film? Chciałbym go obejrzeć- dodałem naprawdę o tym myśląc.

-Filmy zazwyczaj nie oddają wszystkiego co jest w książce. Ale dlaczego by nie zobaczyć jak jest z tym - wzruszył ramionami.- może przyjdziesz do mnie też jutro? To go obejrzymy- zaproponował, a ja myślałem że wybuchnę.

Jackson zachowuj się normalnie, spokój. Bo jeszcze się rozmyśli czy coś, a tego nie chcemy.

-Jasne. O tej samej co dzisiaj? - byłem naprawdę szczęśliwy i ani myślałem zasnąć po powrocie do domu.

-Mhhm- przytaknął rozciągając się.

-Dobra to widzimy się jutro, bo pewnie jesteś zmęczony- powiedziałem gdy chłopak ziewnął.

-Jasne. To do jutra- mruknął.

Podniosłem się, otworzyłem okno i wstawiłem juz jedna nogę.

-Śpij dobrze Mark- wyszeptałem.

-Ty też, Jackson.

Po jego słowach wyszedłem przez okno z uśmiechem błąkającym się po mojej twarzy.
Opuściłem posesję państwa Tuan i ruszyłem do domu, myśląc o kolejnym nocnym spotkaniu.

                                 *

Jest i najdłuższy rozdział w historii tego opowiadania
Yeeey

Mam nadzieje ze rozdział się spodobał ^^

Do następnego! ♡

✔️My Shy Boy/Markson  <poprawiane>Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt