§ 1

3.4K 139 8
                                    

"Wiem, że jak każda ko­bieta, mam więcej siły niż na to wygląda."

Eva Perón (Evita)


Wchodząc po raz pierwszy do pokoju szpitalnego w Springfield, Cordelia czuła się przytłoczona. Nigdy nie przepadała za tymi miejscami, a już zwłaszcza od czasu... Nie. Dziś, stanowczo nie będę o tym myślała – upomniała się, nim kolejny już raz wkroczyła do windy, by pojechać na trzecie piętro, gdzie leżał jej ojciec. Podłączony do licznej aparatury, wciąż z trudem unoszący się na łóżku, nadal potrafił wydawać polecenia na prawo i lewo. Tego człowieka nikt zapewne nie powstrzyma od pracy, nawet coś tak trywialnego jak zawał.

Dilly uśmiechnęła się pod nosem, gdy przypomniała sobie jego krzyki, kiedy któregoś dnia wyżywał się na biednych, młodych dziennikarzach. Oni zaś, miotali się niczym we mgle i nie wiedzieli do końca od którego „rozkazu" rozpocząć działania. Od kilku dni przyglądała się temu wszystkiemu, zastanawiając się wciąż, skąd ojciec przez cały ten czas czerpie energię?

Było późne popołudnie, wyjątkowo parne tego dnia, kiedy przechodziła przez szpitalny hol. Idąc korytarzem usłyszała dźwięk swojego telefonu, dobywający się z wnętrza torebki. Przystanęła i z ciężkim westchnieniem sięgnęła w głąb swojej podręcznej otchłani. Cóż, może była bardziej zorganizowana niż Tamara, ale nieporządek w torebkach miały taki sam. Po dłuższej chwili, udało jej się odnaleźć wciąż dzwoniący przedmiot. Spojrzała na ekran.

— Czy coś się stało, że postanowiłaś zadzwonić? – zapytała z rozbawieniem przechodząc do niewielkiej poczekalni. Podeszłam do okna i wyjrzałam na zewnątrz. Zapatrzyłam się na drzewa licznie posadzone w niewielkim parku.

— Chciałam się tylko upewnić, czy nie zdążyłaś już narobić jakiś głupot – odparła przekornie Tamara.

— Właściwie, to jestem wyjątkowo grzeczna – odparła ze zmęczeniem Cordelia, opierając czoło o szybę. Czuła się przytłoczona wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich tygodni. Włamanie do kancelarii, aresztowanie Matthew i skrywane przez niego tajemnice – to wszystko przypominało szalony sen, z którego usiłowała się wybudzić.

— Cieszę się... – urwała na chwilę, jakby nie wiedziała, co ma powiedzieć. – Słuchaj, tylko się nie wściekaj, ok?

— Gdy w ten sposób zaczynasz, to właśnie wszystko mi mówi, że powinnam się bardzo wściekać – stwierdziła z sarkazmem Cordelia, czując narastające zdenerwowanie. Tamara bardzo rzadko w ten sposób rozpoczynała rozmowę, a to znaczyło, że ma do przekazania bardzo nieprzyjemne wieści.

— Matt jedzie do Springfield.

Dilly wciągnęła głęboko, z sykiem powietrze i przymknąwszy oczy pomyślała, że mimo wszystko, nie jest jeszcze gotowa na to spotkanie. Nie miała jednak złudzeń, że jest w stanie powstrzymać tego mężczyznę, gdy ten sobie coś postanowi. Jak na przykład przyjazd tu, do miejsca z którego wiele lat temu uciekła, teraz zaś zmuszona okolicznościami, zmuszona była do walki z napływającymi uparcie wspomnieniami.

— Dilly? Z nim nie jest najlepiej.

Gdy dotarły do niej słowa przyjaciółki, gwałtownie otworzyła oczy i skupiła się ponownie na rozmowie. Mimo iż nie znała Matthew zbyt długo, a ich burzliwa relacja mogła z dużym prawdopodobieństwem zakończyć się prędzej, niż później, poczuła ukłucie w piersi na myśl, że może coś mu dolegać. To był pierwszy mężczyzna, o którym myślała poważnie od rozstania z Marcusem. Jeśli istniał choć cień szansy na zmianę, Cordelia zamierzała z tego skorzystać.

Na granicy prawa - Prawnicy § 2  [Przygotowywane do wydania ;) ]Where stories live. Discover now