§ 3 (cz.2)

1.9K 118 28
                                    


***

Po wyjściu z tego przeklętego gabinetu lekarskiego i po przebyciu badania, ostatnim czego mógłby spodziewać się zobaczyć w poczekalni, to Cordelia swobodnie rozmawiająca z byłym narzeczonym. Miał ochotę przefasonować temu wymuskanemu chłoptasiowi twarz. Fakt, że był mu wdzięczny za pomoc udzieloną jego kobiecie, nie oznaczał, że mógł bezkarnie ją podrywać. Widział wyraźnie, do czego zmierzał facet w kitlu i nie miał zamiaru pozwolić lekarzynie na cokolwiek więcej, niż ta i tak za długa rozmowa. Cordelia, co prawda, wyraźnie trzymała go na dystans, jednak coś w jej spojrzeniu sprawiło, że musiał ją stamtąd wyprowadzić. Nie zdobył się nawet na kurtuazyjne pożegnanie. Pociągnął lekko dziewczynę, która bez protestu poszła za nim. Skierował się w kierunku windy. Kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi, nie wiedział co dokładnie go podkusiło w tamtym momencie, ale odwrócił się do niej, chwyciwszy ją w pasie ręką przyciągnął bliżej i wpił się w jej usta. Pocałunek był przepełniony pragnieniem i gniewem. Zaborczo pochłaniał każdy jej oddech, każdy jęk. Kiedy oparł ją o ścianę kabiny, Cordelia chwyciła się jego ramion jakby chciała być jeszcze bliżej. Ich ciała ocierały się o siebie szukając spełnienia.

Kiedy odsunęła się od niego, biorąc krótkie, urywane oddechy, Matt przeniósł usta na jej delikatną skórę szyi. Cordelia odchyliła głowę wydając z siebie ciche westchnienie. Uwielbiał te dźwięki. Czuł jak przyśpieszyło jej tętno. Wplotła palce w jego ciemne włosy, ciągnąc lekko. Nagle usłyszeli oboje dźwięk sygnalizujący dotarcie na piętro, a po kilku sekundach drzwi windy rozsunęły się. Matthew wyprostował się i dotknął zarumienionego z podniecenia policzka kobiety. Kątem oka zerknął na widoczny teraz korytarz. Na szczęście, nikogo nie było w zasięgu wzroku. Zrobił krok do tyłu, przesunął palcami po jej ręce, aż splótł ich palce.

Cordelia, nieco oszołomiona pocałunkiem, drugą dłonią poprawiła kremową bluzkę oraz kosmyki włosów, aktualnie pozostające w lekkim nieładzie. Po chwili wyglądała tak, jakby przed momentem nie chciała zedrzeć z nich ubrania i kochać się przy ścianie w niewielkiej windzie.

Po chwili uniosła lekko podbródek. Na ten widok miał ochotę roześmiać się z radością. Była niesamowita i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że idealnie do niego pasowała. Jej temperament i duma nieodmiennie powodowała, że nie potrafił odwrócić od niej wzroku. Przyciągała go niczym syrena marynarzy, coraz bardziej wciągając go pod wodę. Z tym że on, nie miał zamiaru ponownie wypłynąć na powierzchnię, lecz całkowicie dać się jej pochłonąć. W życiu nie pomyślałby, że spotka go coś podobnego.

Idąc długim korytarzem, w końcu dotarli do pokoju, w którym miał leżeć ojciec Cordelii. Nie zastali go jednak w środku. Matthew rozejrzał się wokół, usiłując wypatrzeć jakąś pielęgniarkę, bądź lekarza. Jak na złość, nikogo nie było w zasięgu wzroku.

– Matt, tutaj! – zawołała dziewczyna, stojąc przed przeszkloną ścianą pokrytą folią uniemożliwiającą zajrzenie do środka. Na rozsuwanych drzwiach widniał napis „Poczekalnia". Tylko one były przezroczyste.

Podążył za nią, choć sama zdążyła już wejść do środka. Niewielkiego wzrostu kobieta w objęciach Cordelii zupełnie nie przypominała jej matki, którą miał okazję poznać na pamiętnym przyjęciu, kiedy nieomal nie zginęli. Była wyraźnie wychudzona, a jej twarz poszarzała. Wyglądała tak, jakby miała za chwilę zniknąć. Gdy odsunęła się od córki, jej zmęczone oczy spojrzały na niego. Przez chwilę marszczyła czoło, jakby usiłowała sobie jego przypomnieć. W końcu, uśmiechnęła się przyjaźnie wyciągając ku niemu trzęsące się ręce. Uchwycił je i ucałował jej chłodny policzek.

– Tak się cieszę, że znów pana widzę, Matthew.

– Ja również. I proszę, bez pana. – Mrugnął do niej zawadiacko, nim się odsunął. Kątem oka dostrzegł, jak Cordelia przewraca oczami, zakładając ręce na piersi, przez uniosły się ku niemu. Mimowolnie zapatrzył się na te urocze półkule opięte tą zwiewną bluzeczką. Z przyjemnością ponownie wróciłby do windy i dokończył to, co zaczęli. Zdjąłby tę dopasowaną spódnicę, która doprowadzała go do szaleństwa, odkąd tylko Cordelia mu się w niej pokazała, nim wyszli z hotelu. Dopiero chrząknięcie spowodowało, że oderwał wzrok od kuszących krągłości dziewczyny. Kiedy przeniósł spojrzenie na jej śliczne oczy, okazało się, że unosi lekko brew, zerkając na niego znacząco.

– Ojciec przechodził ostatnio trudne chwile. Kolejne zbuntowane dziecko. Boże, jak to zatrzęsło naszym światem. Tylko z ciebie obecnie może być dumny – zwróciła się do Cordelii, która zesztywniała, odsunęła się od matki. – Sama wiesz, jak uparty potrafi być.

Dilly roześmiała się głośno, choć nie było w tym śmiechu ani krzty wesołości. Odwróciła się od matki i podeszła do okna. Cały czas zastanawiał się, jak ludzie pokroju Judith i Pitera Weston mogli mieć tak udane dzieci? Kiedy spotkał ich po raz pierwszy, od razu zabrał się za sprawdzenie czeluści internetu w poszukiwaniu informacji na temat tej rodziny. Do tamtej pory wiedział tylko, co osiągnęli w życiu zawodowym. Jego matka bombardowała go nowinkami ze świata, choć nigdy o to nie prosił. A jednak, dzięki temu, że za każdym razem gdy zasiadali do posiłków otrzymywał nową dawkę informacji, znał Westonów, choć jeśli chodziło o ich dzieci, wiedział jedynie, że je posiadali. To, co odkrył kopiąc głębiej, zaskoczyło go. Rodzina Cordelii miała równie dużo na sumieniu, co jego. Z tym, że on dawno rozpracował własną i doskonale wiedział, jak sobie z nią radzić. Panna Weston najwyraźniej nadal jedną nogą tkwiła w bajorku, które zgotowali jej rodzice.

– Daj spokój. Ojciec najwyraźniej nigdy się nie zmieni. Podobnie, ty – powiedziała z wyrzutem Cordelia.

– Mówisz od rzeczy – obruszyła się Judith. Ton jakiego użyła przypominał Mattowi jego matkę na spotkaniach z przyjaciółkami z wyższych sfer, zadzierających skorygowane przez chirurga nosy. Kobieta ewidentnie była uzależniona od swojego męża.

Cordelia prychnęła i pokręciwszy głową, jakby niedowierzając, że wciąż prowadzi tę rozmowę, odwróciła się na pięcie i opuściła poczekalnię. Matt spoglądał jeszcze przez chwilę w otwarte, puste już wejście, nie wiedząc czego właściwie był świadkiem. Zastanawiał się, co wydarzyło się w tej rodzinie, że matka nie staje po stronie własnych dzieci, lecz apodyktycznego męża, który najwyraźniej dba głównie o siebie. Przeniósł w końcu wzrok na gwiazdę dzisiejszej rozgrywki. Była niewzruszona. Zupełnie, jakby przed chwilą nie pokłóciła się z córką. Tak beznamiętnej maski nie widział nawet na sali sądowej. Przypominała mu w tej chwili lalkę, która wciąż ma te same emocje wymalowane na twarzy. Pani Weston kompletnie straciła zainteresowanie tym, co się wokół niej działo. Nawet na niego nie spojrzała, pogrążona we własnych myślach wpatrywała się wciąż w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu stała Cordelia. Postanowił, że najlepiej będzie, jeżeli dołączy do dziewczyny, nim wzburzona opuści szpital. Ostatnio, gdy nie było go przy niej, władowała się pod samochód. Kto wie, co tym razem się do niej przyplącze? – pomyślał, i odstawiwszy na stolik przyniesioną kawę i wodę dla Judith, opuścił poczekalnię. 

Na granicy prawa - Prawnicy § 2  [Przygotowywane do wydania ;) ]Where stories live. Discover now